Tanie, małe, ale własne. Rynek "używek" przeżyje rozkwit, miasta będą jeszcze bardziej zakorkowane

Pracownicy mogą zastanawiać się nad powrotem do pracy, ale nikt nie zadaje pytania, jak do niej dotrzeć. Wszystko wskazuje na to, że do łask w miastach powrócą samochody – tanie, proste, a przede wszystkim własne. Niektóre z miast już myślą, jak powstrzymać paraliż na drogach.

Tak niedługo mogą wyglądać polskie miasta
Tak niedługo mogą wyglądać polskie miasta
Źródło zdjęć: © fot. autokult
Mateusz Lubczański

15.05.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Miasta po pandemii jeszcze długo nie będą wyglądać tak, jak kiedyś. Będziemy mieć za to zakorkowane ulice i opustoszałe chodniki. Z komunikacji miejskiej korzystać będziemy tylko w przypadku braku alternatywy. Instytut Badań Zmian Społecznych przeprowadził badania, z których wynika, że 80 proc. ankietowanych przez tę organizację zamierza częściej poruszać się samochodem, 15 proc. młodych kobiet z największych miast zacznie częściej korzystać z samochodu, a 5 proc. zapytanych o opinię stwierdziło, że zamierza zrezygnować z transportu publicznego.

Warto również spojrzeć na Państwo Środka, które powoli wraca do znanego tylko sobie stylu życia. Na ulicach Pekinu, Szanghaju czy Guangzhou ruch uliczny jest większy niż w analogicznych miesiącach rok temu. Spadło za to korzystanie z metra. W Pekinie przewozi ono o 53 proc. ludzi mniej niż przed pandemią. W Szanghaju czy Guangzhou jest to odpowiednio 29 i 39 proc. mniej. Ta sytuacja potwierdza prognozy ekspertów z takich firm jak Total czy Repsol.

W Berlinie za to korzystanie z metra jako środka transportu nadal utrzymuje się na poziomie niższym o 61 proc., podczas gdy ruch pojazdów powrócił słabszy zaledwie o 28 proc. Podobne wyniki można odnotować w Madrycie czy chociażby w kanadyjskiej Ottawie. U nas natomiast, tuż po majówce, w Trójmieście jeździło tylko 30 proc. pojazdów mniej niż zazwyczaj.

Komunikacja miejska – nawet ze złagodzonymi obostrzeniami i pełnym taborem na drogach - nie jest w stanie obsłużyć zainteresowanych pasażerów. Zyskają za to tańsze cztery kółka, które kosztują mało, a ich koszty utrzymania są śladowe.

Więcej samochodów to większe korki, zanieczyszczenie i frustracja kierowców w godzinach szczytu

Tu z interesującą propozycją wychodzi miasto Gdynia, które proponuje "rozmycie". Można to osiągnąć, zmieniając godziny pracy niektórych biur czy zakładów. - Dotąd apelowaliśmy do wojewody, który ma możliwości, w obecnym stanie prawnym, by wpływać na godziny rozpoczęcia pracy. Chodziło bowiem o największe zakłady pracy, zarazem te, które nie przerywały pracy nawet w fazie najostrzejszego lockdownu – mówi mi Katarzyna Gruszecka-Spychala, wiceprezydent Gdyni ds. gospodarki.

  • Obecnie prowadzimy nieformalne rozmowy z pracodawcami, a w przyszłym tygodniu, kiedy będziemy wreszcie znać treść rozporządzenia luzującego zasady bezpieczeństwa w środkach komunikacji miejskiej, wystąpimy z oficjalną korespondencją. Nie zamierzam nikogo do niczego zmuszać, a jedynie namawiać – dodaje Spychała.

Niektórzy zauważą, że korki i tak będą się tworzyć, bowiem rodzice będą odwozić dzieci do szkoły. Ten argument również nie ma racji bytu, bowiem tylko 13 proc. rodziców w tym mieście jest zdecydowanych na wypuszczenie pociechy na zajęcia. Biorąc to pod uwagę – jak i fakt, że na drugim końcu Polski uruchomiono kino samochodowe – okazuje się, że cztery kółka będą przeżywać nową (zasłużoną) falę świetności.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (6)