Chciałem sprzedać suzuki jimny za 100 tys. zł. "Jeszcze na nim zarobimy"
Zapłacą 100 tys. zł za auto, które według cennika importera kosztuje 79 990 zł. Brzmi jak szaleństwo? Nie do końca – wystawiłem na sprzedaż nowe suzuki jimny po zawyżonej cenie i znalazłem kilku chętnych na takie zakupy.
26.03.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Fenomen nowego suzuki jimny jest zaskakujący nie tylko dla branży motoryzacyjnej, ale i samego producenta. Fabryki nie nadążają z produkcją – jeśli dziś wejdziecie do salonu Suzuki, sprzedawca zaproponuje wam odbiór najwcześniej w czerwcu 2020 roku. Na sukces składa się kilka elementów.
Zobacz także
Dariusz Wołoszka z firmy Info-Ekspert.pl wspomina o braku konkurencji w segmencie, relatywnie niskiej cenie i atrakcyjnym wyglądzie. Nie dajcie się jednak nabrać na słodki wizerunek. Jimny to prawdziwa terenówka z krwi i kości, która nie daje za wygraną nawet w najcięższych warunkach. Jest lekka, mała i ma proste mechanizmy układu napędowego. Niczego więcej nie trzeba.
By sprawdzić fenomen jimny, wystawiłem na sprzedaż fikcyjny, najlepiej wyposażony egzemplarz w jaskrawozielonym kolorze i z opcjonalnym grillem z klasycznym napisem "Suzuki". Zanim umieściłem ogłoszenie w sieci, sądziłem, że dodam do oficjalnej ceny maksymalnie 10 proc. Rzeczywistość szybko zweryfikowała oczekiwania – nieliczne egzemplarze (które i tak zniknęły po kilku dniach) były wycenione grubo powyżej psychologicznej bariery 100 tys. zł. Kwoty uśredniłem, wpisałem cenę 100 tys. zł i czekałem na telefony. Jakby nie patrzeć, to spora cena za auto wielkości pudełka zapałek.
Pierwszy zainteresowany pojawił się w dniu wystawienia ogłoszenia po godz. 21. Auto potrzebne do jazdy po lesie. Kolejni dzwonili już w bardziej cywilizowanych godzinach – samochód widzieli na pokazie, są zdecydowani na zakup, będą jeździć głównie poza drogami utwardzonymi, choć nie wykluczają wyprawy do miasta.
Punktuje prosta konstrukcja – jeden z kupujących chciał jak najprostszego auta jak najszybciej. Martwił się, że od 2022 roku nowe samochody będą wyposażone w inteligentny ogranicznik prędkości, który przy wykorzystaniu GPS-u lub kamery będzie wiedział, jaka prędkość obowiązuje w danej okolicy i wymusi jej utrzymywanie. Uspokajam – nie oznacza to, że limit będzie sztywno egzekwowany. Trzeba będzie po prostu mocniej wcisnąć pedał gazu, by przekroczyć ograniczenie rozpoznane przez kamerę – wszak wszyscy wiemy, że systemy rozpoznawania znaków nie są doskonałe.
Jeszcze bardziej zaciekawiła mnie propozycja wysłana "z automatu" przez firmę sprzedającą auta poleasingowe. Oddzwoniłem i zapytałem się, czy pan z drugiej strony słuchawki na pewno dobrze odczytał cenę suzuki. Zostałem uprzedzony, że cena zależy od stanu pojazdu. Powiedziałem, że auto jest fabrycznie nowe, a przez telefon usłyszałem, że "jeszcze na nim zarobimy". Widać trzeba było zamówić z kilka egzemplarzy na sprzedaż, żeby teraz na nich sporo zarobić.