Nissan GT‑R debiutuje w nowym wydaniu i przy okazji żegna się z jednym rynkiem
Obecna generacja Nissana GT-R debiutowała 13 lat temu. Mimo to Japończycy nie myślą o następcy. Zamiast nowego modelu prezentują kolejną już z niezliczonych edycji specjalnych. Najnowsza nazywa się T-Spec i powinna przypaść do gustu fanom modelu.
15.09.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zapowiadana wielka premiera "nowego" Nissana GT-R po raz kolejny okazała się niczym więcej jak prezentacją edycji specjalnej. Za to nie byle jakiej, bo T-Spec kusi naprawdę atrakcyjnymi dodatkami, a dzięki wyjątkowym lakierom pozwoli wyróżnić się z tłumu.
To barwy Millenium Jade i Midnight Purple zaczerpnięte z wersji specjalnej generacji R34 produkowanej w latach 1999-2002. Nostalgia jest w cenie, więc łatwo zrozumieć, dlaczego Nissan zdecydował się powrócić do korzeni. Wydanie T-Spec poznacie też po kutych felgach wykończonych złotym lakierem. Atrakcji jest jednak więcej.
Nowa edycja specjalna jest niczym innym jak pomostem pomiędzy cywilizowanym i komfortowym wydaniem Premium a typowo torową wersją Track Edition. T-Spec łączy te dwa światy oferując ciekawy wygląd i bogate wyposażenie w połączeniu z typowo sportowymi dodatkami.
Dlatego też nie brakuje ceramicznych hamulców czy pakietu aerodynamicznego wykonanego z włókna węglowego. Szkoda tylko, że napęd pozostał bez zmian. 3,8-litrowe V6 generuje 565 KM mocy i 633 Nm maksymalnego momentu obrotowego - dokładnie tak jak w wersji premium. Za przeniesienie napędu odpowiada natomiast dwusprzęgłowa, 6-stopniowa przekładnia.
Co warte odnotowania, Nissan przyłożył się także do wnętrza, które jest zaskakująco... przytulne. Wykończono je głównie Alcantarą i skórą w barwach czerni i ciemnej zieleni. To świetne połączenie stanowi ciekawe uzupełnienie lakierów nadwozia.
Ile trzeba będzie za to wszystko zapłacić? W USA T-Spec kosztuje 140 285 dolarów, czyli o ponad 25 tys. więcej niż Premium. Producent nie pochwalił się liczbą egzemplarzy zaplanowanych do produkcji. Wiele zależy pewnie od popytu. Pewnym jest, że sprzedaży nie napędzą już klienci z Australii, gdyż GT-R oficjalnie znika z tamtejszej oferty. Powód? Niespełnienie restrykcyjnych norm bezpieczeństwa przy uderzeniach bocznych. Trudno się temu dziwić, gdyż GT-R to naprawdę leciwa konstrukcja.