Polskim kierowcom potrzeba zmienionego taryfikatora. Obecny ewidentnie nie działa

Policja co rusz bije na alarm. Przypomina, że jeździmy zbyt szybko, że zbyt często wsiadamy za kółko nietrzeźwi. Tymczasem wystarczy rzut oka do taryfikatora, by zauważyć, dlaczego tak się dzieje. Proponowane kary dla bardziej majętnych Polaków są śmiesznie niskie.

Jedną z najczęstszych przyczyn wypadków w Polsce jest niedostosowanie prędkości.
Jedną z najczęstszych przyczyn wypadków w Polsce jest niedostosowanie prędkości.
Źródło zdjęć: © Fot. Piotr Jedzura/REPORTER
Michał Zieliński

18.04.2018 | aktual.: 01.10.2022 18:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Brytyjski prezenter telewizyjny Ant McPartlin spowodował wypadek, mając we krwi ponad dwukrotnie więcej alkoholu niż to dopuszczalne. Nikomu nic się nie stało, lecz i tak boleśnie odczuje skutki swojej lekkomyślności. Przez kolejnych 20 miesięcy będzie żył bez prawa jazdy, stracił też pracę przy popularnych programach. Do tego wyznaczono mu jedną z największych kar za prowadzenie auta na podwójnym gazie w historii Wielkiej Brytanii: 86 tys. funtów, czyli równowartość ponad 410 tys. zł. Wysokość kary jest bowiem uzależniona od zarobków.

Gdyby rzecz działa się w Polsce, sprawa potoczyłaby się nieco inaczej. Za prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwości i spowodowanie zdarzenia na drodze grozi do 3 lat więzienia lub solidna grzywna. Kierowca musi też zapłacić dodatkową karę finansową w wysokości 5 lub 10 tysięcy złotych. Choć z konta bankowego ubędzie mniej niż w Wielkiej Brytanii, w ogólnym rozrachunku skazany może stracić znacznie więcej.

To jeden z nielicznych przykładów, gdy polskie prawo zostało adekwatnie dostosowane do zagrożenia powodowanego przez łamiącego przepisy. Efekty widać jak na dłoni. W ostatnich latach polska policja chwali się, że systematycznie spada liczba nietrzeźwych kierowców. Oczywiście mogą powodować to liczne akcje społeczne, lecz trudno nie wskazywać na potencjalny związek wysokich kar z większą ostrożnością kierowców.

Zresztą, na tę korelację może wskazywać też coś innego: to, jak często słyszymy o wypadkach spowodowanych przekroczeniem prędkości. Znajomi z innych krajów, którzy odwiedzają Polskę, zawsze zwracają uwagę, jak szybko się u nas jeździ. Wystarczy kilka razy przejechać się autostradą by zauważyć, że wielu kierowców nie przejmuje się ograniczeniem do 140 km/h. Nie lepiej jest w miastach. Powód? Moim zdaniem są to źle dobrane stawki mandatów.

Dla przypomnienia, za nierespektowanie ograniczenia prędkości kierowca będzie miał do zapłaty od 50 do 500 zł. Zdaniem wielu to zdecydowanie za mało. Nie brakuje jednak głosów osób, które sądzą, że te kary są zbyt wysokie lub w zupełności wystarczające. Jak jest naprawdę? Policzmy. Według danych GUS, w 2017 roku Polacy średnio zarabiali 3 530 zł na rękę. Znacznie bliższa realnemu obrazowi mediana (najnowsze dane pochodzą z listopada 2016 roku) wskazuje na kwotę o blisko tysiąc zł niższą. W takim wypadku kara 500 zł za przekroczenie prędkości o ponad 51 km/h zdaje się być wystarczająco surową.

Problem w tym, że taki sam mandat dostanie kierowca supersamochodu za ponad milion złotych, dla którego 500 zł to solidny obiad, a nie kwota mająca wystarczyć na tydzień życia. Tutaj większą rolę mogą grać punkty, ale dopóki konto jest czyste, wizja utraty prawa jazdy jest raczej odległa. Uzależnienie wysokości kary od zarobków może nie rozwiązałoby problemu, ale zdecydowanie byłoby bardziej sprawiedliwym rozwiązaniem.

Rząd już wielokrotnie przymierzał się do wprowadzenia takiego systemu, niestety bezskutecznie. Przykładem kraju, w którym kierowcy muszą być przygotowani na zapłacenie mandatu bazującego na ich zarobkach, jest właśnie wspomniana Wielka Brytania. Za jazdę o 21 mil na godzinę ponad ograniczeniem grozi kara w wysokości 150 proc. tygodniowych zarobków. Kwota nie może jednak przekroczyć 2500 funtów (ok. 12 tys. zł).

Podobnie sytuacja wygląda chociażby w Finlandii i Szwajcarii. Efekt? Każdy z tych trzech krajów może pochwalić się zauważalnie bezpieczniejszymi drogami niż Polska, która od lat okupuje jedno z ostatnich miejsc w europejskim rankingu. Jeśli nie zaczniemy brać przykładu z innych, nie poprawimy swojej sytuacji. Być może zrewolucjonizowanie taryfikatora to jedna z rzeczy, które powinniśmy skopiować.

Komentarze (21)