Otumaniające samochody
Czy kierowca jest w samochodzie jeszcze do czegoś potrzebny ? Przecież aktualnie, jak głoszą reklamy, samochody nie tylko same parkują czy też hamują, ale posiadają już DNA.
10.08.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wizyta w najbliższym salonie uświadamia nas o magii świata do którego chcemy wkroczyć. Obecnie ilość zastosowanych systemów w samochodach powoduje tylko jedno wrażenie, auto to samodzielny organizm, któremu do człowieczeństwa brakuje tylko portfela z pieniędzmi i uczuć. Aczkolwiek można już powoli wyselekcjonować uczucie troski ponieważ jeden z producentów testował zastosowanie alkomatu w produkowanych pojazdach, tak aby człowiek nie był w stanie zapalić silnika w momencie kiedy auto uzna iż jego stan trzeźwości nie pozwala na bezpieczne jego prowadzenie. Czekają zatem na nas „rumaki” uzbrojone w ABS, EBD, TSA, HSA, DWS, ESS, SRS, ACC, BA, Q2, Park Assist, CBC, DSC, oczywiście DNA i wiele, wiele innych skrótów. Aby dodatkowo zaznaczyć własną indywidualność producenci te same systemy różnie nazywają. Czy ktoś kiedyś zastanawiał się co one powodują i za co odpowiadają ? Raczej nie. One po prostu fajnie brzmią i nie wyobrażamy sobie, a przynajmniej producenci, już samochodów bez nich. Dają nam nieograniczoną pewność że cokolwiek stanie się na drodze auto zrobi wszystko za nas.
Gwoli ścisłości, nie wszystkie systemy są wymysłem producentów. Niektóre nakazuje stosować Unia Europejska, chroniąc (jak uważa) rynek i jednocześnie dbając o bezpieczeństwo swoich obywateli. Marginesem, nie wartym wspomnienia, jest fakt że przy okazji traktuje ich jak niedorozwinięte dzieci niezdolne do samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji.
Wsiadamy do samochodu. Odpalamy silnik (niestety dalej musimy wykonać to sami). Ruszamy i … możemy już wyłączyć myślenie. Bo po co mamy zawracać sobie głowę samą jazdą skoro posiadamy „na pokładzie” systemy, które same zapalą światła (i zmienią właściwości ich świecenia w momencie zmiany warunków drogowych), dostosują parametry zawieszenia do podłoża po którym się poruszamy, utrzymają auto na właściwym pasie ruchu, same zahamują, a jeżeli okaże się iż kolizja jest nieunikniona przygotują nas na nią, dostosowując optymalnie położenie fotela i zagłówków. O ludzi przebywających na zewnątrz naszego pojazdu również nie musimy się martwić ponieważ nasz „arsenał” zawiera poduszkę chroniącą pieszych. Jeżeli jednak z jakiś niewyjaśnionych przyczyn dojdzie do wypadku, samochód automatycznie poinformuje odpowiednie służby, a pozostałych użytkowników drogi ostrzeże uruchamiając światła awaryjne. Mało ? Oczywiście że tak, przecież chodzi o nasze bezpieczeństwo. Dlatego samochód w trakcie jazdy sam będzie utrzymywał właściwą odległość od auta jadącego przed nami, a jeżeli nasza droga będzie zbyt długa i męcząca poinformuje nas o zalecanej właśnie przerwie w podróży. Kiedy dojedziemy wreszcie do celu, sam zaparkuje i „odprowadzi” nas światłami pod drzwi żeby nie stała nam się po drodze żadna krzywda. Co nam zatem pozostaje ? Możemy delektować się wentylowanymi i masującymi fotelami, wyszukać ciekawe obiekty za pomocą Google-Earth wyświetlane na multimedialnym ekranie, obserwować jak asystent jazdy nocnej rozpoznaje pieszych czy też zrelaksować się przy dźwiękach wydobywających się z nieograniczonej ilości głośników. Przetwarzając marketingową papkę, tylko do tego jesteśmy potrzebni, resztę wykonają za nas systemy zamontowane w samochodzie. Nie musimy myśleć, a tym samym przewidywać różnych zachowań na drodze.
Tak „obudowani” mistrzowie kierownicy poruszają się po naszych drogach. Przeświadczeni o swoich ponadprzeciętnych umiejętnościach, niejednokrotnie nie wiedzący na którą oś ich auto ma napęd, pouczający jednak nauczycielskim tonem wszystkich dookoła i wyrażający swoją dezaprobatę o umiejętnościach innych kierowców. Wiernie oddani magi skrótów, które posiada ich auto. Wierzący bezgranicznie w nieomylność posiadanych w aucie systemów. Systemów, które (co oczywiste) nigdy się nie zepsują. Mistrzowie, którzy skłonni są podać do sądu (i wygrać) producenta samochodów za to że przy włączonym tempomacie, robiąc sobie herbatę auto … zjechało z drogi (autentyczny przypadek z USA kierowcy poruszającego się kamperem). Mistrzowie, którzy potrafią najechać na tył samochodu stojącego w korku dlatego że ich auto nie … sygnalizowało przeszkody (to już niestety w Polsce). Mistrzowie, którzy potrafią zająć przynajmniej dwa miejsca na parkingu. Mistrzowie, którzy nie wiedzą jak zachować się na skrzyżowaniu dróg równorzędnych lub takim gdzie akurat awarii uległa sygnalizacja świetlna. Mistrzowie, którzy z pewnością mieliby problemy (o ile w ogóle potrafiliby) wyjechać z parkingu Fiatem 125p (brak wspomagania kierownicy) czy też zaparkować (brak czujników parkowania). Mistrzowie, nazywani już przez niektórych „hołowczycami” (oczywiście ironicznie i równocześnie stawiając w kontrze ich mniemanie o własnych umiejętnościach z umiejętnościami znanego kierowcy rajdowego).
Niestety dla „zamyślonych mistrzów kierownicy” jest smutna informacja. Wszystkie, dobrze acz tajemniczo brzmiące skróty, to systemy wspomagające prowadzenie samochodu, a nie zastępujące jego prowadzenie. Dajmy na to taki system kontroli trakcji, nie powoduje że auto bez względu na prędkość, warunki atmosferyczne i fantazję kierowcy będzie pokonywało zakręty jak tramwaj. A nazwa tak by sugerowała. Jego zadaniem jest niedopuszczenie do nadmiernego poślizgu kół pojazdu podczas przyspieszania np. podczas ruszania. Nawet jego bardziej rozbudowana wersja – system stabilizujący tor jazdy samochodu – nie jest magiczną różdżką dla zamyślonych kierowców. Jest on ostatnim kołem ratunkowym, aby nie wypaść z zakrętu w momencie jak umiejętności już się skończą. System, który ma nam pomóc bezpiecznie wyjść z zakrętu (a nie skręcić za nas), kiedy fantazja i brak przewidywania wygrały z myśleniem i umiejętnościami. Tak samo rzecz się ma ze wspomnianym wyżej systemem DNA (a po prawdzie D.N.A.). Nie jest to sztuczna inteligencja, a jedynie system dostosowujący osiągi samochodu do stylu jazdy i aktualnych potrzeb kierowcy. Na innym biegunie, aczkolwiek w tej samej grupie “magicznych” sytemów jest coraz bardziej popularny system Park Assist, czyli system wspomagający parkowanie samochodu. Pozwala on na samodzielne zaparkowanie samochodu bez ingerencji kierowcy. Dla ludzi cierpiących na zawroty głowy i mdłości przy jeździe do tyłu, producenci testują również jego bardziej rozbudowaną wersje, gdzie auto będzie samodzielnie parkować po jego opuszczeniu przez kierowcę.
Przeglądając specyfikację aut można nabrać wrażenia, że nie ma nic prostrzego niż prowadzenie samochodu i kolejnym krokiem będzie zlikwidowanie konieczności posiadania prawa jazdy. Jazda teraz jest prosta, miła, łatwa i przyjemna. Dodatkowo jeszcze tania bo znakomita część systemów dostępna jest już w podstawowych wersjach aut. Szkoda tylko, że samochody nie posiadają własnych portfeli z pieniędzmi i za szkody spowodowane przez nieomylne systemy musimy sami pokrywać koszty.
Mamy zatem na drodze kierowców myślicieli zajętych wszystkim dookoła tylko nie prowadzeniem auta, którzy nie używają chociażby migaczy (pewnie dlatego że nie są automatyczne, bo wszystko pozostałe jest) informując o swoich zamiarach pozostałych użytkowników. Używający świateł stopu (ciekawe czy w ogóle o tym wiedzą) tylko i wyłącznie dlatego że same się zapalają. Przeświadczonych o (swojej?) nieomylności gdzie błędy i zagrożenie na drodze powodują inni. Kierowców, którzy powinni poruszać się tylko komunikacją zbiorową lub nie wychodzić z domu. Jednak może lepiej że są. Dzięki nim zakłady blacharskie nie narzekają na brak pracy, a tym samym przyczyniają się do wzrostu PKB Polski. Niestety również przyczyniają się do zwiększenia składek ubezpieczeń komunikacyjnych, ale – jak to się mówi – nie ma róży bez kolców.