Auta mogą podrożeć nawet o 10 tys. zł. ACEA przestrzega przed skutkami Euro 7
Euro 7 to restrykcyjne normy emisji spalin dla nowych aut, które mają wejść w życie w okolicach 2027 roku. Producenci nie kryją obaw. Twierdzą, że decyzja nie przyniesie oczekiwanych korzyści dla klimatu, za to znacząco wpłynie na ceny.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Norma Euro 7, która zgodnie z planem ma zacząć obowiązywać w Europie za 3-4 lata, budzi coraz więcej kontrowersji nie tylko wśród polityków, ale i producentów samochodów. W branży nie brakuje krytycznych głosów wobec planowanych zmian. Niektórzy szefowie bez ogródek określają nowe regulacje mianem bezcelowych i podają w wątpliwość sens ich wprowadzania.
Jednym z najzagorzalszych krytyków Euro 7 jest Carlos Tavares, prezes koncernu Stellantis będącego drugą motoryzacyjną siłą na Starym Kontynencie. W swoich wypowiedziach Tavares wielokrotnie podkreślał, że normy Euro 7 mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego.
Widmo nowych regulacji zmusza producentów do daleko idącej i kosztownej optymalizacji silników spalinowych zaledwie na kilka lat przed tym, gdy zostaną one całkowicie wycofane. Unijne plany zakładają bowiem zakaz sprzedaży nowych pojazdów emisyjnych po 2035 roku.
– To nie jest potrzebne, za to jest kosztowne, nie przynosi żadnych korzyści klientom ani środowisku. Kwestia emisji silników spalinowych jest obecnie czymś, co nie ma żadnego sensu – mówił Tavares w lutym 2023 roku.
Marginalne korzyści z normy Euro 7
Wątpliwości prezesa znajdują swoje potwierdzenie w najnowszych badaniach opublikowanych przez Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA). Wynika z nich, że samochody spełniające normę Euro 7 będą mieć niewielki udział w pojazdach poruszających się po europejskich drogach. W 2035 roku będzie to maksymalnie 10 proc.
Zdaniem ACEA taka liczba nie przełoży się zauważalnie na poprawę stanu środowiska. Szacowana redukcja emisji tlenków azotu (NOx) spowodowana wprowadzeniem normy Euro 7 ma wynieść około 4 proc.
Zapłacą klienci
Minimalne korzyści dla środowiska miałyby jednak wiązać się z zauważalnymi stratami po stronie konsumentów. ACEA informuje, że zgodnie z szacunkowymi wyliczeniami niektórych producentów średnia cena nowego auta po wprowadzeniu normy Euro 7 wzrosłaby o około 2 tys. euro.
Nie jest to pozytywna prognoza dla europejskich klientów, którzy już dziś borykają się z presją inflacyjną i znaczącymi wzrostami cen samochodów. Szczególnie widać to w niższych segmentach rynku. Już dziś za najtańsze auta miejskie trzeba zapłacić tyle, co za rodzinny kompakt kilka lat temu.
Samochody już są drogie
Dobrym przykładem z polskiego podwórka jest Hyundai i10 – najtańszy nowy samochód w Polsce, na początku 2023 roku wyceniany na 54 600 zł. To kwota, która może zaskoczyć osoby pamiętające nowe auta za 40 tys. zł i mniej. Jeszcze większym szokiem będzie informacja, że odświeżone wydanie modelu, które właśnie debiutuje w salonach, kosztuje już 67 tys. zł.
Podwyżki już dziś uderzają w portfel, a wciąż nie wprowadzono normy Euro 7. Obecne ceny to wynik inflacji, ale i coraz wyższych wymogów z zakresu bezpieczeństwa. Obowiązkowe wyposażenie to wyższe koszty, które producenci przelewają na klientów. Podobnie może być w przypadku konieczności dostosowania napędów do nowych norm. Pytanie tylko, czy wzrost cen faktycznie jest nieunikniony?
A może producenci są zbyt chciwi?
Organizacja Transport & Environment lobbująca czysty transport w Europie twierdzi, że niekoniecznie. Z jej kwietniowego raportu wynika, że czołowych producentów stać na dodatkowe wydatki, bez konieczności przelewania ich na klientów.
"Od 2019 roku pięciu największych producentów samochodów w Europie podwoiło swoje roczne zyski" – informuje T&E. "Obecna propozycja UE w sprawie zaostrzenia przepisów dotyczących zanieczyszczenia powietrza kosztowałaby ich maksymalnie 150 euro za samochód" – czytamy w dalszej części raportu.
To kwota zauważalnie mniejsza od 2 tys. euro wspominanych w badaniach ACEA. Zatem kto ma rację? Pewnie jak zwykle prawda jest gdzieś pośrodku. Jej odkrycie nie sprawi jednak, że auta staną się czystsze i tańsze zarazem. Sądząc po tym, jak producenci reagowali na nowe przepisy w ubiegłych latach, podwyżki – nawet jeśli nie do końca zasadne – wydają się jak najbardziej realne.