Sprawdziłem kompresor premium za 1000 zł. Drogi? Chyba nie znacie cen
Premium może być nawet kompresor samochodowy. Tak przynajmniej twierdzi amerykański producent, który wprowadza na nasz rynek model kosztujący blisko 1000 zł. Aby go sprawdzić, porównałem Noco Air15 z dwoma produktami, których używam na co dzień. Jeden z nich kosztuje dwa razy więcej.
17.11.2024 | aktual.: 19.11.2024 16:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Amerykański producent akcesoriów samochodowych z Ohio zaprezentował swój kompresor na tegorocznych targach Automechanika we Frankfurcie. Doświadczona w produkcji ładowarek i urządzeń rozruchowych firma chciała pokazać, że nawet coś tak banalnego i rzadko używanego może być produktem premium.
Noco Air15 to kompresor o niebanalnym kształcie, wykonany perfekcyjnie, niezwykle prosty w obsłudze i działający całkowicie autonomicznie. Kiedy napompuje oponę, wyłączy się. Jest cichy i nie ucieka w czasie pracy. Może służyć za latarkę, a nawet do samoobrony, bo choć mieści się w dłoni, waży aż 2650 g. Zmieści się w schowku czy w zakamarku bagażnika, a nawet widoczny, nie razi oka swoim wyglądem. Póki się go nie włączy, nie wiadomo nawet czym jest.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cena za jakość?
Noco to seria kompresorów o różnych parametrach. Dostępne są modele Air10, Air15 i Air20. W zależności od modelu mogą napompować oponę maksymalnym ciśnieniem do 60, 80 lub 100PSI prądem odpowiednio 10, 15 lub 20 amperów, stąd zresztą nazwy. Kosztują odpowiednio 810, 980 i 1230 zł. Cena abstrakcyjna jak na urządzenie, które przydaje się tylko czasami.
Faktem jest, że to najładniejszy kompresor, jaki w życiu widziałem, a widziałem renomowane produkty, np. australijskiej firmy ARB, która słynie m.in. z takich urządzeń. Do tego materiał, z jakiego zrobiono obudowę, jest przyjemny w dotyku i naprawdę premium. Jakość wykonania jest absolutnie poza zasięgiem konkurencji, a dyskretny wygląd to może być dla wielu kolejną zaleta.
Przewód do pompowania również prezentuje się bardzo dobrze. Wykonany jest z wysokiej klasy materiału, można zwinąć na specjalnie do tego przygotowanych gumowych haczykach. Nawet ta guma, która jednocześnie stanowi stopę kompresora, wygląda jak z najwyższej półki. Nie ma wątpliwości co do tego, że jest to produkt wysokiej klasy, przynajmniej z wyglądu. Ale jest też przemyślany.
Jego największą poza wyglądem zaletą jest głośność pracy. Znów - to najcichszy kompresor, jaki naprawdę działa (są kompresory cichsze, ale trudno nimi napompować oponę). I jeden z niewielu, który nie przemieszcza się w czasie używania. Na gumowej stopie stoi w miejscu i pomimo iż się delikatnie chwieje w trakcie uruchamiania silnika o mocy 200W, to pozostaje stabilny w czasie pracy. W przeciwieństwie do wielu kompresorów, które uciekają w trakcie pompowania.
A jak działa?
Obsługa kompresora jest tak prosta, że producent nie załączył nawet instrukcji obsługi (przynajmniej w moim pudełku jej nie było - prawdopodobnie przypadkowo). Można ją znaleźć w internecie. Po podłączeniu do prądu (klasyczna wtyczka do gniazdka 12V) kompresor jest gotowy do pracy. Strzałkami należy ustawić żądane ciśnienie, a następnie włączyć i czekać. Oczywiście wcześniej przykręcając końcówkę przewodu do wentyla. Po tym od razu pojawia się aktualne ciśnienie w oponie.
Podczas pracy (cichej) kompresor może się na chwilę wyłączyć celem dokładnego pomiaru ciśnienia. Im bliżej żądanego, tym częstsze, krótkie przerwy. Zazwyczaj od dwóch do czterech. Kiedy kompresor przerywa pracę na więcej niż kilka sekund, oznacza to, że ją skończył. I to wszystko.
Nie tylko zalety
Kompresor Noco Air15 ma też kilka drobnych wad, odczuwalnych zwłaszcza w samochodzie terenowym. Moim zdaniem brakuje mu funkcji upuszczania powietrza w jakiejkolwiek formie. Skoro działa w pełni automatycznie, to nic nie stoi na przeszkodzie, by można nim po podłączeniu regulować ciśnienie w obie strony (nie tylko je podnosić).
Druga rzecz to zakres pracy. Po pierwsze, nie mierzy ciśnienia poniżej 0,2 bara – drobiazg. Po drugie i ważniejsze, nie da się ustawić ciśnienia na niższe niż 1 bar. Oznacza to, że w samochodzie terenowym urządzenie to w wielu przypadkach się nie sprawdzi jako w pełni automatyczne. Ale pamiętajmy, że można wyłączyć kompresor ręcznie, więc to też nie taki problem.
Ma jeszcze jedną wadę, która jest już istotna - nie mierzy ciśnienia zbyt dokładnie w oponach terenowych. O ile pompował w punkt do żądanego ciśnienia opony o niższym profilu (sprawdzone na pięciu autach osobowych i SUV-ach), tak w oponie wysokoprofilowej miał sporą odchyłkę. Ale o tym za chwilę.
Noco Air15 kontra kompresor offroadowy T-Max
Podczas porównania z innymi urządzeniami, celem było napompowanie opony w samochodzie terenowym od 1 do 2 barów. Noco Air15 stanął do pojedynku z tanim kompresorem typu offroadowego T-Max o konstrukcji jednotłokowej, maksymalym ciśnieniu 150 PSI (wydajnośc 72 l/min) i poborze prądu 30 A. Jest więc urządzeniem na papierze wydajniejszym od Noco. Jest też zdecydowanie większy, ale i cięższy (sam kompresor z przewodem 4900 g + 290 g przewód przedłużający) i mniej poręczny.
T-Max mieści się w miejscu około 3-krotnie większym niż to, w którym można umieścić Noco. Pomimo dobrze wyglądającej torby, jest po prostu dodatkowym bagażem w samochodzie. W przeciwieństwie do Noco, nie da się go włożyć do schowka czy kieszeni bocznej drzwi.
Dodatkowo samo jego podłączenie wymaga więcej od użytkownika. Po pierwsze, musi podnieść maskę i założyć zaciski przewodu zasilającego na klemy akumulatora. Po drugie, należy połączyć przewody do pompowania z manometrem, a jeśli długość jest niewystarczająca, to potrzebny jest drugi, przedłużający. Jeśli chcemy korzystać z gniazda samochodowego, należy przerobić przewód zasilający.
T-Max, którego testowałem, kosztuje obecnie ok. 480 zł (nowsza wersja, ale o tych samych parametrach). Jak wypadł na tle Noco?
W czasie pompowania kół zdecydowanie głośniej pracował T-Max, który całkowicie zagłuszał Noco. Tym bardziej, że oba stały na betonowym podłożu, a T-Max ma cztery stopki z twardej gumy. Mimo to nie zapewniają mu stabilności i z powodu sporych drgań urządzenie przemieszcza się w czasie pracy. Trzyma go właściwie przewód zasilający, który jest moim zdaniem za krótki do samochodu terenowego. W nieco podniesionej Toyocie Hilux nie dało się go dobrze postawić przy prawym przednim kole (akumulator jest po lewej stronie auta) pomimo iż od zacisków do samego kompresora mamy przewody o długości 245 cm.
Przedłużka przewodu pompującego o długości 5 m (plus 80 cm przewodu z manometrem) w stanie nie do końca rozciągniętym (jest zwijana w sprężynkę) daje jednak możliwość pompowania każdego koła w samochodzie przy dowolnie ustawionym kompresorze. Choć nie da się takim przewodem "owinąć" auta od prawego przedniego do lewego tylnego koła (trzeba przestawić kompresor lub przełożyć przewód pod autem. Dla porównania Noco ma 3-metrowy przewód zasilający i 1-metrowy do pompowania. Ale Noco można umieścić w wielu miejscach i podłączyć do gniazda np. w bagażniku.
80-centymetrowy przewód T-Maxa z manometrem podłączamy do zaworu w oponie, a wyłącznik kompresora jest przy kompresorze. I to jest podwójny kłopot. Po pierwsze, obserwując wskazanie manometru jesteśmy nierzadko daleko od kompresora. Co prawda dojście do włącznika nie trwa tyle, by istotnie zmieniło się ciśnienie, ale rodzi inny kłopot. Otóż manometr pokazuje wartość 2,2 bara, kiedy w oponie są 2 bary. Można weryfikować ciśnienie przyciskiem na manometrze, ale nie jest to zbyt wygodne, bo upuszcza się trochę powietrza, a kompresor cały czas pompuje. Jak się go wyłączy, wówczas manometr pokazuje właściwe ciśnienie.
Aby uzyskać dużą dokładność ciśnienia właściwie trzeba mieć kompresor T-Max przy sobie, co znów w przypadku tylnych kół jest niemożliwie, jeśli akumulator pojazdu znajduje się z przodu. Ewentualnie potrzebna jest pomoc innej osoby. To wszystko nie dotyczy użytkownika Noco Air15, który tylko wciska przycisk i czeka.
Inna sprawa, że manometr T-Maxa jest bardzo dokładny w każdym typie opon. W przeciwieństwie do Noco, który akurat w tej próbie z oponą terenową wykazał się ogromną niedokładnością. Pokazywał 2 bary, a pomiar wykazał 1,7 bara. Ale podkreślam, zdarza się to wyłącznie w oponach o dużym profilu (dużej objętości, w autach terenowych i dostawczych), a nie zdarza się w oponach mniejszych i typowych w samochodach osobowych.
Zmierzyłem czas pompowania opony w rozmiarze 265/65 R17 od wartości 1 do 2 barów. Noco wyłączył się po 2 min i 10 s. T-Max potrzebował na to zadanie 2 min i 30 s. Tylko przy niedokładności Noco potrzeba było skorygować ciśnienie.
Powtórzenie testu już do rzeczywistego ciśnienia 2 barów wykazało, że Noco potrzebował na napompowanie opony 2 min i 20 s. Czyli zrobił to o 10 s szybciej od teoretycznie wydajniejszego T-Maxa. Tyle tylko, że T-Max wymagał wyłączenia i korekty z udziałem użytkownika, więc kilka sekund zależy wyłącznie od tego. Zdecydowanie przegrał wygodą użytkowania, a także poziomem hałasu i samą wygodą podłączenia. Gdyby więc mierzyć czas od wyjęcia kompresora z bagażnika, to Noco zdeklasowałby T-Maxa.
Jednak Noco nie był już taki szybki przy mniejszym rozmiarze opon. Pompowanie w zakresie od 1 do 2 barów opony Dacii Duster (215/60 R18) dało 13-sekundową przewagę T-Maxowi.
Noco Air15 kontra kompresor ARB
Noco zmierzyło się także z wysokowydajnym kompresorem ARB zamontowanym w długodystansowej Toyocie Hilux m.in. do pompowania miechów powietrznych zawieszenia. Kompresor został umieszczony za oparciem tylnej kanapy i jest całkowicie niewidoczny. Dzięki temu w czasie pracy jest cichszy od kompresora Noco. Jego pobór prądu pod obciążeniem to 25 A, maksymalne ciśnienie wynosi 100 PSI, a masa to 4,5 kg.
Jest to urządzenie nie tylko pompujące, ale dzięki wysokiej wydajności sprawdzi się także do zasilania pneumatycznych blokad mechanizmów różnicowych czy wspomnianych poduszek powietrznych zawieszenia. Nie jest urządzeniem przenośnym, lecz do montażu w pojeździe, a cena samego urządzenia to 1725 zł. Do tego trzeba dodać zestaw do przeniesienia szybkozłączki (240 zł), dodatkowy przewód łączący (240 zł) oraz przewód do pompowania kół (435 zł). Zatem cena całego zestawu to 2640 zł plus koszt montażu (ok. 480 zł). Nadal uważacie, że Noco jest drogi?
Najtańszy przenośny kompresor ARB kosztuje 2641 zł (w oficjalnym sklepie ARB) i nie jest wyposażony w manometr, który trzeba sobie dokupić oddzielnie za 220 zł. Takiego manometru nie mamy też w Toyocie Hilux, więc pompowanie koła jest obarczone obowiązkiem sprawdzania ciśnienia, a przepompowanie wiąże się z ręcznym jego upuszczaniem.
Jak wypadł nasz bohater na tle produktu australijskiej firmy ARB? Dość blado. Hałas generowany przez ARB dzięki ukryciu go w aucie jest ledwie słyszalny. Ciągnięcie przewodu do każdego koła wygodniejsze, bo poza przewodem niczego więcej nie trzeba mieć w ręku. No i czas pompowania – 1 min i 20 s to krócej od Noco o minutę! I warto przy tym podkreślić, że nie mamy do dyspozycji manometru, zatem kilka razy przed napompowaniem koła trzeba było odłączyć kompresor od zaworu i sprawdzić ciśnienie ręcznym manometrem. Policzyłem, że na samo to straciłem ok. 20 s.
Który kompresor okazał się najlepszy?
Właściwie żaden, bo każdy służy do czegoś innego. Dwa kompresory offroadowe porównane z Noco są nieco innymi produktami. T-Max ma jeszcze jedną wadę, której nie mogłem sprawdzić w Noco ze względu na warunki. Otóż bardzo szybko się grzeje do takiej temperatury, że na pełnym słońcu zmiana ciśnienia z 1 do 2 barów latem powoduje, iż można się o niego poparzyć. ARB nie ma tego problemu. A Noco? Nie wiem, bo warunki pogodowe nie pozwoliły się przekonać. Ale po napompowaniu jednego koła nie był nawet ciepły, kiedy T-Max już stał się dość gorący.
Tak czy inaczej, nawet w samochodzie terenowym wolałbym używać Noco Air15 niż T-Maxa. Jest mniejszy, poręczniejszy, lżejszy, wygodniejszy i cichszy. A spuszczanie powietrza poniżej 1 bara nie jest czymś, czego nie da się zrobić bez użycia kompresora. Jego mała dokładność w terenówce nie ma dużego znaczenia, a w aucie osobowym mierzy ciśnienie bez zastrzeżeń.
Noco jest dwukrotnie droższy od T-Maxa, choć nie jest dwukrotnie lepszy. Jednak to, czym naprawdę się różnią te dwa urządzenia, jest to, że Noco włożyłbym do każdego samochodu i z nim jeździł. T-Maxa zabierałem wyłącznie do auta terenowego, wkładałem do bagażnika lub na pakę i zawsze był czymś, co trochę przeszkadzało jako przedmiot w pojeździe.
T-Max był nieoceniony wtedy, kiedy był potrzebny, ale to jednak coś, co zajmuje miejsce. Noco znika gdzieś w skrytce i przypomnisz sobie o nim dopiero wtedy, kiedy go potrzebujesz. Oczywiście T-Max swoją ceną przekona osoby, które nie chcą wydawać fury pieniędzy na coś, z czego korzystają okazjonalnie i nie musi to być coś ładnego.
ARB to oczywiście inna klasa produktu. To tak, jakby porównać koparko-ładowarkę z łopatą i szpadlem. Jest to wielofunkcyjny i wysokowydajny "kombajn", który niszczy konkurentów pod każdym względem, ale kosztuje tyle co dwa kompresory Noco lub cztery T-Maxy. W samochodzie terenowym urządzenie niezbędne, na wyprawach obowiązkowe, jednak ARB to zdecydowanie nie jest produkt dla każdego.