Odcinki z robotami drogowymi to szczególnie niebezpieczne miejsca. W co szóstym wypadku ginie człowiek

Statystycznie w co szóstym wypadku na obszarze objętym robotami drogowymi ginie człowiek. Te niebezpieczne miejsca pozostają bez jakiejkolwiek kontroli i poważnych zabezpieczeń, a kierowcy często przekraczają dopuszczalną prędkość. Okazuje się, że tam, gdzie powinien być spokój, bardzo często dochodzi do tragedii.

Marcin Łobodziński

08.08.2017 | aktual.: 01.10.2022 19:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Porównajmy statystyki. Na obszarach objętych robotami drogowymi w 2016 roku miały miejsce 64 wypadki, w których 90 osób zostało rannych (1,4 na zdarzenie), a 11 zginęło, czyli w co szóstym ktoś nie przeżył. Łącznie w całym kraju na wszystkich drogach publicznych miały miejsce 33 664 wypadki, w których było 40 466 rannych (1,2 na zdarzenie), a zginęło 3026 osób, czyli w co jedenastym wypadku ktoś poniósł śmierć.

Porównanie może być naciągane, ponieważ naprawiane odcinki dróg to miejsca dość nietypowe. Ryzyko śmierci czy doznania obrażeń jest jednak znacznie większe niż podczas normalnego ruchu ulicznego.

Dlaczego jest niebezpiecznie?

Prowadzone na drogach krajowych i szybkiego ruchu (ekspresówki i autostrady) roboty drogowe zupełnie zmieniają sposób jazdy. Przede wszystkim zmniejszają tempo i zmieniają rytm. Kierowca jadący autostradą z prędkością 140 km/h nagle trafia na odcinek nierzadko ciągnący się przez kilka kilometrów, na którym prędkość ograniczono teoretycznie do 50-80 km/h. Dlaczego teoretycznie?

Z dwóch powodów. Prawie nikt tego nie przestrzega. Dla użytkowników drogi obszar objęty pracami i tak jest już stratą czasu, więc chcą ponieść tej straty jak najmniej. Pomijam to, że niektórzy później starają się już na normalnej drodze część tego czasu odrobić.

Teoretycznie, bo zwykle nie ma na takich odcinkach kontroli drogowych, zatem nie ma też żadnej "logicznej przesłanki" do przestrzegania przepisów.

Pokaż, że masz jaja

Zbyt szybka jazda nierzadko wąskim, wytyczonym barierami pasem przypomina przejście po wysoko zawieszonej linie. Są kierowcy, którzy za punkt honoru obierają rozwinięcie na takim odcinku jak najwyższej prędkości. Są też kierowcy zawodowi, dla których czas to pieniądz i kalkulują. Inni po prostu nie wyobrażają sobie wlec się 50 km/h, zwłaszcza gdy jadący z tyłu ”naciskają”. Wystarczy jednak drobny błąd, by wpaść na barierę. O ile jest to bariera, uszkodzisz samochód. Jeżeli to plastikowe segmenty, jesteś poza swoim pasem.

Popatrz na moje mięśnie – opowiada pokazujący swoje przedramiona kolega, który zawodowo zajmuje się dowożeniem ludzi do pracy w Niemczech. - Wiesz dlaczego są tak wyrzeźbione? Bo jak zap…asz na autostradzie na robotach drogowych, to trzymasz kierownicę tak, że potem masz zakwasy. Normalnie się jedzie 140-160 km/h, bo szybciej się nie opłaca, ale na robotach możesz najwięcej stracić lub zyskać, więc jedziesz tak szybko, na ile pozwoli ci odwaga. Trzeba mieć jaja, chociaż wiem, że to szaleństwo – wyjaśnia sytuację.

Pod prąd na autostradzie

Kierowcy często zasypiają, dekoncentrują się i wyjeżdżają z wąskiego pasa ruchu, nie trafiają w namalowane na żółto linie, najeżdżają na poprzedzające pojazdy. Tak można wnioskować z opisanych i zaobserwowanych w kraju zdarzeń, bo nikt nie pochyla się nad problemem, nie prowadzi szczegółowych statystyk. Wiadomo tylko, że nie zawsze giną pasażerowie aut – często są to pracownicy drogowi.

Nietrudno na autostradzie znaleźć się na pasie ruchu dla pojazdów jadących w przeciwnym kierunku. Poukładane naprzemiennie, biało-czerwone bariery (segmenty) wytyczające właściwy tor jazdy są wykonane z lekkich tworzyw sztucznych i nie zabezpieczają przed zjechaniem na inny pas. Wystarczy chwila nieuwagi, by znaleźć się po niewłaściwej stronie drogi lub wjechać w grupę robotników.

Tak być nie powinno, bo te bariery mogłyby zabezpieczać przed zderzeniem czołowym, potrąceniem pracownika drogowego czy wjechaniem w ciężką maszynę. Niestety nie jest to możliwe, bo nie zabezpieczają przed niczym – są zbyt lekkie. Na zachodzie Europy, na autostradach i drogach ekspresowych stosuje się bariery o dużej wytrzymałości, które zapobiegają zjechaniu ze swojego pasa ruchu.

  • Wielu zawodowych kierowców prześliznęło się po barierze w Niemczech, dlatego mają porysowane boki. Tylko że tam grozi ci jedynie porysowanie lakieru czy uszkodzenie blach, a u nas jak wpadniesz na te plastiki to robisz demolkę – mówi mój rozmówca.

Problem jest znany, ale nie ma kasy

Serwis brd24.pl zwraca uwagę na fakt, że od lat są prowadzone seminaria dotyczące barier ochronnych i nowoczesnych systemów zabezpieczania robót drogowych dla przedstawicieli Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa oraz Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Brak odpowiednich barier i działań mających zwiększyć bezpieczeństwo w takich obszarach nie wynika więc z niewiedzy, ale prawdopodobnie z braku pieniędzy. Skoro brakuje pieniędzy na same drogi, to skąd wziąć je na lepsze zabezpieczenia. Brakuje też polityki bezpieczeństwa w ruchu drogowym, odpowiedniego zbierania danych oraz analizowania problemów.

Można by ten problem zmarginalizować, bo 11 ofiar śmiertelnych w skali roku to niewiele. Wszak tylko wczoraj w 107 wypadkach drogowych zginęło 17 osób w całym kraju. Patrząc jednak na zaprezentowane na samym początku artykułu dane, możemy wyciągnąć prosty wniosek – to miejsca szczególnie niebezpieczne i warto nie tylko przestrzegać przepisów dotyczących ograniczenia prędkości, ale też bardziej skoncentrować uwagę na zachowaniach innych kierowców na takich odcinkach.

Komentarze (1)