Trąbienie podczas wyprzedzania to nie jedyny archaizm w kodeksie drogowym. Oto luźne propozycje na jego zmianę
Nie od dziś wiadomo, że przepisy ruchu drogowego są trochę archaiczne i nieprecyzyjne w wielu miejscach. Warto byłoby zrobić gruntowny przegląd kodeksu. Oto moje propozycje na cztery wyjątki, które poprawiłyby bezpieczeństwo i upłynniły ruch.
07.02.2018 | aktual.: 01.10.2022 19:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie trzeba się długo zastanawiać, by przypomnieć sobie o przepisach absurdalnych, archaicznych czy po prostu niedostosowanych do ludzkich potrzeb. Oto co mi przyszło do głowy bez przeglądania przepisów i gruntownego badania tematu. Pewnie tyle samo propozycji padnie z waszej strony.
Nie wiem, dokąd jedziesz
Temat ten poruszałem wielokrotnie, ale wspomnę raz jeszcze. Używanie kierunkowskazów na skrzyżowaniu z ruchem okrężnym (tzw. rondzie) nie jest wymagane prawem, poza dwoma wyjątkami – zmiana pasa ruchu i zjazd z ronda. Ma to pełne uzasadnienie na dużych skrzyżowaniach, bo włączenie lewego kierunkowskazu może wprowadzać w błąd.
Moim zdaniem nieco inną sytuacją jest przejazd przez małe ronda, których w ostatnich lata pojawiły się tysiące. Takie, na których jest tylko jeden pas ruchu, i na których widać każdy z wlotów i każdy ze zbliżających się do niego pojazdów. Tak na dobrą sprawę jest to zwykłe skrzyżowanie z wysepką pośrodku, która zmienia organizację pierwszeństwa.
Nie zmienia to jednak faktu, że przez to, że kierowcy nie włączają kierunkowskazów przed rondami, ruch nie jest tak płynny, jak powinien być. Kierowca, który podjeżdża do ronda i widzi inne auto wjeżdżające z naprzeciwka, nie wie, jakie zamiary ma jego kierowca. I nawet jeżeli obaj jadą prosto, to jeden powinien czekać, aby się upewnić, czy nie wymusi pierwszeństwa.
Sam uważam, że przepisy im prostsze tym lepsze. Jednak w przypadku takich rond wprowadziłbym wyjątek, aby używać kierunkowskazów sygnalizując zamiar skrętu w prawo lub w lewo.
Nie blokuj prawego pasa
Zwykle kierowcy wściekają się na blokowanie lewego pasa i w większości przypadków mają słuszność. Jazda lewym wolniej niż inni poruszają się prawym to zwyczajny objaw chamstwa lub nieuwagi. Widać to zwłaszcza w dużych miastach, na wielopasmowych trasach. Widać na nich również, że nie znamy przepisów, bo wielu kierowców jeździ również pasem środkowym, gdy prawy jest wolny.
Nie każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że w Polsce mamy obowiązek jazdy prawą stroną drogi, niezależnie od liczby pasów i tak też powinniśmy się zachowywać. Jednak jestem przychylny dwóm wyjątkom.
Pierwszym byłaby autostrada i droga ekspresowa w okolicach wjazdów na nie. Zmiana pasa na lewy – z punktu widzenia przepisów niedozwolona i nieuzasadniona – ułatwia pojazdom wjeżdżającym na autostradę czy ekspresówkę włączenie się do ruchu. Jest to nie tylko zachowanie bezpieczne, ale także kulturalne i mające wpływ na upłynnienie ruchu.
Druga sytuacja to skrzyżowania z wyznaczonymi pasami ruchu i strzałkami kierunkowymi na jezdni. Są pasy, które pozwalają na jazdę na wprost i prawo. Z czystej kultury, jeżeli nie ma korków, nie powinniśmy z nich korzystać jadąc na wprost. W ten sposób umożliwiamy innym kierowcom skręt w prawo, np. mogącym skorzystać ze strzałki do skrętu warunkowego.
Światła awaryjne nie tylko do awarii
Nadużywanie świateł awaryjnych jest codziennością, ale czy rzeczywiście jest coś złego w tym, że dziękujemy kierowcom krótkim mignięciem, że ostrzegamy przed korkiem lub innym zdarzeniem, które może być dla jadących z tyłu niebezpieczne? Tak na dobrą sprawę, czy może ktoś podać jakim niebezpieczeństwem lub błędem – poza złamaniem przepisów – jest włączenie świateł awaryjnych w pojeździe holowanym?
Producenci samochodów już dawno doszli do wniosku, że nie ma niczego lepszego niż ostrzeganie światłami awaryjnymi. Światła stop widzimy często i są one monotonne dla naszego postrzegania. Mruganie awaryjnych przy gwałtownym hamowaniu to już niemal standard w nowych autach i nikt tego nie neguje. Więcej, bo w niektórych samochodach, gdy włącza się system ESP, również światła awaryjne mrugają – np. w Porsche na przemian prawe-lewe-prawe. W gruncie rzeczy grozi to mandatem!
Moim zdaniem przepis o używaniu świateł awaryjnych tylko w pojeździe, który zatrzyma się z powodu awarii w niedozwolonym miejscu jest najzwyczajniej archaiczny. Dziś do awarii na drodze dochodzi znacznie rzadziej niż kilkadziesiąt lat temu. Dawniej codziennością było przebicie opony – dziś to rzadkość.
Dziś mamy kilka razy więcej aut na drodze i kilka razy więcej sytuacji, które mogą powodować zagrożenie. Wprowadzenie przepisu o włączaniu świateł awaryjnych w celu ostrzegania przed niebezpieczeństwem również podczas jazdy, byłoby dobrym rozwiązaniem. A takim niebezpieczeństwem jest na przykład zestaw pojazd holujący i holowany i naprawdę światła awaryjne byłyby bardziej widoczne niż trójkąt za tylną szybą.
Nie strasz mnie
Przy okazji powyższego tematu chciałbym wspomnieć o przepisie, którego pewnie wielu z was nie zna. Chodzi o obowiązek używania krótkotrwałych sygnałów dźwiękowych podczas wyprzedzania lub omijania we mgle poza obszarem zabudowanym. Z całym szacunkiem, ale jest to tak przestarzały i oderwany od rzeczywistości przepis – wprowadzony pewnie ze względu na kiepskie oświetlenie pojazdów – że aż się prosi o jego zniesienie.
Nawet znając go, gdybym zobaczył obok siebie inne, trąbiące auto, byłbym zdezorientowany i nie wiedział o co chodzi. Co ma na myśli ten kierowca? Może widzi lub wie o czymś, co jest dla mnie zagrożeniem. Może nie mam świateł z tyłu i mnie ostrzega. Zatrzymam się i sprawdzę. W gęstej mgle, jest to wyjątkowo niebezpieczne.
Wyprzedzać bezpiecznie czy zgodnie z przepisami?
Jednym z najniebezpieczniejszych manewrów na drodze jest wyprzedzanie. Na tyle niebezpiecznym, że poświęcono temu zagadnieniu cały rozdział w kodeksie drogowym. Czytamy w nim o odpowiedniej odległości, upewnieniu się, zachowaniu odległości, używaniu kierunkowskazu i rzecz jasna o szczególnej ostrożności. Dla wielu kierowców jednak nie jest to nic wielkiego, bo… łamią jeden przepis.
Chodzi o prędkość dopuszczalną, która powinna być zachowana również w trakcie wyprzedzania. Kilka dni temu pisałem o tym, że gdy różnica prędkości pomiędzy wyprzedzanym autem osobowym a wyprzedzającym to tylko 10 km/h, to sam manewr trwa około 9 s. Szybciej wyprzedzicie TIR-a jadącego 20 km/h wolniej.
Moim zdaniem, a chętnie poczytam wasze opinie, zwiększenie prędkości powyżej dopuszczalnej, ale wyłącznie poza obszarem zabudowanym jest mniej niebezpieczne niż długotrwałe wyprzedzanie. Powiem więcej. Gdyby pozwolić na zwiększenie prędkości wyłącznie podczas wyprzedzania o 20-30 km/h powyżej dopuszczalnej, tylko na drogach z jednym pasem ruchu w jednym kierunku, to nie dość, że sam manewr trwałby krócej, to jeszcze pozwoliłoby to innym na wykonanie tego samego manewru.
No i jeszcze jedno – coś, co dziś jest właściwie normą dla większości kierowców, byłoby wreszcie zgodne z przepisami. Bo szczerze mówiąc, pamiętam tylko jedną w życiu sytuację, kiedy wyprzedzając patrzyłem na prędkościomierz. Zazwyczaj robię to dopiero po zakończeniu manewru. I kończąc temat, to wszystko co tu opisałem, a nie jest zgodne z przepisami, jest już od dawna w kulturze kierowców mocno zakorzenione.