Rajdówki (nie)zgodne z przepisami? [część 1]
Wiele razy poruszaliście ten wątek w komentarzach, pora więc wyjaśnić kilka spraw. Gdy zacząłem szukać informacji, sam nie mogłem uwierzyć, jak bardzo niezgodne z przepisami są samochody rajdowe.
29.03.2012 | aktual.: 30.03.2023 12:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rajdy samochodowe to o tyle specyficzny rodzaj wyścigu, że nie odbywa się na zamkniętym torze, ale na drogach publicznych. Niczego nie zmienia ich zamknięcie na czas trwania imprezy, ponieważ pomiędzy odcinkami specjalnymi kierowcy muszą pokonywać odcinki dojazdowe. Te zaś są po prostu normalną drogą publiczną, na której nawet Sébastien Loeb ma takie same prawa i obowiązki jak każdy inny kierowca.
Notabene to właśnie Sébastiena Loeba niedawno dosięgły konsekwencje specyfiki rajdów samochodowych. Na odcinku dojazdowym Rajdu Wielkiej Brytanii kończącego poprzedni sezon mistrz zderzył się czołowo ze swoim wielkim fanem. Co z tego, że wina leżała po stronie kibica, który jechał niewłaściwą stroną drogi, skoro zawodnik nie mógł z tego powodu ukończyć rajdu. A gdyby to miało wpływ na losy mistrzostw? Cóż, w takiej sytuacji można jedynie zacytować Tommiego Mäkinena, który mawiał: „That’s a rally”.
Jakie zatem przepisy dotyczą samochodu rajdowego, skoro porusza się on po drogach publicznych? Dokładnie takie same jak nas wszystkich. Mówi o tym m.in. regulamin RSMP: "Wszystkie samochody zgłoszone do rajdu muszą posiadać dopuszczenie do ruchu drogowego i muszą spełniać wymagania art. 253 Zał. J w zakresie obowiązkowego wyposażenia bezpieczeństwa. Zastosowane modyfikacje dozwolone przez Zał. J dla wszystkich samochodów muszą być zgodne z przepisami Prawo o Ruchu Drogowym ze szczególnym uwzględnieniem przepisów w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego i ochrony środowiska".
Jak to interpretować? Nie będę wchodził w szczegóły, poruszę tylko te zagadnienia, które nas interesują. Przede wszystkim aby samochód został dopuszczony do ruchu drogowego, musi – co wydaje się oczywiste – mieć tablice rejestracyjne z przodu i z tyłu. Jak wygląda to w praktyce? Spójrzcie…
Niby tablica jest, ale w rozumieniu prawa nie jest to tablica rejestracyjna. To, czym jest tablica rejestracyjna, określa precyzyjnie Rozporządzenie Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej z 14 grudnia 1998 r. Przede wszystkim powinna być wykonana z taśmy aluminiowej z wytłoczonymi numerami, a nie z papieru samoprzylepnego. Tak wygląda to od strony prawnej, a jak jest w praktyce?
W przypadku samochodów niższych klas zwykle wszystko jest w porządku. Im lepsze samochody i lepsi kierowcy, tym "tablice" mniejsze i bardziej ukryte, zupełnie niewidoczne lub w ogóle nie założone, co jest niezgodne z przepisami ruchu drogowego. Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z 31 grudnia 2002 r. dokładnie określa umiejscowienie tylnej tablicy rejestracyjnej. Nie precyzuje natomiast dokładnego miejsca montażu przedniej tablicy, choć takie, fabryczne być powinno i tam powinna się znaleźć tablica:
"Właściciel pojazdu umieszcza na pojeździe tablice z przodu i z tyłu w miejscach konstrukcyjnie do tego przeznaczonych (...) Jeżeli pojazd nie ma specjalnego miejsca do umocowania tablic, to przednią i tylną tablicę umieszcza się w środku szerokości pojazdu, a gdyby to utrudniało jego eksploatowanie lub ograniczało widoczność tablicy - po lewej stronie pojazdu".
Artykuł jasno wskazuje na to, że tablice powinny być widoczne. Tak czy inaczej nalepki na zderzak są nielegalne, ponieważ nie są tablicami.
Dlaczego więc się je stosuje? Podobno sędziowie podczas badania kontrolnego przymykają na to oko. Jednak moim zdaniem jest tu pewna nieścisłość, ponieważ według karty Badania Kontrolnego 1 sprawdza się tylko jej obecność, a nie miejsce zamocowania.
Często przednia tablica ląduje na klatce bezpieczeństwa, tak aby była widoczna przez szybę, więc jest w samochodzie. Punkt odhaczony i wszystko gra. Inna sprawa, że jednak auto bez tablicy z przodu nie spełnia wymogu regulaminowego RSMP, który przytoczyłem na początku. Jednak trudno dziwić się zawodnikom, skoro nawet auta sędziów, tzw. zerówki, nie spełniają tego wymogu.
Inne przyczyny są już czysto praktyczne. Oczywiste jest to, że podczas rajdu nietrudno o utratę przedniego zderzaka, a co za tym idzie - tablicy rejestracyjnej. Wymiana zderzaka to jedno, ale przekładanie tablicy to dodatkowy czas, którego zawsze jest mało. Pół biedy, gdy można to zrobić. Gorzej, gdy tablica się zniszczy. Zawodnik raczej nie będzie miał ochoty podczas rajdu składać wniosku o wydanie nowej. Poza tym w całej karierze nawet z jednym samochodem niektórzy kierowcy musieliby to robić kilka razy w roku.
Kolejną przyczyną jest to, że nierzadko tablice zasłaniają wloty powietrza do chłodzenia silnika i hamulców. Przyjrzyjmy się choćby popularnym Lancerom Evo. W niektórych ewolucjach naprawdę trudno o dobre miejsce. A przecież nie ma nic gorszego niż deficyt świeżego powietrza w rajdowym silniku z turbo. Sprawy nie rozwiązuje kwadratowa tablica, tzw. dwurzędowa, która może być umieszczona wyłącznie z tyłu...
"Z przodu pojazdu umieszcza się wyłącznie tablicę jednorzędową, z wyjątkiem ciągnika rolniczego".
Jednak tablice to nie wszystko, bo są jeszcze nalepki kontrolne. Pomijam już szczegóły dotyczące ich umieszczenia, bo takie nalepki to nieczęsty widok w samochodach rajdowych.
Dlaczego? Również z przyczyn praktycznych. Szybę przednią w samochodzie rajdowym można śmiało uznać za część eksploatacyjną. Każdy serwis rajdowy ma przynajmniej jedną na stanie, a niemożliwe jest, aby na każdej znajdowała się nalepka kontrolna. Choć są sposoby na odklejenie jej i ponowne przyklejenie, to nie wyobrażam sobie tego w warunkach rajdowych.
O ile sędziowie rajdowi przymykają oko na te odstępstwa, to wyjątkowo "nadgorliwy" stróż prawa może zrujnować rajd niemal każdemu czołowemu zawodnikowi. Wystarczy zatrzymanie do kontroli na odcinku dojazdowym i już jest powód do odebrania dowodu rejestracyjnego. Mandat to w takiej sytuacji sprawa marginalna.
Jak rajdowcom się udaje? No cóż, po prostu się udaje. Trudno ich nie rozumieć, a do tej sytuacji świetnie pasują słowa Josepha Estrady, który powiedział: "Nie jestem przeciwko prawu, to prawo jest przeciwko mnie".
Tymczasem fakt jest faktem, a prawo prawem i można śmiało stwierdzić, że nieco mniej niż połowa samochodów rajdowych choćby z powodu tablic rejestracyjnych i nalepek kontrolnych porusza się na odcinkach dojazdowych nielegalnie. A to jeszcze nie wszystko, bo są inne przypadki niezgodności z przepisami o ruchu drogowym samochodów rajdowych. Jakie? O tym w drugiej części artykułu.
PS. Moim celem jest jedynie przedstawienie faktów od strony prawnej i sportowej. Nie osądzam zawodników, Polskiego Związku Motorowego, ustawodawców. Zdjęcia zamieszczone w artykule za zgodą ich autorów pochodzą z imprez sportowych i testów. Nie były wykonywane specjalnie na potrzeby tekstu. Nie oceniam również zawodników pokazanych na tych zdjęciach.