Sprawa kradzieży zielonego ferrari. Analizujemy wersję policji
Głośną sprawą kradzieży ferrari w Mielnie zajmie się koszalińska prokuratura. Śledczy podali do wiadomości publicznej trzy wątki, które są badane. O ile w przypadku zwykłych samochodów byłyby one zrozumiałe, o tyle w przypadku nowego supersamochodu każdy z nich można podważyć.
06.08.2020 | aktual.: 22.03.2023 10:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po czterech dniach od kradzieży Ferrari 488 Spider z nadmorskiego kurortu polskie organy ścigania nie mogą się jeszcze pochwalić publicznie żadnymi postępami w tej sprawie. Nie oznacza to jednak, że prace nie są prowadzone.
– Sprawa kradzieży z Mielna ma dla nas najwyższy priorytet. Z racji na wartość skradzionego pojazdu śledztwo rozpoczyna prokuratura okręgowa w Koszalinie – informuje nas st. asp. Rafał Skoczylas z Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie.
Koszalińscy policjanci nie ukrywają, że w pracach pomaga im bardzo duże zainteresowanie entuzjastów motoryzacji z całego kraju, którzy informowali o obecności auta w różnych częściach Polski (auto było widziane na trasie S7 w kierunku Warszawy, a następnie w Olecku w kierunku wschodnich granic).
– Codziennie zbieramy bardzo dużo materiału dowodowego, który na pewno będzie pomocny w śledztwie. Dostajemy mnóstwo informacji, nawet o podejrzanych lawetach i garażach – informuje rzecznik koszalińskiej KMP.
Dziś w takich przypadkach policja bazuje już nie tylko na zdjęciach publikowanych w internecie, ale ma dostęp do znacznie bardziej wyszukanych narzędzi. Analizowane są dane z monitoringów i punktów viaToll oraz urządzeń namierzających zamontowanych w samochodzie, które niewątpliwie znajdowały się w skradzionym aucie (przy tej klasie wozów wymagają tego choćby ubezpieczyciele).
Obecnie policja nie wyklucza żadnego rozwiązania, ale głównie badane są trzy potencjalne scenariusze: kradzież z zamiarem rozebrania na części, kradzież na zamówienie lub wyłudzenie odszkodowania.
Kradzież zielonego ferrari: co mogło się stać?
Pierwszy z pomysłów policji, o ile często trafny przy kradzieżach samochodów, w tym przypadku nie jest taki oczywisty. Warte około półtora miliona złotych i mające zaledwie kilka lat ferrari nie jest typowym samochodem, a więc i środki zabezpieczające nie są takie same jak w oplach czy škodach znanych z naszych ulic.
Jak informowałem przed rokiem w artykule o kradzieży samochodów luksusowych, kradzieże ferrari na części zdarzają się rzadko. Powodem są wyjątkowe zabezpieczenia, które według polskich przedstawicieli marki sprawiają, że skradzione części są "po prostu bezużyteczne".
W nowych autach z Maranello stosowane są rozwiązania, dzięki którym czynności serwisowe mogą wykonywać wyłącznie autoryzowane serwisy lub inne podmioty za zgodą producenta. Każdy z podzespołów samochodu ma swój unikalny numer seryjny i przy jego instalacji potrzebna jest autoryzacja wykonywana wyłącznie przez centralę we Włoszech. Z tego powodu samo zainstalowanie do innego egzemplarza Ferrari 488 części zgłoszonych do rejestru producenta jako kradzione nie wystarczy jeszcze, by samochód zaczął działać.
Części z zielonego 488 nie przedostaną się więc do ogólnego, legalnego obiegu podzespołów. Jeśli zostaną wykorzystane, to raczej w egzotycznych krajach, gdzie można się spotkać z praktykami "piratowania" części przy użyciu nielegalnego oprogramowania. Najprawdopodobniej docelowo skradziony samochód ma zostać wywieziony do jednego z takich miejsc.
Jeśli ktoś jednak zadaje sobie tyle trudu przeszmuglowania takiego samochodu przez granicę, to raczej na zlecenie "klienta", który upatrzył sobie auto w takiej oryginalnej konfiguracji i zlecił jego kradzież. Nietypowe lakiery, takie jak ten spoczywający na ferrari zakupionym przez poznańskiego biznesmena, są wykonywane na zamówienie, a ich koszt w salonie może się wahać od kilkunastu do nawet ponad stu tysięcy złotych. Do tego dochodzi jeszcze kolejne kilkadziesiąt tysięcy złotych za wykończenie wnętrza w podobnym odcieniu.
488 Spider w rzadko występującym, zielonym kolorze jest więc bardziej wartościowe, ale z reguły takie samochody nie są łakomym kąskiem dla złodziei. W końcu sam lakier jest najlepszym zabezpieczeniem egzemplarza: gdziekolwiek na świecie pokazałby się teraz samochód w takim kolorze, na pewno przykułby uwagę miejscowych, a zdjęcia zguby dotarłyby szybko również do Polski.
Pozostaje jeszcze opcja wyłudzenia odszkodowania od ubezpieczalni. Wbrew pozorom w przypadku supersamochodów nie jest to wcale rzadko spotykana praktyka. Najpopularniejszym przykładem (udaremnionej) próby wyłudzenia odszkodowania ostatnich lat była sprawa właściciela bugatti veyrona, który z premedytacją wjechał swoim cennym autem do jeziora.
Tę hipotezę jednak też można łatwo podważyć. Jak widać choćby po powyższym przykładzie, dużo łatwiej jest upozorować uszkodzenie niż kradzież auta cieszącego się takim zainteresowaniem publicznym, wyposażonym w tyle alarmów i systemów namierzających. W praktyce dla towarzystw ubezpieczeniowych takie zabezpieczenia mają hamować zapędy nie tylko na złodziei, ale i… nieuczciwych właścicieli.