Stref Tempo 30 nie będzie do 2024 roku. Niektórzy nie rozumieją, o co chodzi
Trwająca od miesięcy batalia o ograniczenie prędkości w Warszawie do 30 km/h tymczasowo legła w gruzach. Strefy Tempo 30 spotkały się z niewielkim zainteresowaniem mieszkańców, transmisje z konsultacji obejrzała garstka. Jak donosi wyborcza.pl, takich stref nie będzie do 2024 r. Ale na pewno się pojawią.
20.03.2023 | aktual.: 20.03.2023 13:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Początkowo strefy Tempo 30 (strefy z ograniczeniem prędkości do 30 km/h) wzbudziły sporo kontrowersji. Tamas Dombi, dyrektor miejskiego Biura Zarządzania Ruchem Drogowym uspokajał, że nie chodzi o główne ulice stolicy, lecz o lokalne strefy w miejscach, w których sami mieszkańcy postulowali o ograniczenia. Miało być ich 409 zgodnie z opublikowanym pod koniec 2022 roku wykazem.
Miały to być miejsca, gdzie kierowcy na odcinkach kilkuset metrów nie traciliby za wiele czasu jadąc z maksymalną dopuszczalną prędkością 30 km/h względem obecnych 50 km/h. Celem była nie tylko poprawa bezpieczeństwa, ale także zmniejszenie hałasu oraz zanieczyszczeń.
Nim jednak kierowcy zrozumieli na czym polega projekt, politycy PiS i Konfederacji prześcigali się w jego krytykowaniu. Udało się wmówić niektórym, że będą jechali 30 km/h po Warszawie tracąc mnóstwo czasu. Gromy spływały oczywiście na prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego.
Teraz projekt stref Tempo 30 wchodzi na etap konsultacji lokalnych. Będą rozmowy z radami osiedli, będą konsultacje w ramach remontów i inwestycji. Jak się okazuje, Tempo 30 będzie projektem na lata, a do 2024 roku nie powstanie prawdopodobnie ani jedna strefa. Tym bardziej, że idą wybory i trzeba zadowolić większość, a nie mniejszość.
Jak donosi wyborcza.pl, pojawiają się również takie impasy. "Jeśli chodzi o Saską Kępę, dyrektor Dombi przyznaje, że w konsultacjach doszło tam do sytuacji, która wymaga kompromisu: rada osiedla chciała obniżenia prędkości niemal wszędzie, a rada dzielnicy nigdzie" – pisze Wyborcza.pl. Trudno będzie o konsensus.