Seat odnotował 11‑krotny wzrost zysków

Jeszcze kilka lat temu Seat stał nad przepaścią. Niewiele brakowało, żeby hiszpańska marka całkowicie zniknęła z rynku. Dziś sytuacja jest już stabilna. Tabelki sprzedaży i zysków wyglądają zdecydowanie lepiej.

Seat odnotował 11-krotny wzrost zysków
Aleksander Ruciński

31.10.2016 | aktual.: 01.10.2022 21:38

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Poza nielicznymi rynkami, Seat nigdy nie należał do najchętniej wybieranych marek w Europie, co sprawiło że mimo pieniędzy pochodzących od matczynego koncernu Volkswagena, w połowie pierwszej dekady XXI-wieku firma zaczęła staczać się po równi pochyłej. Gwoździem do trumny okazała się seria modeli o niejednoznacznym charakterze.

Niewielu klientów decydowało się na ówczesnego Leona, Toledo, czy Alteę. Po pierwsze dlatego, że każdy z tych modeli wyglądał niemal identycznie, a po drugie trudno było zestawić te auta z bezpośrednimi konkurentami. Obły Leon, choć kompaktowy, był przez laików postrzegany jako minivan z powodu podobieństwa do Altei. Ta z kolei wydawała się zbyt mała i "sportowa" jak na minivana. Toledo to oddzielna historia. Sedan/minivan/kompakt - wybierzcie dowolnie, a częściowo traficie. Problem w tym, że takie dziwolągi nigdy nie odnoszą rynkowego sukcesu.

Choć nie były to złe auta, w dużej mierze przyczyniły się do tragicznej sytuacji w jakiej znalazł się Seat, wkraczający w drugą dekadę XXI-wieku. Koncern Volkswagena miał do wyboru pożegnanie się z hiszpańską marką, albo podjęcie ryzyka i dokonanie kolejnych inwestycji. Wybrano drugą opcję, a pieniądze przeznaczono na rozwój nowych modeli. Tym razem bardziej konwencjonalnych.

W 2013 roku zadebiutowała trzecia generacja Leona. Jak się okazało, auto bardzo przypadło do gustu klientom i sprawiło, że Seat odzyskał wolę walki. Dzięki Leonowi możliwe było wprowadzenie na rynek kolejnej propozycji - pierwszego SUV-a Seata ochrzczonego jako Ateca. Te dwa modele okazały się wystarczające do wyjścia z dołka. Dziś sytuacja Hiszpanów wygląda znacznie lepiej niż przed pięcioma laty.

Seat opublikował właśnie wyniki finansowe z pierwszych 9 miesięcy 2016 roku. Trzeba przyznać, że napawają one optymizmem. Największe (choć pozorne) wrażenie robi zysk operacyjny wynoszący 137 mln euro. To 11 razy więcej niż w analogicznym okresie 2015 roku. Nie oznacza to jednak, że sprzedaż Seata eksplodowała, a klienci wręcz biją się o nowe modele? Większy zysk operacyjny wynika przede wszystkim z zastrzyku finansowego, otrzymanego od Volkswagena na rozwój nowych modeli. W planach Seat ma bowiem kolejną generację Ibizy i dwa kolejne crossovery.

O ile więc wzrosła sprzedaż Seata w stosunku do 2015 roku? Dokładnie o 1,5%. Niby niewiele. Przypomnijmy jednak, że ostatnie kilkanaście miesięcy nie było łatwe dla koncernu Volkswagena uwikłanego w aferę spalinową. Co więcej, na rynkach takich jak Austria, Meksyk Turcja i Polska, Seat z każdym miesiącem znacząco zyskuje na popularności. Oczywiście największym wzięciem cieszy się kompaktowy Leon, choć nie brakuje także chętnych na zaprezentowaną w marcu Atecę - Seat zebrał już 30 000 zamówień.

W planach są kolejne crossovery: Arona, która częściowo zastąpi schodzącą z rynku Ibizę ST oraz jeszcze jeden SUV, bazujący na Skodzie Kodiaq. Ten z kolei wejdzie do gamy za Alhambrę. Pożegnamy ją w 2018 roku. Jeśli nowe modele podzielą sukces Leona i Ateci, co jest bardzo prawdopodobne, sytuacja Seata powinna się poprawić. Czy na tyle, że Seat zacznie być znaczącym graczem na europejskim rynku? Nie przesadzalibyśmy ze zbytnim optymizmem. Jesteśmy jednak pewni, że widmo upadku marki jest już tylko przeszłością, która nie powróci.

Komentarze (6)