Pankowe porsche już wcześniej miało kolizję. Przyjechało ze Stanów Zjednoczonych
Rozbite w ciągu zaledwie 12 godzin po wprowadzeniu do oferty sieci Panek białe Porsche Cayman nie miało łatwego życia. Już w Stanach Zjednoczonych doznało szkody całkowitej, choć polska baza danych w ogóle o tym nie wspomina. Wiemy też, że już nie wróci do oferty firmy carsharingowej.
15.12.2020 | aktual.: 16.03.2023 15:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sieć Panek lubi zaskakiwać swoich klientów, wprowadzając do oferty wynajmu aut na minuty niecodzienne samochody. Czy to maluch, syrenka, stare BMW, bentley czy właśnie porsche, pojawienie się na ulicach nowego nabytku zawsze wzbudza spore zainteresowanie. W końcu można przejechać się niecodziennym pojazdem, wydając na to kilkadziesiąt złotych.
Tak też myślał jeden z kierowców, który pod wpływem alkoholu wsiadł za kółko porsche na minuty, należącego do firmy carsharingowej. Niestety, doszło do kolizji. Choć nie był jej winny, ma teraz spore problemy, a za naprawę wypożyczonego Caymana zapłaci z własnej kieszeni.
Nie będzie to pierwsza naprawa, jaką przejdzie to auto. Jak wskazują dane z rządowej strony historiapojazdu.gov.pl, porsche zostało zarejestrowane 1 stycznia 2014 roku. W Polsce kupiono je "na firmę" w lutym 2018 roku, ale dopiero w maju przeszło badanie techniczne i zostało zarejestrowane. Co dziwne, kolejne badanie odbyło się w listopadzie 2019 roku, czyli właściciel spóźnił się z przeglądem o pół roku. To nie wszystko. Rok później porsche trafiło do kolejnego właściciela, który pozbył się go 25 dni później. Niewątpliwie było to dość niecodzienne zachowanie, ale jeszcze nie wzbudzało podejrzeń. W bazie historiapojazdu.gov.pl nie ma jednak informacji o tegorocznym badaniu technicznym. Może to oznaczać po prostu ludzki błąd przy wprowadzaniu danych lub rzeczywiście brak wykonanego badania. Ta sytuacja jest aktualnie badana w firmie Panek.
O wiele więcej ciekawych informacji o rozbitym w ostatnich dniach porsche dostarcza raport AutoDNA. Jest to usługa, która pozwala na sprawdzenie historii pojazdu w Stanach Zjednoczonych. Co wynika z raportu? Na przykład to, że w 2014 roku wspomniany Cayman zderzył się z zaparkowanym pojazdem, a w 2016 roku trafił na aukcję sprzedaży pojazdów flotowych, gdzie zmienił właściciela za ok. 40 tys. dolarów. Można też zauważyć, że źle zapisano przebieg – 54 tys. mil (czyli 87 tys. km) spisano jako 54 tys. km. Ten błąd przeszedł do polskiej bazy danych.
W 2017 roku (w październiku lub grudniu, w zależności od informacji, z jakiej bazy pochodzą dane) porsche miało szkodę całkowitą, ale — jak tłumaczy Kamila Aleksiuk z AutoDNA — takie różnice mogą mieć miejsce w sytuacji gdy różne instytucje czy organy w innych terminach uzupełniają dane w swoich bazach - tłumaczy. Kolejny dopisek to "zdatny do odbudowy".
Cayman otrzymał tytuł salvage, po czym został sprzedany i trafił do Polski. Tak naprawdę prawie każdy samochód przypływający do kraju ze Stanów Zjednoczonych ma tytuł "złomu". W praktyce dzieje się tak, gdy ubezpieczycielowi nie opłaca się naprawiać auta, ale – jak pisał niedawno Marcin Łobodziński, "często auta z tytułem salvage to samochody po gradobiciu albo ze złamanym zderzakiem czy uszkodzoną lampą".
"Po zakupie samochodu niezależny rzeczoznawca DEKRY wykonał ekspertyzę. Takie badania wykonujemy obecnie przy każdym zakupie auta wprowadzanego do klasy Unique i Extreme" - tłumaczy Katarzyna Panek.
Porsche na zdjęciach ma inne zderzaki, felgi i lusterka. Numer VIN jednak nie kłamie – to ten sam egzemplarz. Zdjęcia dostarczone na aukcje nie zdradzają dużo, choć uwagę zwraca prawe tylne koło pod dziwnym kątem. Na kilku serwisach oznaczone jest jako "odpala i jeździ", na jednym "nie odpala i nie jeździ", choć podkreślono, że może to być kwestia akumulatora.
Niezależnie jednak od stanu technicznego, w jakim auto było kilka lat temu, porsche "przeszło" przegląd techniczny w Polsce i zostało dopuszczone do poruszania się po naszych drogach. Szkoda tylko, że nie nacieszy się nim więcej osób.
"Samochód nie wróci już do usługi. Nie wynika to z rozmiaru zniszczeń, lecz faktu, że mógłby być źle kojarzony. Zależy nam na tym, aby użytkownicy nie musieli się zastanawiać nad tym, czy auto zostało odpowiednio naprawione"- tłumaczą przedstawiciele firmy Panek. Dalej podtrzymują, że kolizja nastąpiła z winy kierującego innym pojazdem.