Samochody są coraz droższe. Szef koncernu przyznał, kogo wini

Samochody drożeją z dnia na dzień, a wynika to nie tylko z braku półprzewodników czy kryzysu związanego z magnezem. Szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares, wskazał przyczynę drożyzny i wyjaśnił, dlaczego nie należy spodziewać się poprawy sytuacji.

Carlos Tavares
Carlos Tavares
Źródło zdjęć: © Cyril Marcilhacy/Bloomberg via Getty Images
Mateusz Lubczański

02.12.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:09

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

To, co zostało narzucone na elektryfikację branży motoryzacyjnej, przenosi 50 proc. dodatkowych kosztów na konwencjonalny samochód – stwierdził Carlos Tavares, szef jednego z największych koncernów samochodowych na świecie, Stellantis. Pod jego skrzydłami znajdziemy nie tylko Peugeota, Opla czy Fiata, ale i amerykańskiego Jeepa.

– Nie ma szans, żebyśmy przerzucili całe dodatkowe koszty na klienta, ponieważ większość klasy średniej nie będzie w stanie tego zapłacić – poinformował Portugalczyk podczas konferencji Reuters Next.

Co ciekawe, Tavares przewidywał taką sytuację jeszcze przed kryzysem wywołanym chociażby pandemią. Gdy rozmawiałem z nim na targach we Frankfurcie w 2019 roku, już wtedy polityka zmiany pojazdów na elektryczne była dla niego zagadnieniem.

– Odbierzemy rodzinie auto spalinowe warte 10 tys. euro i powiemy, że teraz będą musieli kupić samochód za 30 tys. Nawet jeśli rząd dorzuci 3 tys. i tak reszta zostanie do zapłacenia – tłumaczył na tyłach stoiska Opla Tavares. – To już problem nie tyle branżowy, co społeczny  –  ocenił.

Wobec dużego nacisku na produkcję samochodów bezemisyjnych, wymagających kosztownych ogniw, producenci są postawieni przed trudnymi rozwiązaniami: mogą podnieść ceny i sprzedać mniej lub zaakceptować mniejszą marżę i ryzykować zwolnienia. Tylko we Włoszech oznacza to 60 tys. stanowisk pracy. W Polsce branża motoryzacyjna to jeden z najważniejszych filarów gospodarki – w 2019 roku odpowiadała za 8 proc. PKB oraz 21 proc. eksportu. Czesi też chcą bronić "klasycznych" aut - "Nie zgodzimy się na zakaz sprzedaży samochodów napędzanych paliwami kopalnymi" – stwierdził kilka miesięcy temu Andrej Babiš, premier Czech.

Dyrektor Stellantis zauważa również, że produceni potrzebują czasu na przetestowanie i upewnienie się, że nowa technologia będzie działać. Przyspieszenie tego procesu sprawi, że "pojawią się problemy jakościowe. Pojawi się wiele różnych przeszkód".

–  Politycy wyznaczają cele, które przypodobają się opinii publicznej, bez żadnej rozmowy z branżą. Taka sytuacja miała miejsce w ostatnich latach. Rozmawiałem ostatnio ze znajomym pracującym w sektorze energetycznym. Nawet oni, ze swoimi elektrowniami, nie mają nałożonych tak drastycznych limitów jak branża motoryzacyjna – przewidywał w rozmowie ze mną Tavares.

Limity są jednak potrzebne. Unia Europejska chce być neutralna klimatycznie od 2050 roku, a już od 2030 roku ten cel ma być osiągnięty w 55 proc. Emitowany dwutlenek węgla jest odpowiedzialny za ocieplanie się klimatu, a co za tym idzie, zmiany klimatyczne, które coraz poważniej wpływają na pogodę i środowisko.

Punktem zwrotnym ma być zrównanie ceny samochodu elektrycznego ze spalinowym, co ma mieć miejsce w drugiej połowie tej dekady. Rozwiązaniem może być akumulator ze stałym elektrolitem, co pozwoli na wyprodukowanie ogniw nawet za 40 proc. obecnych wydatków.

Źródło artykułu:WP Autokult
samochody używaneelektromobilnośćstellantis
Komentarze (29)