Subaru stało się spółką zależną Toyoty - nowy wymiar współpracy
Najpierw Suzuki, teraz Subaru. Toyota zwiększa swoje udziały w kolejnej japońskiej marce, oferując jej swoje technologie hybrydowe. Współpraca z Subaru wkracza na zupełnie nowy poziom. Od teraz firma będzie spółką zależną Toyoty.
30.09.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obie marki współpracują ze sobą od 2005 roku. Owocem ich wspólnych wysiłków jest m.in. duet sportowych coupe - GT86 oraz BRZ. Teraz jednak powinniśmy spodziewać się zdecydowanie czegoś więcej. Toyota, która zwiększyła swoje udziały w Subaru z 16 do 20 proc., podzieli się technologiami hybrydowymi, które z pewnością uatrakcyjnią ofertę marki.
Jednym z większych wspólnych projektów ma być nowa platforma o technicznym oznaczeniu EBV. Posłuży ona za bazę do budowy nowych modeli hybrydowych i elektrycznych łączących napęd AWD Subaru z układami zasilania Toyoty. Przypieczętowaniem współpracy poza zwiększeniem udziałów Toyoty, jest przejęcie przez Subaru akcji Toyoty o wartości 80 mld jenów.
Obie marki zachowają wystarczającą indywidualność, ale współpraca będzie znacznie bliższa niż dotychczas. Ich przedstawiciele widzą w tym obopólne korzyści. W planach poza wspomnianą platformą EBV są jeszcze kolejne generacje duetu BRZ/GT86, a także wspólne technologie, które następnie będą wykorzystywane przez obie marki.
Mowa tu przede wszystkim o rozwiązaniach z zakresu autonomicznej jazdy oraz łączności samochodów z Internetem, służbami ratunkowymi oraz innymi pojazdami. Warto zauważyć, że Subaru jak na tak małą firmę, ma spore doświadczenie w zakresie systemów bezpieczeństwa, kryjących się pod nazwą EyeSight, będących standardowym wyposażeniem modeli tej marki.
Warto wspomnieć, że kilka tygodni temu Toyota zacieśniła swoje partnerstwo także z Suzuki. Czyżby japoński gigant dążył do większego uzależnienia od siebie mniejszych marek? Wątpliwe jednak, aby partnerzy Toyoty mieli na tym stracić. Wręcz przeciwnie. Na widoczne efekty azjatyckich mariaży musimy jednak poczekać jeszcze co najmniej kilka lat.