120 km/h na autostradzie, 80 km/h poza miastem. Na czas pandemii potrzebujemy czegoś mocniejszego
Eksperci od tematyki ruchu drogowego oraz naukowcy z Politechniki Krakowskiej i Politechniki Lubelskiej apelują, by na czas pandemii zredukować dopuszczalną prędkość maksymalną pojazdów. Pismo trafiło już do resortu infrastruktury oraz do Ministra Zdrowia. Wydaje mi się jednak, że problem jest nieco głębszy i nie da się go usunąć limitami prędkości.
06.04.2020 | aktual.: 22.03.2023 12:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ograniczenie prędkości do 120 km/h na autostradzie, 110 km/h na dwujezdniowej drodze ekspresowej, 80 km/h poza obszarem zabudowanym oraz 50 km/h w terenie zabudowanym, niezależnie od pory dnia - takie postulaty składają naukowcy, którzy stwierdzają, że należy ograniczyć wypadki drogowe, a co za tym idzie, zredukować obłożenie służby zdrowia.
Naukowcy zauważają, że - pomimo spadku natężenia ruchu - liczba ofiar śmiertelnych w ostatnim czasie wzrosła (pisałem o tym całkiem niedawno). Powołują się też na modele przygotowane dla Ministerstwa Infrastruktury, gdzie podano informację, że "zmniejszenie rzeczywistej prędkości średniej o 1 km/h powoduje redukcję liczby ofiar wypadków od 3 do 5 proc."
Co ciekawe, obniżenie limitu prędkości powoduje zmniejszenie rzeczywistych wartości o ok. 25 proc. Jeśli np. na znakach pojawi się limit 40 km/h (a nie 50 km/h), wówczas kierowcy będą średnio jeździć o 2,5 km/h wolniej. Mało? Być może, ale wówczas liczba ofiar wymagających długiej hospitalizacji wyniesie ok. 10 proc. mniej. Poza tym kierowcy karetek będą szybciej dojeżdżać na miejsce.
W liście do ministerstw zauważono jednak, że istnieje grupa osób, które raczej nie będą przestrzegać nowych przepisów. Niektórzy korzystają z pustych dróg, mocniej naciskając pedał gazu. W Bydgoszczy jednego dnia aż ośmiu kierowców straciło prawo jazdy za prędkość, z kolei we Włocławku – sześć.
Mazowiecka policja w ciągu ostatniego tygodnia marca zatrzymała "za prędkość" 109 kierujących, z czego 5 straciło prawo jazdy. Służby skupiają się na opanowaniu epidemii i kontrolowaniu zakazów ruchu. Problem zauważa Filip Springer, reportażysta i fotograf. "A tych kolesi, co grzeją 180 km/h po Poniatowskim, to policja też tak zawzięcie łapie jak spacerowiczów? Bo oni na pewno w sprawach zapewniających codzienne funkcjonowanie te rekordy cisną" – pisze Springer. - "Może jeden patrol by się przydało z jakiegoś pilnie strzeżonego parku wycofać. Bo oni tak przez okrągły dzień jeżdżą."
Na wspomnianym moście Poniatowskiego fotoradary dopiero się pojawią. Są tańsze niż planowana wcześniej strefa pomiaru średniej prędkości. Jednak i tu pojawia się luka – skuteczność w wystawianiu mandatów w systemie CANARD wynosi zaledwie 55 proc. Tymczasem na jednej z grup zrzeszających kierowców aut luksusowych użytkownik z Krakowa pisze: "nadzwyczajny moment dla street racing’u. Dla wielu czas wykorzystania potencjału samochodów o ponadprzeciętnych osiągach (…). Puste drogi zastępują nam tor."
Ograniczenie prędkości nie zrobi wrażenia na osobach, które i tak nie respektują przepisów. Naukowcy odpowiedzialni za pismo skierowane do rządzących zauważają także inny sposób: zastosowanie dodatkowych instrumentów w postaci bardziej dolegliwych kar. Ten krok, według badań WP, najbardziej popierają Polacy.
Niestety, nawet tak tragiczne wydarzenie jak wypadek na ul. Sokratesa w Warszawie, gdzie pod kołami zginął mężczyzna ratujący rodzinę, wprowadził "zaledwie" odbieranie praw jazdy za przekroczenie prędkości poza miastem. Pojawia się pytanie, czy potrzebujemy kolejnego takiego wypadku, by mandaty zostały w końcu podniesione? Oby nie.