Chcesz kupić nieużywanego LFA? W salonach jest 12 sztuk
Lexus obecnie kojarzy się bardziej z hybrydowymi sedanami niż ekscytującymi hipersamochodami. Jest pewien wyjątek, a nazywa się LFA. A raczej nazywał, ponieważ limitowana do 500 sztuk produkcja tego modelu zakończyła się 5 lat temu. Dlatego z zaskoczeniem przeczytałem, że amerykańscy dealerzy mają na stanie 12 nieużywanych wozów. Po co?
05.08.2017 | aktual.: 14.10.2022 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nim pobiegniesz do swojego banku z wnioskiem o kredyt wyjaśnię: jest spora szansa, że nie zostaną one nigdy sprzedane. Ale po kolei. Odkrycia dokonał serwis Autoblog. Gdy tworzyli raport sprzedaży samochodów za lipiec zauważyli, że Lexus sprzedał jednego LFA. Ponadto udało się ustalić, że w zeszłym roku aż sześciu klientów wstawiło do garażu japoński supersamochód. Jak to możliwe?
W 2010 roku, kiedy Lexus wprowadzał do sprzedaży LFA, dealerzy mieli dostać tylko samochody, na które już mieli klientów. Jest to popularna taktyka, aby zapobiec próbom sprzedania wozów za sumy znacznie wyższe niż proponowane przez producentów. Okazało się jednak, że chętnych na kupno nie było wystarczająco dużo. Wtedy też Lexus zmienił politykę. Klienci mogli zdecydować się dodatkowe samochody, a dealerzy w końcu zamówili egzemplarze dla siebie. 12 aut zalegających na parkingach to właśnie pojazdy salonowe. Niektóre służą jako wystawa, inne po prostu stoją i zyskują na wartości, a część z nich może faktycznie być na sprzedaż.
Piszę o tym dlatego, że na mojej liście „samochodów do postawienia w garażu” LFA zajmuje jedno z najwyższych miejsc, o ile nie najwyższe. Nie dlatego, że trudno go spotkać. Nie chodzi też o wygląd, dźwięk kręcącej się do ponad 9 tysięcy obrotów V10, ani o osiągi. Dla mnie ten samochód jest kwintesencją japońskiej motoryzacji. Odjechany, przemyślany, bezkompromisowy.
Dam prosty przykład. Gdy wsiądziesz do IS-a zauważysz przełączniki do otwierania szyb podobne do tych, które można znaleźć w Toyotach. Nie ma w tym nic dziwnego. Koncerny od lat stosują te same części w różnych modelach. LFA nie tylko nie współdzieli najmniejszej śrubki z innym samochodem, ale dostał też własną, wyodrębnioną część fabryki. W niej specjalnie wyselekcjonowany zespół 175 pracowników ręcznie składał każdy z pojazdów.
Ta bezbłędność i precyzja była wymagana, ponieważ zadaniem LFA było obwieszczenie światu: "hej, jesteśmy Lexus i potrafimy zrobić ekscytujący samochód". Wszelka niedoróbka czy wpadka obróciłaby projekt w pośmiewisko. Jak donoszą osoby, które miały styczność z gotowym wyrobem, tak się nie stało. LFA zachwyca dopracowaniem, innowacyjnością i wrażeniami z jazdy. O wielu samochodach mówi się, że są jak nie z tej planety. W tym wypadku można spokojnie zrezygnować ze słowa "jak".
Nadwozie zbudowano głównie z tworzyw sztucznych wzmacnianych włóknem węglowym. Przy projektowaniu silnika pomagała Yamaha. Nie była to jednak sekcja motocyklowa, a ludzie odpowiedzialni za instrumenty muzyczne. Oni sprawili, że samochód brzmi oryginalnie. Zbiornik płynu do spryskiwaczy umieszczono z tyłu, inaczej przód mógłby być za ciężki. Skrzynia biegów dostosowuje prędkość zmiany przełożeń do siły, z jaką kierowca pociągnął za łopatkę. Wśród dokumentów dołączanych do pojazdu znajduje się instrukcja mycia samochodu. Nawet pasy bezpieczeństwa są inne, bo wyposażone w poduszki powietrzne.
HD The Lexus LFA sound
Wszystko, co wiem o samochodzie, to informacje z drugiej ręki. Już zdążyłem się pogodzić z faktem, że LFA nigdy nie spotkam, a co dopiero poprowadzę. Większość sprzedanych egzemplarzy stoi w garażach pod prześcieradłami i powoli nabiera wartości. Podobny los prawdopodobnie spotka te ostatnie 12 sztuk, niezależnie czy znajdą właścicieli, czy nie.
Oficjalna cena z jaką startował LFA to 375 tysięcy dolarów, czyli – wtedy – około 300 tysięcy euro. Dzisiaj kupno Lexusa u naszych zachodnich sąsiadów to wydatek przynajmniej 450 tysięcy euro netto (ok. 2 mln zł), a jeszcze bardziej limitowana edycja Nürburgring jest wystawiona za bagatela 5,5 miliona euro bez podatków. Trudno o pewniejszą inwestycję. Nic dziwnego, że dilerzy "chomikują" swoje wozy. Ich cena może tylko urosnąć.