"To jest drogowy bandytyzm". Pojawiają się nowe nagrania z żółtym renault z Krakowa
Po sobotnim wypadku w Krakowie na jaw wychodzi coraz więcej faktów. Nie brakuje ujęć z przeszłości przedstawiających niebezpieczną jazdę po drogach publicznych autem, które zostało rozbite. Nie chcemy tutaj osądzać, kto wówczas siedział za kierownicą, a jedynie potraktować to jako przestrogę, jak taka jazda może się skończyć.
19.07.2023 | aktual.: 19.07.2023 18:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W nocy 15 lipca w Krakowie doszło do tragicznego wypadku. Kierowca renault megane R.S. stracił panowanie nad pojazdem, który zjechał z mostu Dębnickiego i dachował. W aucie podróżowało czterech mężczyzn w wieku od 20 do 24 lat, pochodzących z powiatu wielickiego. Niestety, nikt z nich nie przeżył.
Krótko po sobotnim wypadku okazało się, że jedna z ofiar, a jednocześnie, jak ustaliła policja i prokurator – kierowca żółtego renault megane R.S. – syn Sylwii Peretti, lubiła szarżować autem na drogach publicznych, nierzadko chwaląc się przy tym filmami w mediach społecznościowych.
Ponieważ w internecie nic nie ginie, do sieci trafiło wiele nagrań z konta instagramowego ofiary, przedstawiających brawurową jazdę m.in. autem, które w sobotę zostało rozbite w Krakowie. Do długiej listy wykroczeń można m.in. zaliczyć przekraczanie prędkości, wyprzedzanie na linii podwójnej ciągłej, wyprzedzanie pasem awaryjnym na autostradzie czy przejazd na czerwonym świetle.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na nagraniach 24-letni Patryk przewija się zarówno w roli kierowcy, jak i pasażera. Nie jest pewne, w których sytuacjach pokazanych na powyższym nagraniu faktycznie to on prowadzi. W jednym z filmów został oznaczony jako osoba instruująca kierowcę. O komentarz do fragmentów poprosiliśmy eksperta, Wojciecha Szajnerta, instruktora techniki jazdy kat. B.
– Na filmie widać, że wypadek żółtego megane sprzed kilku dni, w którym zginęły cztery osoby, nie był wynikiem zbiegu okoliczności. Kierowca tego pojazdu regularnie traktował drogę publiczną jako miejsce do jazdy poza wszelkimi granicami bezpieczeństwa i rozsądku, a poruszanie się z prędkościami rzędu 150-200 km/h w ruchu miejskim było dla niego normą, a nie wyjątkiem. Prędzej czy później musiało się to więc tak skończyć – mówi dla Autokult.pl Wojciech Szajnert, trener jazdy defensywnej.
– Moja ocena takiego zachowania jest jednoznaczna: jest to drogowy bandytyzm, na który nie powinno być na naszych drogach miejsca, a osoby zachowujące się tak, jak kierowca żółtego megane, powinny być skutecznie ścigane przez policję i eliminowane przez nią z ruchu drogowego – komentuje.
– Nie próbujmy też stawiać znaku równości pomiędzy odpowiedzialnością kierowcy żółtego megane a pieszym, który przechodził przez jezdnię w niedozwolonym miejscu, bo szkodliwość społeczna jednego i drugiego jest nieporównywalna. Trzeba jednoznacznie powiedzieć: to kierowca megane jest odpowiedzialny za to, co się stało – dodaje ekspert.
– Problemem w naszym kraju jest to, że policja nie dysponuje narzędziami prawnymi, aby skutecznie ścigać zachowania, które zbiorczo można określić mianem agresji drogowej. Może karać mandatami za nadmierną prędkość czy nieprawidłowy stan techniczny pojazdu, ale jest to nieadekwatne do zagrożenia powodowanego przez takie zachowania – mówi Wojciech Szajnert.
– Potrzebujemy więc nowych rozwiązań prawnych, które wzorem innych krajów wprowadzą nową kwalifikację prawną takich zachowań i pozwolą karać ich sprawców znacznie surowiej niż dotąd. Potrzebujemy też większej aktywności policji w tym zakresie – podsumowuje.
Powyższy film publikujemy ku przestrodze, jak nie wolno jeździć po drogach publicznych w żadnym wypadku. Prędzej czy później może dojść do tragedii, co mogliśmy zobaczyć w miniony weekend.