Sprzedaż samochodu - droga przez mękę

Śledząc portale motoryzacyjne, czasopisma branżowe czy oglądając telewizję mamy wiele okazji aby natknąć się na eksperckie porady dotyczące jak nie dać się oszukać podczas zakupu wymarzonego samochodu. Co jednak gdy jesteśmy po drugiej stronie?

Sprzedaż samochodu - droga przez mękę
Maciej Choptiany

26.08.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:34

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pomysł na artykuł zrodził się w głowie gdy podjąłem decyzję o zmianie auta na nowsze.

Od początku...

Po dwóch latach użytkowania Volkswagena Golfa uznałem, że czas na przesiadkę do auta bardziej komfortowego, lepiej wyposażonego, może nieco większego z dynamiczniejszym silnikiem pod maską.

Obraz

Trochę oszczędności, małe rozpoznanie na rynku aut używanych i decyzja zapadła. Zacząć trzeba było jednak od sprzedaży obecnego auta, gdyż jak zapewne bywa w większości podobnych przypadków suma zarobiona na sprzedaży obecnego auta miała stanowić znaczącą część przy zakupie nowego. Wydawałoby się, że to żaden problem.

Popularny portal ogłoszeniowy, ciekawe zdjęcia w urbanistycznej scenerii, zwarty, prosty opis. Nic prostszego.

Po dwóch tygodniach uznałem, że z ostatnim elementem tej układanki jest chyba coś nie tak... Zwarty, prosty opis w którym zawarłem wszystkie wady i zalety mojego auta najwyraźniej skutecznie odstraszył większość zainteresowanych.

Pisząc go, uznałem, że każde auto używane ma pewne mankamenty i nie warto ich ukrywać, bo prędzej czy później wyjdą na jaw, o większości kupujący i tak się dowie więc lepiej od razu powiedzieć co sprzedaję.

Niedziałający mechanizm opuszczania prawej przedniej szyby, odpryski lakieru na tylnym zderzaku, brak podgrzewania prawego lusterka, rozerwane wygłuszenie komory silnika. Do tego ślady szpachli na tylnym błotniku o których informowałem potencjalnych kupujących gdy już dochodziło do oględzin. To chyba elementy które skutecznie odstraszyły wszystkich, którzy dzwonili w sprawie ogłoszenia lub oglądali samochód.

Obraz

Jako użytkownik auta, trochę się dziwiłem, bo mimo kilku mankamentów uważałem je za naprawdę ciekawą ofertę. Golf V, z benzynowym silnikiem 1.6, przebiegiem ok. 240 tys. km, który patrząc na stan auta wydawał się całkiem realny. Egzemplarz z 2007 roku, wersja Highline, z dwustrefową klimatyzacją, nawigacją, skórzanymi fotelami i aluminiowymi 17-calowymi felgami.

Początkowo myślałem, że może cena jest zbyt wygórowana. Gdy dokładniej przeanalizowałem jednak inne ogłoszenia, za podobną cenę można było kupić głównie auta z większym przebiegiem, awaryjnym 2.0 TDI, świeżo sprowadzone z Niemiec. Wiele mniej ciekawych ofert komisowych było nawet o kilka tysięcy droższych.

Jedyną przewagą tamtych ogłoszeń był jednak opis auta. Auto idealne, nie wymaga wkładu finansowego, bezwypadkowe itp. Po niektórych ewidentnie widać było, że zostały przysłowiowo odpicowane pod sprzedaż.

Za poradą znajomego postanowiłem usunąć z opisu informację o wadach auta. Telefonów rzeczywiście było znacznie więcej, gdy jednak o wadach i usterkach wspominałem przez telefon, dzwoniące osoby zwykle ucinały rozmowę.

Najlepszym pytaniem było "czy auto było bite?". Po tym jak powiedziałem, że "prawdopodobnie tak, bo gdy je kupowałem sam stwierdziłem obecność szpachli na tylnym błotniku, choć wg. mnie nie było to duże uszkodzenie i nie dyskwalifikowało tego auta przy zakupie, więc postanowiłem je nabyć". W zasadzie od wszystkich którzy to pytanie zadali usłyszałem, krótkie "aha, to ja dziękuję".

Jedynie konkretne oferty kierowali handlarze, wcale tego nie ukrywając. Nie traktowałem tych ofert jednak poważnie, gdyż kwota którą proponowali nie wystarczyłaby nawet na zadbany egzemplarz poprzedniej generacji Golfa.

Po około 3 tygodniach od momentu wystawienia Golfa, dziesiątkach odbytych rozmów telefonicznych i kilku prezentacjach auta uznałem, że nie mam ochoty bawić się w handlarza i postanowiłem zmienić zdanie.

Auto zostało u mnie, zmianę na nowszy model odłożyłem na później. Naprawiłem mechanizm szyby. Okazało się to być błahostką, gdyż mechanik skasował jedynie 100 zł, za demontaż tapicerki i wpięcie i zlutowanie złamanego przewodu.

Teraz pozostaje jedynie myśl... jak w Polsce uczciwie sprzedać auto pośród masy, samochodów wystawianych przez handlarzy, którzy przedstawiają oferowane pojazdy jedynie w superlatywach.

A jakie Wy macie doświadczenia z zakupu i sprzedaży swoich aut?

Źródło artykułu:WP Autokult
blogiVolkswagensamochody używane
Komentarze (38)