Czerwony słoń. Futurliner promował przyszłość, sam stał się jej ofiarą
Trudno uwierzyć, że Futurliner powstał jeszcze przed przyłączeniem się Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej. Gigantyczne auta miały promować naukowe osiągnięcia w miejscach, gdzie dostęp do informacji był ograniczony.
29.12.2021 | aktual.: 14.03.2023 13:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
10 metrów długości – tyle, co 2 duże limuzyny. 3,5 metra wysokości. Około 14 ton wagi. Nic dziwnego, że GMC Futurliner robił wrażenie gdziekolwiek się pojawił. A może była to kwestia kosmicznej stylistyki? Przecież odpowiadał za nią Harley J. Earl, który był ojcem wewnętrznego biura designu w General Motors, to on wprowadził modelowanie w glinie, pierwszy samochód koncepcyjny, dwukolorowe nadwozia, długie maski i kultowe już płetwy w modelach z lat 50. XX wieku. Nic więc dziwnego, że i bus jego dzieła był po prostu nie z tej ziemi.
Wszystko zaczęło się już w 1933 roku, kiedy to Charles Kettering, główny inżynier w General Motors, wziął udział w imprezie Chigaco World’s Fair. Targi prezentowały najnowsze osiągnięcia techniczne i skupiały się na przyszłości, co było istotne dla kraju dopiero podnoszącego się po Wielkim Kryzysie. W głowie Ketteringa pojawił się pomysł – a gdyby tak ruszyć z taką wystawą w świat?
Pierwsza edycja Parade of Progress (Parady Postępu) rzeczywiście ruszyła już w 1936 roku, jednak wtedy jeszcze w ciężarówkach zwanych streamlinerami. Były duże, ale mówiąc o przyszłości trzeba było czegoś więcej. Trzeba było futurlinerów.
Futurliner został zaprezentowany w 1939 roku, a w Paradzie Postępu w 1940 roku wzięło udział 12 egzemplarzy. To było coś zdumiewającego. Do kabiny – w pierwszych sztukach przypominającej kokpit pilota samolotu – wchodziło się po schodach. Ciężarówki były gigantyczne, a otwierane z boku kurtyny kryły najnowsze wynalazki. Futurliner miał też własne oświetlenie.
Parada Postępu prezentowała zwiedzającym nie lada wynalazki: silnik odrzutowy, dźwięk stereo, kuchenki mikrofalowe, telewizję. Do 1941 roku odwiedzono 251 miast. W każdym musiały robić nie lada wrażenie, zwłaszcza gdy wjeżdżały w konwoju, trzymając dystans 100 metrów od siebie. Nie dlatego, żeby nacieszyć nimi oko. Miały po prostu tragicznie słabe hamulce bębnowe. Często za wygraną dawały pompy wspomagania, które nie radziły sobie z 4 kołami na przedniej osi.
Na początku futurlinery były napędzane 4-cylindrową jednostką Diesla, pozwalając na osiągnięcie nieco ponad 60 km/h. Po ataku na Pearl Harbor w grudniu 1941 roku Stany Zjednoczone ruszyły na wojnę, więc nikt nie interesował się objazdowymi imprezami. Futurlinery poszły w odstawkę – przynajmniej do 1946 roku, gdy w Detroit pojawiły się na paradzie poświęconej 50-leciu powstania samochodu.
General Motors nie zamierzało jeszcze kończyć Parady Postępu. Auta jednak przerobiono – przede wszystkim zmieniono zabudowę kabiny (już na taką, jak widać na zdjęciach) i w końcu zainstalowano klimatyzację. Wymieniono też układ napędowy. Teraz futurlinery były napędzane 6-cylindrowym, 5-litrowym silnikiem benzynowym. Ciekawostką była przekładnia, a raczej przekładnie. 4-biegowy automat Hydramatic połączono z kolejną skrzynią z dwoma biegami, która z kolei współpracowała z umieszczoną z tyłu 3-biegową przekładnią PTO. Nie zmienił się za to bak paliwa mający ok. 340 l pojemności.
GMs Parade of Progress -- Futurliners
W 1953 roku ruszono w trasę tylko po to, by zakończyć całą imprezę w 1956 roku. Powód był bardzo prosty – telewizja stała się coraz popularniejsza, nie było więc potrzeby podróżowania od miasta do miasta. Futurliner został zabity przez technologię, którą sam promował.
Auta zostały sprzedane przez General Motors. Niektóre służyły jako samochody reklamowe, 2 egzemplarze trafiły do policji, gdzie miały promować bezpieczeństwo na drodze. Jak można przeczytać na stronie futurliner.org, 9 sztuk zostało zlokalizowanych. Dwa z nich nie nadawały się już do niczego i poszły "na części”. Jeden stał się nawet domem na kołach.