SP2 to najładniejszy volkswagen, jakiego nie znałeś. Miał jedną poważną wadę
Przyznacie, że Volkswagen bardziej kojarzy się z poprawnymi do bólu samochodami, niż okazami piękna. Wyjątki są nieliczne - Karmann Ghia czy SP2. Ten drugi nie brzmi znajomo, prawda? A szkoda, bo to mogłoby być coś.
04.12.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W historii Volkswagena nie brakuje sportowych samochodów – zaczynając od ojca hot-hatchy GTI, przez ciekawe rozwiązanie w postaci sprężarki typu G w małych Polo czy dojrzałym Corrado, aż po współczesnego Golfa R. Ale jest jeszcze jeden, wielu osobom mało znany rozdział, który rozgrywał się ok. 10 tys. km od centrali marki.
Lata 60. XX wieku nie były zbyt łaskawe dla rynku motoryzacyjnego w Meksyku. Chcąc rozruszać miejscowy przemysł samochodowy, nałożono bardzo wysokie podatki na importowane samochody – na tyle wysokie, że ściąganie samochódów było praktycznie nieopłacalne.
Jako że Volkswagen miał na miejscu swoją spółkę Volkswagen de Mexico, mógł swobodnie produkować i sprzedawać auta. Smycz z Wolsfburga była stosunkowo luźno założona na meksykański oddział, a tamtejsi pracownicy mieli sporo swobody w eksperymentowaniu przy tworzeniu nowych modeli.
Jako że brakowało typowo sportowych i tanich aut (poza kilkoma wyjątkami jak Puma GT), a Karmann Ghia był już nieco przestarzały, tamtejszy menadżer Rudolf Leiding postanowił zbudować atrakcyjny samochód sportowy, by nieco ożywić południowoamerykański rynek, a zadanie zlecił niejakiemu Schiemannowi. Zbudowanie całkiem nowego samochodu nie wchodziło w grę ze względu na fundusze, dlatego konieczne było zastosowanie jak największej liczby już istniejących elementów z dotychczasowych aut.
Prace rozpoczęto w 1969 r. pod kryptonimem "Projekt X" (brzmi co najmniej, jakby tworzyli kilkusetkonną bestię, prawda?), a już 2 lata później samochód błyszczał podczas targów przemysłowych w São Paulo. Trzeba przyznać, że nawet dziś robi wrażenie, prawda?
Długa maska z klinowatym przodem, obłe kształty, podkreślone nadkola i pięknie zarysowany garb otoczony z obu stron wlotami powietrza, tworzyły wrażenie obcowania z naprawdę mocnym i przede wszystkim szybkim samochodem. Bez wątpienia jest to jeden z najładniejszych volkswagenów, jakie kiedykolwiek powstały.
Volkswagen SP2 bazował na podwoziu modelu 1600 (Typ 3) (który z kolei spokrewniony był rzecz jasna z Garbusem), przez co odziedziczył montowany z tyłu chłodzony powietrzem silnik typu boxer, chociaż długa przednia maska zdolna byłaby schować pod sobą uczciwe V8. Mimo niezwykle spektakularnego wyglądu, niestety ze sportem miał on już niewiele wspólnego.
Tak naprawdę zaczęło się od modelu SP1, który dysponował 1,6-litrowym silnikiem o mocy zaledwie 65 KM. Chyba nie muszę dodawać, że był on wyjątkowo powolny, a po wyprodukowaniu ok. 90 sztuk przerzucono się na SP2, który już miał mocniejszą jednostkę. Ale nie spodziewajcie się cudów. Silnik co prawda nieco zmodyfikowano i miał on 1,7 litra, ale moc oscylowała w okolicy 75 KM.
Wystarczało to zaledwie na rozpędzenie volkswagena do ok. 160 km/h, a setkę osiągał w 15-16 sekund. Przyznacie, że zbyt dynamiczny to on nie był. Niestety swoje robiła także stosunkowo duża masa, ponieważ SP2 dysponował stalowym nadwoziem, a nie z włókna szklanego jak oferowana wówczas Puma GT.
Prawdziwe pochodzenie skrótu SP nie jest do końca znane (teorie twierdzą, że pochodzi od São Paulo, gdzie był produkowany, od Special Project lub Sport-Prototype), jednak ze względu na osiągi, złośliwie rozwijano go na "Sem Potência", co po portugalsku oznacza "brak mocy". Trudno się z tym nie zgodzić.
Co prawda samochód w niewielkich liczbach był też eksportowany za granicę, jednak nigdy oficjalnie nie trafił do Europy. Volkswagen swego czasu nawet naciskał na eksport, ale ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu. Lada moment światło dzienne miał ujrzeć inny usportowiony model – Scirocco – o znacznie nowocześniejszej konstrukcji, a w tym samym czasie Volkswagen podpisał z Porsche umowę o opracowanie nowego, taniego auta sportowego, który w późniejszym czasie i po pewnych przewrotach, pojawił się jako Porsche 924.
Mimo świetnego wyglądu SP2 nie zrobił także kariery w Brazylii. Wyprodukowano tylko ok. 11 tys. egzemplarzy i w 1976 r. ze względu na malejące zainteresowanie zaprzestano produkcji i dalszego rozwoju samochodu. A szkoda. Być może mocniejszy silnik wystarczyłby, żeby samochód zyskał większą popularność na "rodzimym" rynku, ale może byłaby to też istotna karta przetargowe w ewentualnym eksportowaniu go do Europy.
Dziś samochód jest poszukiwany szczególnie przez miłośników silników chłodzonych powietrzem i pojedyncze egzemplarze można spotkać na Starym Kontynencie na owoc prywatnego importu. Jeden egzemplarz można też podziwiać w muzeum Volkswagena w Wolfsburgu.