Citroën C-Elysee
Z pewnością każdy z Was stanął w obliczu sytuacji gdzie nie zostały spełnione pewne obrane przez siebie oczekiwania. Coś jak uścisk dłoni prezesa w podziękowaniu za przepracowane nadgodziny, jak wręczenie po cukierku na weselu zamiast ogromnego tortu, jak herbata i miła pogawędka z prostytutką. Niestety przytrafiło się to również tym razem mi. Niestety, a może i nawet "stety", ponieważ na warszawskim lotnisku zamiast nowego Focusa ze stajni Forda czekał na mnie samochód, o którym nigdy wcześniej bym nie pomyślał. Gdy osoba zdająca mi auto powiedziała, że Focus na daną chwilę nie jest dostępny i że dostanę auto z podobnego segmentu ogarnął mnie delikatny strach. Polska-kraj niedomówień, gdzie pojazd podobny do rzeczonej drezyny może okazać się być Jelczem, Trabantem bądź nawet rowerem. Szczerze, nawet sięgając w najbardziej odległą przyszłość nie przypuszczałem, że będę kiedykolwiek miał okazję siedzieć za kółkiem Citroëna C-Elysee.
29.10.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na jego temat wiedziałem niewiele, a tak konkretniej to nic. Wiedziałem tylko tyle, że taki model istnieje i, że jakiś znajomy znajomego kiedyś mówił, że sąsiad jego szwagra wymienił takiego na Golfa IV i ćwiartkę „Cytrynowej Lubelskiej”.
Pierwszy kontakt wzrokowy z mym kompanem na następne niecałe dwa tygodnie i od razu przypadła mi do gustu jego całkiem zgrabna i niepozorna sylwetka. Linia nadwozia była na tyle interesująca, że sam Jurand ze Spychowa by przystał na moment by rzucić okiem na owe kształty. Z pewnością do atutów Citroëna należało to, że jest po prostu ładny (a przynajmniej z zewnątrz).
W środku niestety cały czar pryska. Piękna księżniczka po pocałunku zamienia się w żabę. To co auto prezentuje z zewnątrz to tylko masaż tajski w porównaniu do tego co czeka po otworzeniu drzwi. Masa tandetnego, błyszczącego plastiku, w które wkomponowane było radio wyglądem przypominające starego Kasprzaka. Kilka pokręteł od regulacji nawiewu gdzie każde z nich było podświetlone do połowy. Prawdopodobnie było to oznaką przepalonej diody podświetlającej lub jakiś grubszych problemów z elektroniką (nie chcę powielać stereotypów ale podgrzewanie tylnej szyby też nie działało). W zasięgu prawej dłoni także znajdował się lewarek zmiany biegów równie wygodny jak hamulec od karuzeli, oraz gniazdo 12V. Świetny pomysł by umieszczać wejście, do którego często podłącza się jakieś kable np. od nawigacji czy telefonu i nieustannie trącać je łokciem podczas zmiany biegów. Od razu dodam, że mało bezpiecznym jest szukanie telefonu, który strącony poprzez przypadkowe machnięcie ręką przewodu powędrował pod siedzenie pasażera.
Mimo, że w dowód rejestracyjny tego współczesnego wozu Drzymały twierdzi, że jest 5-osobowy to uważam, że 4 osoby to max żeby komfortowo egzystować. Oczywiście pomieściłoby się 46-ciu uchodźców z Libanu, ale przecież nie o to chodzi.
Po odpaleniu silnika do wnętrza docierał delikatny terkot dieslowskiej jednostki napędowej. Pierwszy bieg, delikatny kangurek na wyczucie sprzęgła i jazda! Przyspieszenie było całkiem znośne i dawało poczucie pewności przy wyprzedzaniu ale dało się wyczuć pewien mankament. Moc jest dostępna tylko na wysokich obrotach. Próbując „depnąć” z niskich obrotów całym silnikiem trzęsło jak podczas ostrzału moździerzowego w trakcie wyzwolenia Sochaczewa w 1945 roku. Za każdym razem żeby rozpędzić się do jakiś znośnych prędkości w czasie pozwalającym na nie patrzenie na kalendarz trzeba było piłować silnik na końcówce skali obrotomierza, a i dźwięk dochodzący spod maski, no nie bójmy się prawdy, ale nie jest żadnym balsamem na uszy.
Może i pojazd ten nie jest wolny od wad, a po zajęciu miejsca na fotelu kierowcy lub pasażera najlepiej wydłubać sobie oczy, to ma on jednak jedną bardzo istotną zaletę. Jest to jego cena. Za testowany przeze mnie egzemplarz z tego roku i przejechanymi niecałymi 8 tys kilometrów można wytargować cenę nawet 35 tysięcy dukatów. Może nie jest to żaden „Hit Polsatu” i jak to mówił Ferdek do Paździocha: „To nie są tanie rzeczy panie Marianie”, ale uwierzcie, jak na samochód tych gabarytów to cena jest bardzo atrakcyjna. Prawdopodobnie ten Citroën nie spowoduje, że po podjechaniu na pobliską wiejską dyskotekę dziewczyny będą urywały klamki z zachwytu i od razu będziesz mógł siebie okrzyknąć królem parkietu, ale jednak ma w sobie to coś co powoduje, że chce się na nim skupić odrobinę uwagi na trochę dłużej.
Jako ciekawostkę jeszcze dodam, że na wyposażeniu bagażnika jest trójkąt oraz pompka, która można napompować koło zapasowe lub gumową konkubinę jak ktoś lubi.