Ferrari już oficjalnie oddzielone od FCA
Zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami Ferrari oddzieliło się od Fiat Chrysler Automobiles. Koncern dokonał roszady, która sprawiła, że włoska sportowa marka pozostała w rękach udziałowców, ale jednocześnie została odseparowana od molocha, jakim jest FCA.
04.01.2016 | aktual.: 02.10.2022 08:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O tym, że Ferrari stanie się samodzielną marką pisaliśmy już na początku grudnia ubiegłego roku. Teraz to, co wtedy było zapowiedzią, stało się rzeczywistością. Sergio Marchionne mówił wtedy, że uważa, iż ten zabieg pozwoli wykorzystać pełen potencjał sportowej marki, bez ograniczeń, które może narzucać na nią wielki koncern. FCA wypuszcza swojego najszybszego ogiera na wolność. Tak przynajmniej ma to wyglądać z boku. W praktyce sprzedaż aż 80 proc. udziałów w Ferrari pozwoli włosko-amerykańskiemu koncernowi wydostać się z kłopotów finansowych.
Procedura transferu udziałów w Ferrari prowadzi przez Holandię - przez nową firmę FE Interim. Akcje trafią do tego przedsiębiorstwa z FCA, a stamtąd w ręce dotychczasowych udziałowców koncernu w proporcjach: 1 akcja Ferrari na każde 10 posiadanych akcji Fiat Chrysler automobiles. W sumie w całym transferze przenoszone jest 80 proc. udziałów, 10 proc. sprzedano już wcześniej, gdy Ferrari wchodziło na giełdę pod symbolem RACE, a pozostałe 10 proc. należy do syna Enzo Ferrariego - Piero Ferrariego. FCA wydało także specjalne udziały, które pozwalają na głosowanie. Otrzymają je udziałowcy FCA, którzy posiadają tego samego typu akcje koncernu Fiat Chrysler Automobiles. Proporcje 1:10 zostaną zachowane.
Co to wszystko oznacza w praktyce? Ferrari przejdzie teraz bezpośrednio w ręce rodzin Agnelli i Ferrari. Wynika to z faktu, że największą część FCA ma w swoich rękach John Elkann, wnuk Gianniego Agnelliego. Obie rodziny prawdopodobnie będą dążyły do uchronienia Ferrari od przejęcia przez pozostałych udziałowców.
Przypomnijmy, że FCA miało dla Ferrari oficjalny plan 5-letni, podobnie jak dla wszystkich swoich pozostałych marek poza Lancią. Firma spod znaku Cavallino Rampante miała prowadzić życie poszczególnych modeli w cyklu, w którym okres między premierą a liftingiem rozdzielały cztery lata przerwy. Kolejne cztery lata miały dzielić lifting i koniec produkcji. Na liście obietnic dla Ferrari znalazło się także podtrzymanie życia stajni wyścigowej w Formule 1.
O ile utrzymanie 4-letniego okresu życia nie tylko wydaje się prawdopodobne, ale jest wręcz najbardziej sensowne dla marki w tym segmencie, tak zespół w tzw. królowej sportów motorowych może nie wytrzymać próby czasu. Formuła 1 jest jak nieskończenie wielka gąbka, która jest w stanie wchłonąć dowolną ilość pieniędzy. Jak gigantyczna będzie kwota, która wsiąknie, zależy wyłącznie od tego, jak bardzo zdeterminowany jest producent, by sięgnąć po tytuł mistrza świata w danym sezonie.
Z jednej strony oszczędności wynikające z przeniesienia funduszy z Formuły 1 na rozwój aut drogowych mogłyby pozwolić dotrzymać kroku silnej ostatnimi czasy konkurencji ze strony McLarena i Porsche. Z drugiej strony, czy Ferrari faktycznie potrzebuje takiej roszady? To marka sportowa. Czy dla takiej istnieje lepszy poligon badawczy niż arena sportów motorowych? Po co przenosić testy nowych rozwiązań na zamknięty obszar przy fabryce, skoro można prowadzić je na torach wyścigowych, przed oczami tysięcy widzów machających flagami z dumnie prężącym się Cavallino Rampante? Formuła 1 może i wymaga sporych nakładów finansowych, ale zapewnia też reklamę, której skuteczność jest wielokrotnie większa, jeśli na koniec sezonu marka zdobywa tytuł mistrza.
Spekulacje zostawmy na boku i dajmy wydarzeniom toczyć się swoim biegiem. Dopiero czas pokaże jaki pomysł na Ferrari mają nowi właściciele tej niezwykle cennej marki.