Volkswagen Scirocco - wyrzutek rodziny?
Generalnie nigdy miłością do Volkswagenów nie pałałem. Wręcz przeciwnie, często udzielał mi się negatywny wobec tej marki nastrój, bo to przecież przecenione samochody. Wciąż uważam, że Volkswageny takie są, ale bliższy kontakt z tymi samochodami dały mi szersze pole widzenia na produkty "dla ludu". Doceniam szczególnie jeden model w gamie VW, mowa o Scirocco, który wzbudza praktycznie same pozytywne uczucia i o nim dzisiaj Wam opowiem.
10.04.2015 | aktual.: 02.10.2022 10:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W 2008 roku Volkswagen pokazał Scirocco XXI w. Producent miał już auto o takiej nazwie w swojej gamie, jednak było to "dawno i nieprawda". Historia zaczęła pisać się na nowo. Dla mnie był to szok - pierwszy Volkswagen, który szczerze mi się podobał. Szczególnie, że pokazali go w takim ślicznym zielonym lakierze, jeśli czytają mnie jakieś kobiety to pewnie nazwą go jakimś limonkowym, ale dla mnie był po prostu zielony. Od tego czasu chciałem go poznać bliżej. Ostatnio przeszedł gruntowną modernizację co jest nietypowe dla Volkswagena bo przecież nie zdążyliśmy się opatrzyć szóstą generacją Golfa, a dostaliśmy już siódmą. Scirooco dzięki swojemu designowi trzyma fason przez długie lata i nie starzeje się wizualnie.
To właśnie zewnętrzny wygląd pozwala odróżnić to auto od całej nudnej reszty i przyciągnąć klientów, którzy pragną czegoś co wygląda rasowo i jeździ rasowo. Czegoś, co da ludziom poczucie indywidualności a jednocześnie nie będzie na maksa krzykliwe. Przyznam szczerze, że lifting trochę zepsuł wygląd Scirocco, jednak coś trzeba było zrobić, w końcu tak wiele lat samochód się nie zmieniał. Do samochodu przyciąga mnie jego dziki charakter, przymrużone "oczy" i wielka paszcza - to wygląda agresywnie i tak ma być. Samochód, szczególnie wyposażony w duże niekoniecznie fabryczne (chociaż też) felgi wyróżnia się na ulicy i zadaje sportowego szyku. Idealny wabik na młodych kierowców, którzy na Volkswageny nigdy nie patrzyli przychylnym okiem.
Po zajęciu miejsca we wnętrzu czar wcale nie pryska. Owszem jest trochę ponuro, trochę szaro, trochę nudno ale to wszystko ma jedną zaletę - jest to funkcjonalne. Jedynym sportowym akcentem we wnętrzu są dodatkowe zegary na szczycie deski rozdzielczej i to na tyle. Prawie jak w Golfie GTI, chociaż tam jeszcze kilka elementów by się znalazło. Największym atutem Scirocco jest jego jakość wykonania. Zwykle nie przywiązuję do tego wagi, ale użyte przez VW materiały są naprawdę miłe w patrzeniu i dotyku, to wszystko jest do tego bardzo dobrze spasowane - kto nie widział i nie czuł może nie wierzyć, ale tak jest. Niby nic, jednak nawet nowa klasa C od Mercedesa trzeszczy plastikami. Co prawda guziczków jest mało ale można poklikać sobie w ekran. Sam system multimediów trochę mnie zadziwił ale nie byłem w stanie tam manualnie ustawić fali radiowej. Niby to nic takiego, bo zawsze można zrobić automatyczne wyszukiwanie, ale nie chce mi się wierzyć, że nie ma takiej opcji.
Ja jej nie znalazłem, instrukcji zresztą też nie było, więc nie mogłem się tym podeprzeć. Robiąc to na drodze z pewnością skończyłbym w rowie albo na jakimś stuletnim drzewie, toteż nie polecam. Jak ktoś potrafi ręcznie wybrać falę radiową w Scirocco to niech da znać w komentarzach. Poza tym jest miło, przytulnie, fotele są wygodne a kierownica mięsista - lubię to! Podoba mi się też bardzo niska pozycja za kierownicą. Wszyscy gonią do SUV-ów po to by napełnić swe ego wyższością i być wyżej od innych, co spowoduje, że niedługo będzie trzeba się przesiąść do ciężarowej Scanii, żeby być wyżej, a ja lubię siedzieć przy asfalcie. Nie jest jeszcze tak bezczelnie nisko, ale przyjemnie nisko. Ostatnim plusem jest to, że mimo liftingu nie wsadzili do Scirocco tego okropnego ekranu LCD zamiast analogowych wskaźników - niech żyje klasyka!
Sportowy wygląd = sportowe wrażenia? I tak i nie. Można kupić bazową wersję 1.4 TSI, która po liftingu ma 125 KM i zapewni "minimum", czyli prędkość max. na poziomie 203 km/h i przyśpieszenie poniżej 10 s do 100 km/h (9,7 s - dla dociekliwych). Zabawa zaczyna się jednak od "dwulitrówki". Silnik 2.0 ma moc 180, 220 i 280 KM. Już wersja 180 konna daje wystarczającą frajdę i nadaje temu autu dostatecznie sportowy charakter. Jednak złotym środkiem jest tutaj wersja 220 konna. To ten sam silnik, który napędza bazową "tetetkę" od Audi. Jest moc - pierwsza setka w 6,5 sekundy i maksymalnie 245 km/h - naprawdę nie trzeba nic więcej.
Najmocniejszy silnik jest zarezerwowany dla wersji R i szczerze mówiąc dla mnie jest bez sensu. Co prawda urywa kolejną sekundę ze sprintu do 100 km/h ale maksymalnie pojedzie "tylko" 250 km/h a kosztuje dużo więcej. Dla mnie nie warto. Wersja 220-konna jest całkowicie wystarczająca, Scirocco wyposażone w ten silnik powinno mieć logo GTI - bez wstydu. Przyśpieszenie to przyjemny kop w plecy. Ogólnie auto jest bardzo zwarte, świetnie się prowadzi, jest dynamiczne i szybko reaguje na polecenia kierowcy. Nigdy nie sądziłem, że Volkswagen wywoła u mnie tyle radości. Można mu podarować nudne wnętrze, jadąc nim i tak myśli się tylko o prowadzeniu a z tego wywiązuje się znakomicie. Można też jechać spokojnie, przepisowo i czuć relaks z prowadzenia. Nie będzie to kanapa w stylu Mercedesa E-klasy, ale wciąż widać uniwersalne geny Volkswagena.
Pozytywne wrażenie mąci jedno - cena. Nie chce tutaj podawać konkretnych i nudnych wyliczeń, ale Scirocco jak każdy zresztą współczesny Volkswagen przeczy swej nazwie - nie jest samochodem dla ludu. Chociaż wciąż zapala się lampka - Polski rynek to nie wyznacznik poczynań speców marki. To co u nas kosztuje 150 000 zł, za zachodnią granicą kosztuje 35 - 40 tysięcy euro i jest "do kupienia" dla przeciętnego człowieka. Choć nie jest to auto tak uniwersalne jak równie szybki Golf GTI, to jednak potrafi dać masę frajdy i co najważniejsze - przyciągnąć przeciwników i antyfanów do salonów niemieckiej firmy. Dla mnie bomba!