Recenzja filmu: "Gran Turismo" – z gry na tor, z toru do kina
Czy zwykły gracz może zostać profesjonalnym kierowcą wyścigowym? "Gran Turismo" i GT Academy udowodniły nam, że tak. Teraz tę konsolową historię "od zera do bohatera" przeniesiono na wielki ekran. Ile w niej prawdy? Czy to film dla graczy, czy fanów wyścigów? Poszedłem do kina sprawdzić, czy w ogóle da się zekranizować taką grę.
08.08.2023 | aktual.: 26.09.2023 16:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Filmy na podstawie gier to trudna działka kinematografii. Z jednej strony zadanie ułatwia popularny tytuł, a z drugiej mowa o zupełnie innym medium. Nawet historie, które zdawały się stworzone do przeniesienia na srebrny ekran jak "Max Payne" okazywały się klapą, a w najlepszym przypadku dzieliły opinie jak "Uncharted".
Co jednak z takimi tytułami jak "Gran Turismo"? To symulator wyścigowy, który w swojej uczciwości nie stara się nawet wciskać graczom szczątkowej fabuły. Tu nie ma bohaterów czy treści, tylko ściganie. A może właśnie dzięki temu napisanie scenariusza jest prostsze?
Historia z życia
"Gran Turismo" reklamuje się hasłem, mówiącym, że jest to "prawdziwy symulator". Co prawda wbrew temu, co jest powiedziane na początku ekranizacji tej gry, nie jest to najlepszy symulator wyścigów, ale zdecydowanie dobrze sobie radzi w tej kategorii. Tak dobrze, że chyba każdy, kto grał w którąkolwiek część "Gran Turismo", zastanawiał się, czy poradziłby sobie w prawdziwym samochodzie wyścigowym i jak szybkim by był.
Najlepsi od lat mogą się o tym przekonać w ramach GT Academy - wydarzenia, które wyłania najlepszych kierowców wśród graczy. I właśnie to posłużyło za kanwę filmowego "Gran Turismo". Głównym bohaterem jest Jann Mardenborough (w tej roli Archie Madekwe), który bierze udział w pierwszej edycji zawodów. W rzeczywistości był on zwycięzcą drugiej edycji GT Academy. No właśnie - w rzeczywistości - gdyż film ten oparty jest na faktach.
Zrobienie filmu na podstawie gry wyścigowej, a raczej symulatora wyścigów, to pomysł, który od początku wydawał mi się karkołomny. Spędziłem za wirtualną kierownicą "Gran Turismo" wiele godzin i wiem, co stanowi o sile tej produkcji. Jak jednak z tego zrobić film?
Ale film to nie życie
Wydaje mi się, że twórcy wywiązali się z tego zadania najlepiej, jak się dało. Historia gracza, który zostaje profesjonalnym kierowcą wyścigowym, brzmi jak materiał na film. Jednak jeśli liczycie na film biograficzny Janna Mardenborough, to od razu wyprowadzę was z błędu. Historia brytyjskiego kierowcy posłużyła tu jedynie za szkielet. Zmian jest więcej niż faktycznego odwzorowania wydarzeń, a licentia poetica wykorzystana jest do granic możliwości.
I tu zaczynają pojawiać się problemy. Rozumiem, że potrzebne są uproszczenia, nie przeszkadza mi nawet to, że część wydarzeń ma odwróconą kolejność w porównaniu do tego, jak było w rzeczywistości. Jednak scenarzyści, reżyser i każdy, kto miał jakikolwiek wpływ na decyzje, spowodowali, że film został pozbawiony niemal jakiegokolwiek realizmu.
To ironiczne, gdyż mówimy o "Gran Turismo", które (również w filmie) szczyci się swoim realizmem i odwzorowaniem rzeczywistości. Już sam przebieg GT Academy pokazany w filmie ma się nijak do tego, jak wygląda naprawdę. Trudno też mi uwierzyć, że cały ten projekt był robiony "na kolanie", jak to przedstawia się w filmie. Tym bardziej, że w niektórych miejscach widać pełen profesjonalizm.
Jak zresztą wspomniałem - cała historia jest bardzo luźno oparta na faktach. Jann i jego rodzina to obok epizodycznie pojawiającego się twórcy "Gran Turismo" Kazunoriego Yamauchi, jedyne prawdziwe postacie zobrazowane na filmie. Do tej listy można jeszcze dopisać Danny’ego Moore’a granego przez Orlando Blooma, którego pierwowzorem jest Darren Cox - twórca GT Academy.
Jednak nie to jest problemem. W końcu nikt nie twierdził, że będzie to w pełni prawdziwa historia. Niestety odchodząc od niej scenarzyści wcisnęli wszelkie możliwe klisze, jakie się dało. Mamy więc zamkniętego w sobie gracza, któremu ojciec (były piłkarz) tłumaczy, że powinien więcej wychodzić. Mamy nudny do bólu wątek miłosny. Mamy złego przeciwnika, który robi tak absurdalne rzeczy na torze, że od razu zostałby za nie zdyskwalifikowany (ale na realizm wyścigowy nie ma co liczyć, o czym za chwilę).
To nie jest film o wyścigach
Po seansie starałem się odpowiedzieć sobie na pytanie - dla kogo jest to film? Wygląda na to, że twórcy filmowego "Gran Turismo" od razu założyli, że dla graczy, a nie dla fanów wyścigów. Pokazuje to dodawanie komputerowych grafik na sceny na torze - informacje nad samochodami czy linie jazdy. Samo w sobie to nie jest złe (może trochę kiczowate), ale pokazuje w jaką widownię celowano. To film, który rozbudza nadzieję, że taką historię może przeżyć każdy z graczy.
Natomiast przez cały film miałem wrażenie, że nie zatrudniono do konsultacji nikogo, kto znałby się na wyścigach. Absurd goni absurd. Profesjonalny zespół, który jest przeciwko swojemu kierowcy, inżynier wyścigowy pytający, czy w samochodzie jest jeszcze paliwo, albo szef ekipy, który bohatersko wybiega i dokręca koło. To kolejne klisze, które niestety wywołują zażenowanie zamiast dodawać dramatyzmu.
Nie brakuje też mniejszych błędów w tej tematyce. Zatrzymanie wyścigu pokazane żółtą flagą zamiast to coś, co by pewnie jeszcze bardziej rzucało się w oczy, gdyby sędzia piłkarski wyrzucał gracza z boiska robiąc taki sam błąd z kartkami. Natomiast po napisie informującym, że akcja przeniosła się na tor Hockenheimring jedno z ujęć pokazuje obiekt w Barcelonie (który faktycznie pojawia się pod kilku chwilach) - ktoś w montażu pomylił nagrania.
Wszystko to powoduje, że fan wyścigów raczej będzie się irytował. Tym bardziej, że samo ich ukazanie nas ekranie też nie każdemu przypadnie do gustu. Widowiskowe ujęcia z powietrza robią świetne wrażenie, ale obok nich dostajemy mało mówiące zbliżenia i powtarzające w kółko (przestałem liczyć, ile razy) ujęcie na stopy kierowcy puszczającego hamulec i wciskającego gaz. Jedyne do czego mogę to porównać to niekończące się zmiany biegów w "Szybkich i wściekłych".
Więcej realizmu poproszę
I mam tu na myśli zarówno realizm wyścigów i GT Academy, jak i samej treści. Najlepsze momenty w całym filmie to te, które wydarzyły się naprawdę. To w nich są prawdziwe emocje, a bohaterowie nagle zyskują głębię, której brakuje w innych momentach.
Przedstawiona w filmie historia jest ciekawa i bogata w rzeczywisty dramatyzm. Jednak zamiast go podkreślić, dodano sporo filmowych standardów, które widzieliśmy milion razy i dziś raczej nudzą i wywołują uśmiech politowania, niż emocjonują. Niestety filmowe "Gran Turismo" wrzucam do tego samego worka co wspomnianego "Maxa Payne’a" czy "Assasin’s Creed" - zmarnowanego potencjału.
"Gran Turismo" swoją premierę będzie miał 11 sierpnia 2023 r. w kinach w całej Polsce. Film będzie wyświetlany zarówno w wersji z napisami, jak i z dubbingiem.