Dziwne manewry radiowozów. Policjant wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje
– Społeczeństwo buduje sobie obraz policji na bazie pojedynczych zdarzeń, których nawet nie rozumie – opowiada mi były funkcjonariusz. Rozmawiałem z nim o działaniach, które widzimy jako kierowcy i wydaje nam się, że to nic innego jak wykorzystanie władzy. Tymczasem wiele zaskakujących zachowań można zupełnie racjonalnie wytłumaczyć.
11.04.2024 10:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeśli kiedykolwiek zwróciliście uwagę na radiowóz, który zawraca w miejscu niedozwolonym bez sygnałów albo zachowuje się w inny nietypowy sposób, to pewnie przeszło wam przez myśl, że to nic innego jak nadużycie władzy. Kojarzycie sytuację, w której radiowóz przebija się przez zator drogowy na sygnale, ale po jego opuszczeniu wyłącza koguty i jedzie dalej normalnie? Pierwsza myśl: cwaniak.
Tymczasem specyficzna praca policji, a co za tym idzie, odbiegające od normy zachowania, bardzo często da się uzasadnić. Tylko aby je zrozumieć, trzeba wiedzieć, jak pracują policjanci. Właśnie o tym opowiedział mi były funkcjonariusz prewencji Marcin Rosołowski, mający doświadczenie z jednej z warszawskich komend.
– Wyobraźmy sobie zgłoszenie, że ktoś ukradł kobiecie torebkę i ucieka na rowerze – przytacza przykład Marcin Rosołowski. – Patrol w radiowozie widzi taką osobę, która zgadza się z opisem. W idealnej sytuacji kierowca oznakowanego radiowozu rusza w pościg na sygnale, więc staje się pojazdem uprzywilejowanym. Kiedy dogania podejrzanego, woła "stój policja!", ten się zatrzymuje i sprawa załatwiona. Tak się jednak nie dzieje. Uciekający z torebką jak zauważy radiowóz z włączonymi kogutami schowa się. Wskoczy w bramę, w krzaki, przeskoczy przez płot itp. Dlatego często policja nie używa np. sygnału dźwiękowego, a w pewnych okolicznościach nawet "błysków". Ale prowadzi pojazd tak, jakby był uprzywilejowany.
Z punktu widzenia innych kierowców, kierujący radiowozem łamie prawo. Z punktu widzenia policji, funkcjonariusz robi wszystko, by złapać sprawcę. Jak będzie działał w pełni zgodnie z prawem, to już się może nie udać.
– Bywa i tak, że radiowóz wykonuje nietypowy manewr łamiąc w ten sposób przepisy, a za chwilę dyżurny odwołuje akcję, bo pomyłka, bo inny patrol jest bliżej itp. Wtedy jazda wraca do normy, ale może wyglądać to z zewnątrz jak błąd kierowcy – wyjaśnia mój rozmówca.
Często widać, jak radiowóz jadący bez sygnałów, przedziera się tylko przez zator drogowy jako pojazd uprzywilejowany. Po jego przejechaniu wyłącza sygnały. Jest kilka powodów, dlaczego policjanci tak robią.
– Przykładem może być konwojowanie osoby zatrzymanej, której kierowca musi zapewnić bezpieczeństwo, albo na przykład musi dowieźć oskarżonego na rozprawę na wyznaczoną godzinę – tłumaczy Rosołowski. – Wystarczy pojechać radiowozem bez sygnałów. Jednak, jeśli z jakiegoś powodu, np. wypadku, mija zbyt dużo czasu, to przejeżdża się zatory na sygnale. Kierowcy będą krytykować takie zachowanie, bo nie rozumieją, dlaczego kierowca radiowozu to zrobił. Gdyby pojawiła się informacja, że policja spóźniła się na rozprawę, to pojawiłaby się krytyka za nieudolność.
Również kierowcy nieoznakowanych radiowozów mogą się tak zachowywać.
– Włamywacze bardzo często mają kogoś na czatach, a my jadąc na miejsce nieoznakowanym radiowozem nie możemy używać żadnych sygnałów, bo ich spłoszymy – wyjaśnia były policjant. – Jak jedzie się na taką akcję, to oczywiście zależy nam na czasie, a celem jest zatrzymanie sprawców. Żeby przebić się przez ruchliwe skrzyżowanie czy zator, czasami na chwilę włącza się sygnalizację. Kierowca radiowozu przekracza dopuszczalną prędkość i wykonuje niedozwolone normalnie manewry. Bo nie rzecz w tym, żeby spłoszyć złodziei, którzy na drugi dzień okradną inną posesję.
Może być też tak, że radiowóz wykona dziwny manewr, ale sygnalizację włączył po jakimś czasie.
– Był taki model syreny, który włączało się pilotem, ale najpierw trzeba było uruchomić pilot – opowiada mój rozmówca. – Można go włączyć wcześniej, ale z czasem się wygaszał. Albo inne piloty powodowały rozładowanie akumulatora, gdy przez kilka dni nikt ich nie wyłączył. Więc jeśli policjant włączy pilot, a potem sygnały, mija sporo czasu, a kiedy patrol widzi osobę podejrzaną i musi ją zatrzymać, to nie przeprowadza najpierw całej procedury odpalania sygnałów, tylko reaguje natychmiast. Nie raz widziałeś pewnie, że w radiowozie sygnały odpalały się dopiero po tym, jak samochód wykonał jakiś karkołomny manewr. Miałeś wrażenie, że w ten sposób patrol się wybielił z tego, co wyczyniał chwilę wcześniej. A to było coś tak banalnego, jak pilot od sygnalizacji.
Policjant podkreśla, że dla świadomego, doświadczonego policjanta jazda na sygnale to jest wbrew pozorom duże obciążenie psychiczne. Kierowcy widząc pojazd uprzywilejowany zachowują się często tak nieracjonalnie, że kierujący radiowozem na sygnale musi myśleć za siebie i wszystkich dookoła.
– W tej "firmie" oczywiście występuje syndrom władzy, więc to nie tak, że wybielam wszystkich policjantów – zaznacza Marcin Rosołowski. – Bardzo wielu nadużywa swojej pozycji, jest to nieuniknione. Jednak używanie sygnałów bez powodów, tylko dla własnej wygody, to nie jest coś, co nazwałbym nagminnym zachowaniem. Tak samo jak wielu popełnia błędy, ale jest sporo sytuacji, kiedy policja musi działać szybko, a nie ogłaszać wszem i wobec, że działa.
Krytyka przez niezrozumienie
Były policjant zwraca uwagę na krytykę, na którą policjanci są narażeni zawsze, niezależnie od swoich decyzji. Jak nie złapią sprawcy, to jest nieudolność policji. Jak złapią, ale wcześniej bez sygnału np. pojadą kawałek pod prąd, to jest bezkarność policji lub nadużycie władzy.
Marcin Rosołowski stwierdza, że przez cały okres swojej służby widział wiele niezrozumienia, a niewiele wdzięczności. Wskazuje na to, żeby nie oceniać pracy policjantów przez krótki filmik wyrwany z kontekstu. Dziwne manewry radiowozu na drodze, które stają się "hitem internetu", bardzo często daje się uzasadnić, ale widownia nigdy nie zadaje pytania, dlaczego funkcjonariusz tak zrobił. Być może wtedy nie byłoby tak śmiesznie albo nie byłby już hitem.