Niemcy protestują przeciwko zaostrzonym przepisom. Minister transportu chce ich cofnięcia
Zmiana przepisów ruchu drogowego weszła w życie w Niemczech blisko 3 tygodnie temu. Zapis o odbieraniu prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 21 km/h w terenie zabudowanym i 26 km/h poza nim wywołał spore kontrowersje, a minister transportu zapowiedział plan jego cofnięcia. Problem w tym, że może się to nie udać.
19.05.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
28 kwietnia kierowców w Niemczech zaczęły obowiązywać nowe przepisy ruchu drogowego. Zwiększyły one m.in. bezpieczeństwo rowerzystów oraz zabroniły używania aplikacji wskazującej miejsca kontroli prędkości. Oprócz tego modyfikacji poddano także taryfikator mandatów, podnosząc kwoty kar za niektóre wykroczenia, w tym także za przekroczenie prędkości. O ile większość pakietu zmian została przyjęta bez większego echa, tak ostatnia kwestia nie daje spać po nocach ministrowi transportu Andreasowi Scheuerowi.
Przed zmianą przepisów kierowca mógł stracić prawo jazdy za przekroczenie prędkości o 31 km/h w terenie zabudowanym i 41 km/h poza nim. Teraz limity te znacznie obniżono do poziomu kolejno 21 km/h i 26 km/h, co wywołało niemałą burzę zarówno wśród organizacji, polityków, jak i zwykłych kierowców.
Główne zarzuty dotyczyły faktu, że karanie kierowców odebraniem prawa jazdy za przekroczenie prędkości o takie wartości jest niewspółmierne do samej wagi wykroczenia. Do ministerstwa trafiło ponad 100 pism, a także petycja o cofnięcie zaostrzonych przepisów, którą podpisało ponad 140 tys. osób. Nowe prawo określane jest jako "pułapka na prawa jazdy".
Podobnego zdania jest m.in. jeden z członków zarządu automobilklubu ADAC Gerhard Hillebrand. Jak donosi portal Nordkurier, Hillebrand uważa, że wprowadzone kary są nieproporcjonalnie surowe i że zaburzają dotychczasowe stopniowanie ciężkości wykroczenia. Za przekroczenie prędkości o 21 km/h zostanie zatrzymane prawo jazdy na taki sam okres jak za przekroczenie o 50 km/h. Wyższy będzie jedynie mandat. Zbliżone argumenty wysuwali także politycy partii AfD i FDP.
O ile ministrowi transportu Andreasowi Scheuerowi zależało na wejściu w życie nowelizacji przepisów ruchu drogowego, szczególnie z uwagi na zwiększenie bezpieczeństwa pieszych i rowerzystów, tak zaostrzone kary dla kierowców zostały poniekąd wymuszone przez Radę Federalną. Ponieważ przeprojektowanie ustawy spowodowało opóźnienie wejścia przepisów w życie, polityk zgodził się na formę, jaka teraz obowiązuje.
Teraz Scheuer przyznaje, że nowe przepisy są nieproporcjonalne do wykroczenia, a powrót do starego prawa jest konieczny. Dążąc do wskrzeszenia poprzedniej formy przepisów, chce przywrócić wśród obywateli poczucie sprawiedliwości. Jak donosi Suddeutsche Zeitung, polityk wysłał już do odpowiednich landów pisma z postulatem cofnięcia zaostrzonych przepisów. Proponuje on, by przy przekroczeniu prędkości o 21 km/h w terenie zabudowanym i 26 km/h poza nim, zamiast zatrzymania prawa jazdy podnieść wysokość mandatu z obecnych 80 do 100 euro.
Cofnięcie przepisów? To się może nie udać
W najlepszym przypadku, jeśli wszystko pójdzie po myśli Scheuera, cofnięcie zaostrzonych przepisów może nastąpić w drugiej połowie roku, kiedy planowane są też inne nowelizacje związane z zarządzaniem autostradami. Proste? Nie do końca. Problem w tym, że surowe kary mają także liczne grono zwolenników, którzy twierdzą, że tylko w ten sposób można doprowadzić do zwiększenia bezpieczeństwa na drogach oraz obniżenia liczby wypadków i ofiar.
Jak donosi portal Neue Osnabrücker Zeitung, frakcja Zielonych (Bundis90/Die Grünen), która ma swoich przedstawicieli w Radzie Federalnej w aż 11 (z 16) krajach związkowych, zapowiedziała blokadę proponowanego cofnięcia nowych przepisów. Na niekorzyść Scheuera przemawia także fakt, że landy te, które dysponują większością głosów, zapowiedziały odrzucenie poprawki. Na razie jednak przepisy wciąż obowiązują, a ich dalsze losy będą się ważyć w najbliższych miesiącach.