Popularny gadżet lat 80. i 90. Dziś może się znowu przydać
Postępująca cyfryzacja sprawiła, że obecnie jedną z najpopularniejszych sposobów kradzieży jest metoda "na walizkę". Chociaż wydaje się, że kierowcy są bezradni, istnieje sposób na utrudnienie pracy przestępcom. Warto więc przejrzeć zawartość szaf i odkurzyć popularny gadżet.
02.12.2024 | aktual.: 13.12.2024 11:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na butelkę, na kartkę, na stłuczkę, na wózek, na monetę... Nie można odmówić kreatywności złodziejom, którzy chwytają się coraz bardziej wyszukanych metod, by ukraść nam samochód. Tym niemniej w ostatnich latach króluje jeden sposób, dzięki któremu amatorzy cudzej własności są w stanie odjechać naszym autem w kilkadziesiąt sekund.
Metoda „na walizkę” stała się bardzo popularna z dwóch powodów: pierwszy to właśnie krótki czas "interakcji", a drugi - cały "proces" nie przyciąga uwagi otoczenia. Najbardziej zagrożone są pojazdy stosunkowo nowe, wyposażone w bezkluczykowy dostęp.
Mimo zabezpieczeń ze strony producentów, z badań niemieckiego ADAC wynika, że tylko niewielki odsetek aut potrafi oprzeć się takim atakom. Jak się więc zabezpieczyć? Można używać specjalnych etui blokujących sygnał, zawinąć kluczyk w folię lub schować go w garnku. Można też sięgnąć po nieco staromodną metodę – blokada na kierownicę.
Ten dawny gadżet może się wbrew pozorom okazać niezwykle skuteczny. Obecnie złodzieje często polegają przede wszystkim na elektronice, a właściwie jej "łamaniu". W przeciwieństwie do przestępców z lat 80. i 90. nie skupiają się oni na pokonywaniu fizycznych barier i często nie są na nie przygotowani.
Oprócz blokady kierownicy można zastosować blokady na pedały lub skrzynię biegów. One również wymagają od złodzieja więcej zaangażowania i przede wszystkim czasu, co może ich skutecznie odstraszyć. Gdy ci dysponują lawetą, nasze starania mogą okazać się nieskuteczne, ale tu znowu do akcji wchodzi aspekt zwrócenia na siebie uwagi.
Metoda ta ma pewne minusy: może wyglądać śmiesznie w luksusowych samochodach i wymaga montażu i demontażu przy każdorazowym korzystaniu z auta, co będzie uciążliwe dla użytkownika. Lepieje jednak zadać sobie pytanie, co lepsze: drobna uciążliwość, czy ryzyko utraty pojazdu.
Takie blokady kosztują od ok. 100 do 300 zł. Mogę się założyć, że nie wszyscy kierowcy jeżdżący już w latach 80. i 90. pozbyli się swoich urządzeń, które do dziś zalegają w piwnicy czy garażu. Może warto sięgnąć po te relikty przeszłości, skoro moda na retro wraca?