Jürgen Clauss: Jestem purystą. Tuning zamienia piękne auta w potworki!

Jürgen Clauss, pasjonat i renowator zabytkowych modeli Alpine. Twórca projektu alpineLAB, którego celem jest eukowanie na temat marki Alpine. Mieszka w Niemczech, gdzie prowadzi własną firmę, zajmującą się produkcją komponentów metalowych do narzędzi formierskich.

Jürgen Clauss: Jestem purystą. Tuning zamienia piękne auta w potworki!
Źródło zdjęć: © Materiał partnera
Platforma Autokult

24.04.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od 2001 r. hobbystycznie zajmuje się restaurowaniem starych modeli Alpine. Dziś ma ich w swojej kolekcji 18. W 2020 r. został ambasadorem Alpine Katowice.

W jaki sposób odkrył Pan Alpine i zakochał się w klasycznych modelach taj marki?

Odkryłem to może słowo na wyrost, ale już w wieku 12 lat po raz pierwszy zobaczyłem i zwróciłem uwagę na A110. Dwa lata później wciągnąłem się w kolarstwo, zacząłem od jazdy na rowerach szosowych i wyścigowych. Jako przedstawiciel trzeciego pokolenia rodziny kolarskiej nie skupiałem w tamtych czasach swojej uwagi na samochodach i motocyklach. Mimo, że mój ojciec dorastał w pobliżu słynnego toru wyścigowego Solitiude niedaleko Stuttgartu, wszyscy koncentrowaliśmy się głównie na rowerach. Jednak podczas codziennych treningów, często widywałem ten wyjątkowy, niebieski, francuski samochód sportowy i przyznam, że byłem podekscytowany każdym przelotnym spotkaniem z nim. Chyba już wtedy urodziło się moje marzenie o tym aucie, ale w tamtym czasie byłem zbyt młody, nie miałem prawa jazdy, ani pieniędzy, aby je zrealizować.

Obraz
© Materiał partnera

Kiedy to marzenie się spełniło?

W połowie lat 80’ kupiłem nowego Golfa GTI. Pamiętam, że ciężko na niego harowałem, oprócz stałej pracy dorabiałem po godzinach. Podczas służby wojskowej, jakieś pół roku później, w koszarach ponownie natknąłem się na A110. Spostrzegłem, że, tak jak poprzednio, wywołał u mnie pewną ekscytację. Uznałem, że nadszedł czas, aby kupić moją pierwszą A110. Był 1985 r., miałem 25 lat, pozbyłem się nowego, sprawdzonego samochodu, tylko po to, aby zamienić go na klasyczny, zabytkowy model A110 1300VC. Szczerze mówiąc, kompletnie nie miałem pojęcia, jak to cacko przywrócić do dawnej świetności. Samochód był ogólnie w dobrym stanie, co ważne, był w pełni oryginalny, ale miał mocno skorodowane podwozie i potrzebował nowego lakieru. Tak rozpocząłem pierwszą renowację mojego samochodu.

Obraz
© Materiał partnera

Rozumiem, że od tego czasu Pana pasja się rozwijała.

Z małymi perturbacjami. Oczywiście odrestaurowałem moje pierwsze auto Alpine ze szczególną dbałością o detale. Przez niemal 20 lat startowałem na niej na regularnych rajdach i w górskich wyścigach. Wnosząc analogię do związku - dość długo „byliśmy razem” i muszę powiedzieć, że w tym okresie targały mną dwa sprzeczne uczucia – miłość i nienawiść. Oczywiście jazda tą "berlinetką" była ogromną przyjemnością – to zwinny, lekki i mocny samochód. Byłem także bez pamięci zakochany w jego kształcie i sylwetce, który, co trzeba jasno powiedzieć, nigdy się nie znudzi. Jedyną rzeczą, która negatywnie wpływała na nasz „związek” byłą niewystarczająca niezawodność tego konkretnego modelu. W związku z tym miałem kilka przerw w startach, co zdecydowało o tym, że w 2000 r. sprzedałem auto. Przyznam szczerze, że wówczas byłem pewien, że to koniec mojej przygody z Alpine w ogóle, w związku z czym postanowiłem także pozbyć się wszystkich części zamiennych, które przez ten okres zgromadziłem.

Obraz
© Materiał partnera

Zgłosił się po nie pewien Szwajcar - dziś sądzę, że to było przeznaczenie, z którym długo rozmawialiśmy o wspólnej pasji do Alpine. W trakcie tej rozmowy zaprosił mnie do Szwajcarii, gdzie pojechałem kilka tygodni później. Pokazał mi swoją ogromną kolekcję A110… i znów połknąłem bakcyla. I oczywiście wróciłem do swojej pasji i ponownie uruchomiłem od zera swój warsztat.

Zaczął Pan szukać klasycznych modeli i restaurować je?

Tak. Od 2001 r. skupiłem się na szukaniu A110, ale tylko w dobrym stanie i w oryginalnym kształcie. Skupiłem się na modelach „S”. Wkrótce przekonałem się, że znalezienie dobrego samochodu nie było wcale takie łatwe. Większość była już modyfikowana i daleka od oryginału. W kolejnych kilku latach wpadłem jednak na trop kilku takich aut, niestety w większości w złym stanie, ale mimo to udało mi się je odrestaurować. Tym sposobem miałem w swojej kolekcji dziesięć drogowych modeli Alpine A110, - 1300S, 1600S lub 1600SC. Dołożyłem wszelkich starań, aby przywrócić je do oryginału i chyba mi się to udało.

Obraz
© Materiał partnera

Zainspirowany starymi zdjęciami i filmami z wyścigów marzyłem o posiadaniu prawdziwej "berlinetki" z autentyczną historią rajdową. Cóż, zacząłem ponownie szukać samochodów – tym razem - wyczynowych. To było jak poszukiwanie igły w stogu siana...

Ale się udało? Ile modeli Alpine dotąd Pan odrestaurował?

Moją pierwszą prawdziwą "berlinetkę" znalazłem w 2005 r. To był model A110 1300S z 1969 roku. Samochód został przez kogoś całkowicie zmodyfikowany za pomocą dużych błotników i spojlerów. Ale numery seryjne były prawidłowe, więc ją kupiłem. Wykonałem pełną naprawę ramy i przywróciłem auto do stanu całkowicie oryginalnego. Zakochałem się we wszystkich jego detalach, starałem się jak najwięcej o nim nauczyć, bo moim celem od początku było przywracanie aut do standardu fabrycznego. Oczywiście nie było to łatwe, nie było przecież na ten temat podręczników, ani instrukcji, na których mógłbym się wzorować.

Skąd zatem czerpał Pan wiedzę i inspirację?

Głównie poprzez studiowanie starych zdjęć z wyścigów. W ten sposób poszerzałem moją wiedzę na temat wersji rajdowych Alpine. Z roku na rok coraz więcej się uczyłem i odkryłem wiele szczegółów, które nigdy nie zostały udokumentowane w żaden sposób. Tylko nieliczni, zanurzeni w temacie wiedzą o ukrytych detalach i specjalnym wyposażeniu. Do dzisiaj przywróciłem do dawnej świetności, czyli do oryginału, blisko 20 modeli A110.

Obraz
© Materiał partnera

Restaurowanie klasycznych aut to ciężka fizyczna praca, ale także liczne przeciwności. Skąd czerpie Pan energię?

Od samego początku napędzała mnie pasja i entuzjazm. Przy każdej renowacji czułem, że jest to walka, nieraz z wiatrakami… Do szczęśliwego związku potrzebujemy cierpliwości, wyrozumiałości, poświęcenia, wytrwałości, podziwu, a w przypadku Alpine… jeszcze kilku słów w języku francuskim.

Kiedy patrzę w przeszłość, to, że znalazłem i odrestaurowałem kilka bardzo rzadkich aut, wydaje mi się wręcz nierealne.

W pewien sposób ta pasja generuje własny pęd, który chyba „wymknął się spod kontroli”. Podczas poszukiwań informacji o jednym samochodzie, wpadałem na trop innego. Dlatego często powtarzam, że to nie ja ich szukałem, za każdym razem, to one odnajdywały mnie. To chyba moje przeznaczenie…

Czy zastanawiał się Pan dlaczego Pana uwaga skupiła się akurat na Alpine, a nie na innych sportowych autach?

Alpine jest niepowtarzalna na wiele sposobów. Nawet wersje rajdowe, czego nie widać na pierwszy rzut oka, są wyjątkowe. Wyglądają dość podobnie i trzeba bardzo mocno wejść w ich duszę, aby zrozumieć, dlaczego pewne elementy są zaprojektowane tak, a nie inaczej. Poznanie Alpine trwa wiele lat i nie jest takie proste jak kupienie Porsche, czy Mercedesa.

Zasadniczo jestem perfekcjonistą, czego nauczyłem się w moim fachu – moja firma produkuje komponenty o wysokiej precyzji dla przemysłu formierskiego. Wydawać by się mogło, że klasyczne Alpine lub ogólnie A110 nie są odpowiednim wyborem dla perfekcjonisty. A110 nie był tak dobrze opracowany jak Porsche 911 lub Mercedes. Można by wręcz rzec, że nie był zaprojektowany, ale zaimprowizowany. Prowadziło to do słabości komponentów technicznych i ostatecznie do mniejszej niezawodności.

Obraz
© Materiał partnera

Ale dla mnie nie ma to znaczenia. Ja w tym względzie kieruję się uczuciami, przy pierwszym spojrzeniu auto musi ujmować, musi "mówić do mnie", muszę się w nim zakochać. Dokładnie tak miałem przy spotkaniu z A110. Wciąż jestem całkowicie zakochany w jego wyglądzie, sylwetce, w detalach i oczywiście w przyjemności, jakiej dostarcza jazda nim. Spróbuj znaleźć samochód z tego okresu, który jest porównywalny pod względem prowadzenia i zwrotności. Nie ma takiego auta. Szczerze mówiąc, nadal posiadam Porsche 911 2.7 RS z 1973 roku i nadal mi się podoba, ale nie jest to taka pasja, jaka wiąże się z moim A110. Dla takiego niemieckiego faceta, jak ja, niemiecka marka jest normą, jest zwyczajna, przez co czasem trochę nudna. A ja zawsze szukałem czegoś specjalnego, co urzeka pięknem kształtów i detali.

Czy Alpine ma w Niemczech wielu fanów?

Tak, istnieje tu duża społeczność miłośników klasycznych Alpine. Mam nawet kontakt z kilkoma, którzy dzielą ze mną tego tę pasję. Niestety, większość przedstawicieli tej społeczności specjalizuje się w tuningu i modyfikacji, co dla mnie, jako purysty jest niedopuszczalne. Moja pasja, to przywracanie samochodom dawnej świetności i tak jak Jean Redele – twórca marki Alpine - cenię autentyczność i oryginalność.

Dlatego też w którymś momencie zrezygnowałem z udziału w zlotach Alpine, na których królują tuningowane auta. Według mnie klasyczne Alpine, a zwłaszcza A110, zasługują na znacznie więcej niż przekształcenie ich w potwory, choćby wykorzystano w tym celu elementy najwyższej jakości. Moim celem jest pokazywanie piękna, które tkwi w oryginalności i temu właśnie służy moja idea alpineLAB.

W czym zatem w Pana opinii tkwi urok A110?

W oczy rzuca się cała masa drobnych i pięknych szczegółów. Zdaję sobie sprawę, że dla przeciętnego obserwatora wszystkie te samochody mogą wyglądać bardzo podobnie, ale w rzeczywistości każdy jest całkowicie inny. Nawet niebieski metaliczny lakier błyszczy nieco inaczej na każdym samochodzie, ponieważ fabryka co roku zmienia jego mieszankę…

Arystoteles powiedział, że całość jest czymś więcej niż sumą części i uważam, że ma to swój wyraz także w motoryzacji. Każda część sama w sobie może być interesująca i piękna, ale wiele pięknych przedmiotów w sumie tworzy dzieło sztuki. W ten sposób realizuję swoje motoryzacyjne hobby. Każdą część zamienną traktuję jak cenny diament, który przyczynia się do powstania całości. Ostatecznie każda część, która przechodzi przez moje ręce rozpoczyna swój żywot w formie idealnej, jaką jest Alpine. Dlatego nie akceptuję modyfikacji i tuningowania. To tak, jakby ktoś chciał poprawić Mona Lisę…

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (0)