Oczyściliśmy powietrze, ale podgrzaliśmy planetę. Transport wraca do życia

Rozprzestrzenianie się koronawirusa sprawiło, że wstrzymano przemysł, transport, a co za tym idzie – emisję zanieczyszczeń z rur wydechowych. Powolne wybudzanie oznacza powrót szkodliwych związków do powietrza, a wspomniana przerwa nie miała pozytywnego wpływu na środowisko. Jeśli spojrzymy na to z innej perspektywy, to była ona jeszcze bardziej szkodliwa.

Sytuacja na drogach powoli wraca do normy.
Sytuacja na drogach powoli wraca do normy.
Źródło zdjęć: © Michal Fludra/NurPhoto via Getty Images
Mateusz Lubczański

18.05.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:32

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Czyste niebo w San Francisco czy Delhi było dla wielu osób zaskoczeniem. Mapy satelitarne dostarczone przez Europejską Agencję Kosmiczną potwierdzały, że w Chinach emisja szkodliwych cząstek tlenku azotu na początku roku spadła nawet o 30 proc. Podobnie było kilka tygodni później we Włoszech, kiedy kraj, najprościej mówiąc, po prostu się zamknął. Po ulicy nie poruszało się specjalnie dużo samochodów, a fabryki zostały zamknięte. Można było odetchnąć pełną piersią.

Dosłownie, bowiem tlenek azotu – emitowany np. przez silniki wysokoprężne samochodów – jest odpowiedzialny za choroby układu oddechowego, jak np. astmę. Wpływa też na prawdopodobieństwo pojawienia się udarów. Dodatkowo, tlenki azotu są istotnym składnikiem smogu. To również przez nie pojawiają się kwaśne deszcze. Największa emisja tlenków azotu – co oczywiste – ma miejsce w silnie zurbanizowanych terenach.

Pandemia koronawirusa sprawiła, że planeta ma się lepiej? Nie do końca

Z jednej strony rozprzestrzenianie się choroby sprawiło, że emisja dwutlenku węgla (z którym tak bardzo chce walczyć Unia Europejska, wymuszając na nas przesiadkę w hybrydy) spadnie w skali roku o 8 proc. To sytuacja bez precedensu. Z drugiej strony mówimy o drugim najcieplejszym marcu od 1890 roku! Co więc poszło nie tak?

Daniel Cohan z Rice University zauważa, że szkodliwe cząstki utrzymują się w atmosferze do kilku dni, a są one odpowiedzialne również za obniżenie temperatury powierzchni Ziemi. Innymi słowy, czym "brudniejsze" powietrze, tym mniejsze nagrzewanie planety. Aerozol "odbija" promienie słoneczne. Przez ostatnie dni, kiedy nie jeździliśmy autem, może i oczyściliśmy nieco atmosferę, ale - jak się okazuje - nie przyniosło to szczególnego pożytku środowisku - średnia temperatura dalej rośnie.

Co ciekawe, w Warszawie - wówczas z pustymi drogami - normy czystości powietrza pod koniec marca i tak były przekroczone ponad dwukrotnie. Pokrywa się to z doświadczeniami Niemców, którzy choć wprowadzili strefy pozbawione samochodów, nie uzyskali oczekiwanych efektów w postaci czystego powietrza. Obecnie sytuacja wraca do normy, a na drogach, w tradycyjnych już miejscach, pojawiają się korki.

Nie podlega dyskusji, ze transport samochodowy emituje szkodliwe substancje do atmosfery. Przesiadka do hybryd czy samochodów elektrycznych może jednak spowodować nieoczekiwane efekty, których zalążek właśnie zobaczyliśmy.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (4)