Na Berlin z aparatem, część I
Witam wszystkich bardzo serdecznie, już jako bloger Autokultu. Moje artykuły będą głównie dotyczyły wyjazdów nastawionych na car-spotting, ale nie zabraknie też różnych imprez motoryzacyjnych w Polsce. Dzisiaj materiał stworzony przeze mnie w zeszłe wakacje, ale postanowiłem się nim z Wami podzielić.
20.01.2014 | aktual.: 08.10.2022 09:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Piątek, godzina 22.30.
Za 3 godziny wyjazd, czy wziąłem wszystko? Aparat jest, akumulator naładowany, karty pamięci spakowane, pieniądze są, 6 Kit-Katów i 2 butelki wody Żywiec (audycja nie zawiera lokowania produktów) również. Ostatni posiłek i wraz z moim kompanem podróży udajemy się na dworzec autobusowy.
Dzisiejszy wyjazd sponsorowany jest przez firmę PolskiBus, z racji tego, że jestem leniwy i chcę być wypoczęty po dotarciu do stolicy Niemiec. Cel wyprawy - pandy w berlińskim zoo... ale moment, co ten wypad ma wspólnego z motoryzacją? O tym za chwilę.
Czerwony VanHool podjechał na stanowisko, wokół którego zgromadził się mały tłum ludzi. Ruszamy o 1:35, zgodnie z planem. Czeka mnie dość pracowity dzień, więc postanawiam się porządnie wyspać podczas jazdy.
Chwilę po godzinie 8 wysiadamy na Zentraler Omnibus Bahnhof w centrum miasta. Zoo otwierają o 9tej. Postanowiliśmy nie iść na łatwiznę i przejść się po najbardziej reprezentatywnej i lanserskiej ulicy Berlina - Kurfürstendamm Straße, zwana w skrócie "Kudammem". Jest to miejsce magiczne dla każdego fana motoryzacji. Spotkanie 2 Ferrari stojących obok siebie jest w tym miejscu całkowicie normalne, nie mówiąc już o bardziej "pospolitych" autach typu Mercedes AMG czy też rozmaitych odmianach Bentleyów.
Już na początku naszego spaceru dochodzimy do kompleksu salonów Range Rovera oraz Jaguara i tutaj pierwsza niespodzianka:
Nowy Jaguar F-Type. Zjawiskowy, niesamowity, wspaniały, nie wiem jak jeszcze można opisać ten samochód. Na pewno jest to godny następca E-Type'a. A obok niego nowy XF Sportbrake.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcia koncepcyjne tego auta, wydawało mi się idealne. Spotkanie go na żywo tylko to potwierdziło - limuzyna w nadwoziu kombi, która ma tyle samo wysokości, co flagowy model XK. Największym minusem tego spotkania było to, że salon był zamknięty. Nie zdziwiło mnie to, w końcu była 8 rano w sobotę. Tuż obok salonu znalazłem symbol Berlina w wersji plastikowej.
Po parunastu sekundach z oddali dało się usłyszeć głośny pomruk V8-mki. Spojrzenie na drogę, GranTurismo? Nie, zbyt niskie. Italia? Też nie...
To był znak, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem. Jeżeli takie auta spotykam bladym świtem, to co będzie potem? Spojrzenie w witrynę salonu BMW znajdującego się nieopodal utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
Legenda motoryzacji, najbardziej bezkompromisowe BMW kiedykolwiek stworzone. Niestety, tak jak w przypadku salonu Jaguara, drzwi zamknięte. Wrócimy tu po południu i na spokojnie przyjrzymy się temu cacku. Wczesna godzina nie przeszkadza jednak w spotkaniu kolejnych ciekawych aut.
Docieramy do zoo, gdzie spędzamy prawie 4 godziny. Z uwagi na to, że portal nie nazywa się Zookult.pl, oszczędzę wam zanudzania i powiem tylko tyle - nie ma pand, ostatnia zdechła w zeszłym roku.
Dobici tym faktem, postanowiliśmy zjeść parę bratwurstów. Kończąc swój obiad dostaję sms-a od zaprzyjaźnionego fotografa: "2x California + red Bentley GTC SS combo".
Cóż, lepsze to niż marudzenie, że nie było pandy. Po chwili kolejny sms: "Blue SLR Roadster on Kudamm". Zgodnie z poprzednio odczytanymi znakami na niebie, Berlin przygotował dla nas parę niespodzianek. Dość śpiesznym krokiem udajemy się w stronę Kudammu, po drodze spotykając brązowego Continentala Supersports oraz szarą Californię.
Z oddali widzę podwójną owalną lampę, ogromne skrzela na boku. Tak, oto on, Mercedes McLaren SLR Roadster. Widziałem w swoim życiu parę egzemplarzy, ale ten bił je wszystkie na głowę. Granatowy lakier idealnie komponuje się z brązowym wnętrzem.
Jeżeli miałbym jeździć jednym autem do końca życia, byłby to taki SLR. Po dłuższej kontemplacji nad linią boczną Mercedesa podchodzi do mnie znajoma twarz. To Maxim, berliński fotograf, a razem z nim drugi fanatyk motoryzacji, Damors. Obaj potrafią godzinami siedzieć na Kudammie i "polować" na ciekawe auta.
Następuje krótka wymiana uprzejmości, po której dowiadujemy się, że ten SLR po raz pierwszy wyjechał na stołeczne ulice. Przychodzi do nas właściciel, odjeżdża Mercedesem po czym... staje po przeciwnej stronie ulicy, żebyśmy mogli fotografować go w słońcu. Takie rzeczy tylko w Niemczech.
Jako że jesteśmy w Berlinie i zaczynają się godziny szczytu, następuje istny wysyp egzotycznych i drogich aut.
Za radą naszych niemiecki kamratów, postanowiliśmy chwilę zostać na Kudammie i poczekać na rozwój sytuacji. Nie żałowaliśmy.
W pewnym momencie moim oczom ukazało się coś bordowego, niskiego i bez dachu. Wydawało mi się, że to Ferrari 458 Spider w rzadko spotykanym kolorze Rosso Mugello. Jednak rzeczywistość okazała się z deczka inna.
Kto by się spodziewał drugiego McLarena tego samego dnia. Tym razem był to MP4-12C Spider, który spowodował powszechne poruszenie wśród braci fotografów (choć słowo poruszenie jest tutaj dość delikatnym określeniem tego, co się działo w tym momencie na skrzyżowaniu).
Niestety, jak szybko się pojawił, tak szybko odjechał. Można więc było wrócić na miejsce i dalej cykać do znudzenia zdjęcia.
Tak jak już wspominałem, Kudamm to ulica do lansu, więc nawet taki obrazek mnie zbytnio nie zdziwił.
Lecz spośród tych wszystkich "pospolitych" samochodów, znalazły się także prawdziwe perełki. Chociażby Mercedes SLS AMG zmodyfikowany przez firmę Argano, Alpina B6 Cabrio czy też Ferrari 458 Italia Novitec.
Jak już jestem w temacie perełek, na horyzoncie pojawiło się moje ulubione klasyczne Maserati, model 3500 GT.
Przy okazji tego spotkania przypomniał mi się drugi cel wyprawy do Berlina - miejsce zwane Meilenwerk. Jest to w połowie komis, w połowie muzeum motoryzacyjne. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, od muscle carów pokroju Challengera RT/440, aż po najnowsze modele Ferrari.
Lecz Kudamm to Kudamm, nie pozwolił mi tak po prostu przemieścić się w inną część miasta, o nie. Postanowił uraczyć kolejnymi rodzynkami. Przed państwem, Aston Martin DB4 Series III, właściwie ojciec legendy, modelu DB5, w towarzystwie Jaguara 420.
Decyzja zapadła. Choćby miało przejechać 60 Enzo jedno za drugim, jedziemy w stronę Meilenwerku!
A to co działo się w Meilenwerku i czy było warto tam pojechać, to już niedługo w części drugiej mojej relacji.