Norwegia nie wprowadzi zakazu sprzedaży aut spalinowych

Norwegia jest obecnie rajdem dla wielbicieli ekopojazdów i producentów samochodów elektrycznych. Nigdzie na świecie nie sprzedaje się tylu aut napędzanych energią elektryczną. Jednak niebawem kraj ten może stać się piekłem dla osób chcących kupić samochód na benzynę lub olej napędowy. Tak przynajmniej sugerowały ostatnio media.

Norwegia nie wprowadzi zakazu sprzedaży aut spalinowych
Marcin Łobodziński

10.06.2016 | aktual.: 02.10.2022 08:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Obecnie Norwegia jest krajem, w którym największy odsetek sprzedaży stanową samochody elektryczne. Istny boom na takie auta rozpoczął się w 2013 roku, kiedy to sprzedano 10 tys. samochodów tego typu, czyli połowę ze wszystkich jeżdżących po drogach elektryków. Dla porównania, w Polsce w 2013 roku zarejestrowano 1 samochód elektryczny (słownie: jeden). Skąd taki popyt w Norwegii?

Przyczyn jest kilka i nie wynikają one bynajmniej z chęci oszczędzania paliw kopalnych. Już w 2001 roku ich zakup zwolniono z podatku VAT, a zniesienie ceł na import jeszcze bardziej obniżyło finalną cenę zakupu. Ostatecznie doprowadziło to do zrównania cen porównywalnych aut elektrycznych i spalinowych, a hitem sprzedaży został Nissan Leaf. Ponadto użytkownicy elektryków nie płacą za rejestrację, za wstęp do miast, parkowanie i za jazdę płatnymi odcinkami dróg. Mogą legalnie jeździć całą dobę pasami dla autobusów, a podatek drogowy jest prawie ośmiokrotnie niższy niż dla samochodów spalinowych. Są też takie udogodnienia jak duża liczba stacji szybkiego ładowania.

Celem rządu od samego początku było wprowadzenie na drogi 50 tys. samochodów elektrycznych i miał on zostać osiągnięty w 2018 roku. Tymczasem pułap 50 tys. został przekroczony już na początku roku 2015. Znów dla porównania, w Polsce w 2015 roku zarejestrowano 32 sztuki elektryków. W tym też roku auta bezemisyjne osiągnęły 2-procentowy poziom udziału wszystkich samochodów osobowych w Norwegii. Tak wielu aut elektrycznych przypadających na spalinowe nie spotkamy w żadnym kraju. W tym samym roku obliczono, że elektryczny raj kosztował norweski budżet 270 milionów dolarów. Rozpoczął się więc powrót do normalności.

Zapowiedziano, że użytkownicy elektryków muszą się liczyć ze stopniową likwidacją ulg. Rząd do 2017 roku ma utrzymać wszystkie korzyści płynące z ich zakupu i eksploatacji, a później będzie je stopniowo wycofywać. To dopiero początek.

Niedawno świat obiegła sensacyjna informacja. Podobno norweski rząd ustalił, że od 2025 roku będzie obowiązywał zakaz kupowania i produkowania samochodów z silnikami spalinowymi na terenie ich kraju. Pięć lat później taki zakaz zostanie wprowadzony również dla pojazdów ciężkich, m. in. dla ciężarówek i autobusów. Gdy media zaczęły podawać informację dalej, po stronie norweskiej zaczęto już prostować wszystko co zostało napisane na ten temat. Nie trzeba było długo czekać by dowiedzieć się, że jednak nic takiego nie będzie obowiązywało, choć rzeczywiście toczyły się rozmowy na ten temat. Jednak głównym tematem było ograniczenie emisji spalin do 2025 roku oraz ustalenie celów sprzedażowych dla pojazdów bezemisyjnych po roku 2018.

To, że powyższa informacja okazała się nieprawdziwa, nie oznacza jednak, że wyssano ją z palca. W każdej takiej historii jest gdzieś źdźbło prawdy, a skoro ktoś taki pomysł podsunął, to znaczy, że w przyszłości zrobi to drugi raz. Kto wie, czy zakaz nie zostanie wprowadzony za kilka lat, a teraz media nie służyły tylko do tego, by sprawdzić reakcję społeczeństwa.

Tak na marginesie, w Norwegii posłużono się bardzo prostym i skutecznym mechanizmem. Najpierw pokazano, że samochody elektryczne są lepsze i że można mieć korzyści płynące z ich zakupu i posiadania. Gdy społeczeństwo je wchłonęło, mówi się o powrocie do sytuacji sprzed włączenia mechanizmu, czyli likwidacji wszystkich ulg. Trzecim etapem miałoby być wprowadzenie zakazu sprzedaży aut spalinowych, a czwartym prawdopodobnie zakaz poruszania się takim samochodem po norweskich drogach. Jeżeli ludzie nie chcą czegoś kupować, to najpierw należy zachęcić sztucznymi korzyściami, by ostatecznie zmusić ich do kupowania tego, odbierając możliwość wyboru. Finałem tego procesu powinna być sprzedaż samochodów spalinowych po wyższej cenie niż aut elektrycznych, ale prawdopodobnie tego już nie zobaczymy.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (13)