Przepisy, które miały wejść w życie. Zielony listek to dopiero początek

Zaostrzone przepisy dla młodych kierowców, dodatkowy element obowiązkowego wyposażenia auta czy większe trudności z likwidowaniem punktów karnych - to tylko niektóre propozycje zmian w prawie dla kierowców, które mimo zapowiedzi nie weszły w życie. Zapowiedzi były tak przekonujące, że część Polaków nie wie do końca, co dziś obowiązuje.

Gdyby plany rządu weszły w życie, "okazji" do otrzymania mandatu byłoby dużo więcej
Gdyby plany rządu weszły w życie, "okazji" do otrzymania mandatu byłoby dużo więcej
Źródło zdjęć: © Policja
Tomasz Budzik

17.07.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wielu kierowców zszokowała deklaracja rządu, dotycząca podniesienia górnej granicy kwoty mandatu do 5 tys. . Nie brakuje też takich, którzy nie mogąc znieść masowego lekceważenia przepisów przez kierujących, od dawna czekali na taką zmianę. Jednak zapowiedź zmian to jeszcze nie opublikowana w Dzienniku Ustaw nowelizacja. W ostatnich latach wiele inicjatyw osiadało na legislacyjnych mieliznach. Niektóre były zapowiadane z taką konsekwencją, że wielu kierowców sądzi, iż zmiany weszły w życie. Oto najważniejsze przykłady takich projektów zmian.

Zielony listek na początek

Starsi kierowcy zapewne pamiętają jeszcze widok naklejki na tylnej szybie samochodu. Przed laty takich aut jeździło sporo, dziś nie ma ich właściwie wcale. Mogło być jednak inaczej. Powrót zielonego listka, wskazującego na osobę, która dopiero niedawno uzyskała prawo jazdy, zapowiadano już na początek 2013 r. W myśl ówczesnych założeń świeżo upieczeni kierowcy listkiem mieli ozdabiać tylną szybę przez osiem miesięcy po uzyskaniu prawa jazdy. Ze zmian zrezygnowano.

Temat jednak powrócił. Listek miał stać się obowiązkowy od 4 czerwca 2018 r. Przez osiem miesięcy od uzyskania prawa jazdy auto prowadzone przez młodego kierowcę miało być oznakowane z tyłu i z przodu. Ostatecznie strona rządowa w ostatniej chwili wycofała się ze zmian w przepisach ze względu na niedoskonałość Centralnej Ewidencji Kierowców. Ten sam problem stał się powodem wycofania się z innych uregulowań.

Niewiele brakło i listki znów byłyby popularne na drogach
Niewiele brakło i listki znów byłyby popularne na drogach© Tomasz Budzik

Szkolenia i ograniczenia dla młodych

Zielony listek nie miał być jedynym wymogiem stawianym świeżo upieczonym kierowcom. Zgodnie z propozycją, która miała wejść w życie w 2018 r., między czwartym a ósmym miesiącem od uzyskania uprawnień młody kierowca miał mieć obowiązek wzięcia udziału (na własny koszt) w kursie doszkalającym z zakresu bezpieczeństwa. W programie dwie godziny teorii i godzina praktyki na specjalnym torze z płytą poślizgową. Rząd wycofał się z wprowadzenia w życie gotowych przepisów ze względu na niedomaganie CEK-u. To tym bardziej kontrowersyjne, że wiele prywatnych firm po zapowiedziach resortu zdążyło już wybudować ośrodki, które miały służyć do przeprowadzania szkoleń.

Konieczność przejścia praktycznego szkolenia dla młodych kierowców była chwalona przez ekspertów z dziedziny bezpieczeństwa. Inaczej było jednak z innym zapisem, który niemal wszedł w życie w 2018 r. Chodzi o ograniczenia prędkości. Zgodnie z planem przez osiem miesięcy po zdaniu egzaminu młodzi kierowcy mieli mieć zakaz poruszania się szybciej niż 50 km/h w terenie zabudowanym – nawet jeśli znaki pokazują wyższe limity. Poza obszarem zabudowanym kierowcy z listkiem mieli jechać nie szybciej niż 80 km/h, a na autostradach do 100 km/h. Zdaniem części ekspertów wolniej jadący kierowcy byliby bezwzględnie wyprzedzani przez innych zmotoryzowanych, co mogłoby prowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Ten pomysł również upadł przez braki w CEK-u.

Tylko dwa z tych elementów są obowiązkowe. I tak pozostanie
Tylko dwa z tych elementów są obowiązkowe. I tak pozostanie© WP.PL

Nie tylko trójkąt i gaśnica

Od lat na liście obowiązkowego wyposażenia samochodów osobowych zarejestrowanych w Polsce znajdują się dwie pozycje: trójkąt ostrzegawczy i gaśnica. Od dawno prawo nakazuje również udzielenie pomocy ofiarom wypadku, którego jesteśmy świadkami, a w razie odmowy jej udzielenia wyznacza kary. Dlaczego więc przepisy nie nakazują posiadania w aucie apteczki?

Co prawda jako pomoc uznawane jest nawet wezwanie służb ratunkowych, ale w wielu przypadkach świadkowie wypadku mogliby pomóc w daleko większym zakresie. W końcu każdy kierowca przechodził kurs pierwszej pomocy, a zajęcia z tego zakresu są powszechne również w szkołach. Problem w tym, że kiedy świadkiem zdarzenia jest osoba piesza, zostaje ona z pustymi rękami.

Jesteśmy jedynym obok Rumunii krajem UE, w którym w pojazdach wymaga się gaśnicy, a jednocześnie nie ma obowiązku posiadania apteczki. Stworzenie projektu zmiany tego przepisu w swoim planie działań na 2019 r. miała Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Miała też powstać polska norma zawartości apteczki. Z czasem sprawa przycichła.

Jeśli macie nadzieję, że prace nad tym projektem trwają gdzieś w kuluarach, to spieszymy z informacją, że jest inaczej. W czerwcu 2021 r. Ministerstwo Infrastruktury w odpowiedzi na interpelację posła Aleksandra Miszalskiego poinformowało, że nie zamierza zmieniać wykazu obowiązkowego wyposażenia samochodów osobowych zarejestrowanych w Polsce.

Mandat to jedno, punkty to już inna sprawa. Niedługo mają być znacznie ważniejsze
Mandat to jedno, punkty to już inna sprawa. Niedługo mają być znacznie ważniejsze© Policja

Redukcja punktów wciąż bez zmian

4 czerwca 2018 r. miały zniknąć kursy reedukacyjne, pozwalające na redukcję stanu punktów karnych o 6 "oczek". Ówczesne Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa obiecywało wówczas, że powołany zostanie nowy system. Miał on uniemożliwiać redukcję liczby punktów poprzez zgłaszanie się na szkolenia w dowolnym momencie. Kierowca, którzy przekroczyłby dozwoloną ich liczbę - 20 dla młodych kierowców i 24 dla bardziej doświadczonych - mógłby uniknąć przepadku prawa jazdy pod warunkiem wzięcia udziału w kursie reedukacyjnym organizowanym według nowej formuły.

Zajęcia miały obejmować 28 godzin, a nie jak dziś 4,5 godziny. To oznacza, że aby wziąć w nich udział, trzeba byłoby wziąć urlop. W zamian za to po kursie konto punktów zostałoby wyzerowane. Nie miało to jednak oznaczać raju dla piratów drogowych. Po odbyciu kursu na następny można byłoby się zapisać dopiero po pięciu latach. Kto wcześniej przekroczyłby maksymalną liczbę punktów, traciłby prawo jazdy.

Radykalniejsza wersja przepisów o punktach nie doczekała się wdrożenia ze względu na niedopracowanie Centralnej Ewidencji Kierowców. Dziś wiadomo jednak, że nawet po uzyskaniu przez CEK pełnej funkcjonalności przepisy nie zostaną zaimplementowane. W międzyczasie rząd zmienił koncepcję walki z piratami drogowymi. Na bardziej radykalną. Zgodnie z zapowiedziami rządu po zmianach za jedno wykroczenie będzie można naliczyć do 15 punktów karnych (dziś maksymalna ich liczba to 10). Co więcej, punkty będą kasować się po dwóch latach, a nie po roku, jak jest to dziś. Dodatkowo zupełnie zlikwidowane będą kursy pozwalające na obniżanie liczby punktów karnych.

Rząd chce wprowadzić zmiany do końca 2021 r. Jeśli do tego dojdzie, na ponowne egzaminy zacznie zapisywać się zdecydowanie więcej doświadczonych kierowców.

Zatrzymywanie "prawka" poza obszarem zabudowanym

Według policyjnych statystyk nadmierna prędkość jest główną przyczyną powstawania wypadków ze skutkiem śmiertelnym. By ukrócić zapędy kierowców do nadmiernego wciskania prawego pedału, w 2015 r. w życie weszły przepisy, zgodnie z którymi policja na trzy miesiące zatrzymuje prawo jazdy, jeśli kierujący przekroczy dozwoloną prędkość o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym. Na początku nowa sankcja działała, z czasem jednak kierowcy zobojętnieli. Wówczas pojawił się pomysł, by podbić stawkę.

W myśl nowej koncepcji, powstałej pod koniec 2019 r., mundurowi mieli zatrzymywać "prawko" za przekroczenie o ponad 50 km/h także poza obszarem zabudowanym. Dotyczyć miało to również autostrad, a więc – przynajmniej w teorii – najbezpieczniejszej kategorii dróg. Prawo jazdy miało tracić nawet 40 tys. kierowców rocznie.

Szybko powstał projekt nowelizacji, a przepis miał wejść w życie 1 lipca 2020 r., wraz ze zmianami w pierwszeństwie pieszych na przejściach. Stało się jednak inaczej. Najpierw droga legislacyjna projektu straciła na impecie, potem rząd zmienił zamiary. Pomysł odrzucono ze względu na fakt, że samorządy miałyby problem z obsługą przewidywanego tempa wzrostu zatrzymań praw jazdy.

Praktyka pokazuje, że droga pomiędzy zapowiedziami a wdrożeniem przepisów bywa długa i wyboista. W przypadku niektórych pomysłów rządzący po prostu zrezygnowali. Czas pokaże, czy podobny los nie spotka części pomysłów przedstawionych ostatnio przez premiera.

Źródło artykułu:WP Autokult
bezpieczeństwoprzepisyzmiany w przepisach
Komentarze (3)