Policja w 2020 r. otrzymała więcej filmów od kierowców. Polacy sami walczą z piratami

Mimo pandemii koronawirusa i spadku ruchu na polskich drogach w 2020 r. policja na skrzynki e-mailowe "Stop Agresji Drogowej" otrzymała więcej filmów niż w 2019 r. I to właśnie dzięki innym zmotoryzowanym za swoje wybryki zapłaciło już około 19 tys. kierowców.

Kierowcy kupują rejestratory, by chronić się przed niesłusznymi zarzutami (np. sprawcy stłuczki). Kamera pomaga też w walce z piratami drogowymi.
Kierowcy kupują rejestratory, by chronić się przed niesłusznymi zarzutami (np. sprawcy stłuczki). Kamera pomaga też w walce z piratami drogowymi.
Źródło zdjęć: © Marcin Łobodziński
Tomasz Budzik

19.01.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:52

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Filmy plus

W pobliżu nie ma policji? To wcale nie musi oznaczać, że każdy wybryk ujdzie piratom drogowym na sucho. Liczba filmów nadesłanych przez kierowców na policyjne skrzynki "Stop Agresji Drogowej" wzrasta. O to, ile zgłoszeń pojawiło się w 2020 r., zapytałem we wszystkich komendach wojewódzkich w kraju.

Jak wynika z danych przesłanych przez 15 jednostek policji, w 2020 r. było to 14013 zgłoszeń. Tymczasem w ciągu 2019 r. policja otrzymała 12130 maili w sprawie piratów drogowych. Oznacza to, że w 2020 r. nastąpił wzrost liczby zgłoszeń o 15 proc. Co ciekawe, stało się tak mimo pandemii koronawirusa i związanego z nią spadku ruchu na drogach.

Najwięcej zgłoszeń otrzymała Stołeczna Komenda Policji – 3317. Na kolejnych miejscach uplasowały się komendy wojewódzkie we Wrocławiu (2645), Krakowie (1504), Poznaniu (1372) i Katowicach (ok. 1000). Najmniej maili otrzymali policjanci z komendy wojewódzkiej w Kielcach (255 zgłoszeń), w Lublinie (277) i Gorzowie Wielkopolskim (325).

Jak się okazuje, średnia liczba postępowań może być wyższa niż liczba nadesłanych filmów. Jedno zgłoszenie może bowiem posłużyć do ukarania większej liczby kierowców, albo też nagrania są dowodem na to, że kierujący dopuścił się kilku wykroczeń.

Kierowcy mają dość

Jak wytłumaczyć rosnącą liczbę zgłoszeń i to mimo obiektywnie niesprzyjających temu warunków? Kluczem do zrozumienia tego zjawiska może być rodzaj trafiających na policyjne skrzynki spraw. Wyprzedzanie nawet wtedy, gdy nie ma miejsca do przeprowadzenia tego manewru, próby "edukowania" kierowców poprzez gwałtowne hamowanie na autostradzie, omijanie drugim pasem pojazdu, który zatrzymał się, by przepuścić pieszych przez przejście czy przejazd przez skrzyżowanie na czerwonym świetle - to częste motywy występujące w udostępnianych policji filmach. Łączy je jedno – stwarzanie realnego zagrożenia nie tylko dla siebie, ale też dla innych użytkowników drogi. Wygląda na to, że kierowcy mają tego dość.

Nim wyślą film policji, muszą się jednak zmierzyć z przypinaną im przez niektóre środowiska łatką donosiciela. Pod jednym z opublikowanych na Autokult.pl tekstów na temat funkcjonowania skrzynek "Stop Agresji Drogowej" znalazły się komentarze stawiające w złym świetle korzystające z nich osoby. Oto jeden z nich: "Donosicielstwo jest obrzydliwe. W Polsce już się zaczyna robić to samo, co jest na Zachodzie, czyli donoszenie, kapowanie, denuncjacja z byle powodu". Przy takim nastawieniu części społeczeństwa najpierw trzeba się więc przełamać.

- Nie powinniśmy mieć wyrzutów sumienia. Jeśli ktoś prezentuje na drodze naganne zachowanie, to jest to w pełni usprawiedliwione - mówi Autokult.pl psycholog transportu Andrzej Markowski. - Przepisy są po to, żebyśmy mogli przewidywać zachowania innych na drodze. Jeżeli kierowca nagminnie je łamie, to jest nieprzewidywalny, stanowi zagrożenie. Często jest to objaw głęboko zakorzenionych kompleksów. Takie osoby dowartościowują się na drodze, bo na jakimś polu nie wychodzi im w życiu. Stawiają się ponad prawem, by poczuć się lepiej. Co ważne, robią to za sprawą przekonania o anonimowości. Ze względu na kamery w innych pojazdach może być ono złudne – dodaje specjalista.

Stop agresji drogowej

Oczywiście przeciwnicy takiego postępowania stwierdzą, że jeśli chcemy napiętnować czyjeś niebezpieczne zachowanie, możemy po prostu użyć klaksonu, czy błysnąć światłami. Jeśli jednak sprawa była na tyle poważna, że zagroziła czyjemuś zdrowiu lub życiu, to taka "lekcja" nie pozostawi w umyśle kierowcy trwałego śladu. Skuteczniej zadziała mandat lub konieczność stawienia się na komendzie policji. Przy okazji funkcjonariusz może wyjaśnić piratowi drogowemu przepis, który złamał. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, to ważne, bo na przykład wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy, że łamie przepisy, wyprzedzając przed przejściem dla pieszych, czy omijając auto, które zatrzymało się przed "zebrą". Chwila refleksji na komisariacie może więc komuś uratować życie.

Jak działa mechanizm?

Adresy elektronicznych skrzynek "Stop Agresji Drogowej" dostępne są na stronie internetowej każdej wojewódzkiej komendy policji. Osoba, która chce przesłać nagranie, powinna wybrać jeden z adresów - właściwy dla swojego województwa lub województwa, w którym doszło do zdarzenia - i załączyć film. Należy również opisać zdarzenie i jego sprawcę, podać datę, godzinę i miejsce incydentu oraz pozostawić własne dane kontaktowe. W niektórych przypadkach konieczne może okazać się wezwanie zgłaszającego w charakterze świadka.

A co czeka sprawcę wykroczenia? Jeśli okaże się to zasadne i możliwe, pirat drogowy zostanie ukarany mandatem. Policja naliczy mu punkty karne i zatrzyma prawo jazdy, a w niektórych przypadkach możliwe jest również zastosowanie sankcji prawa karnego. Co ciekawe, policja ma również możliwość skierowania negatywnego bohatera filmu na badania psychologiczne, by stwierdzić, czy ma on predyspozycje do posiadania uprawnień do prowadzenia pojazdu. Konsekwencje głupoty na drodze mogą więc być srogie.

Skrzynki powstały po to, by groźne zachowania innych kierowców nie uchodziły im na sucho. Mundurowi oczekują więc przede wszystkim takich materiałów, a nie tych dotyczących choćby niewłaściwego parkowania. Policjanci nie mogą też zająć się przypadkami przekroczenia prędkości, ponieważ to musi zostać udokumentowane przyrządem pomiarowym z odpowiednimi dopuszczeniami.

Oburzenie z powodu bezmyślnego i niebezpiecznego zachowania na drodze jest całkowicie naturalną reakcją. W takim przypadku lepiej dać znać policji, niż umieszczać film w internecie. Jeśli można zidentyfikować pojazd lub jego kierowcę, to pokazanie wideo w sieci byłoby niezgodne z prawem, a konsekwencje mógłby ponieść sam właściciel rejestratora, który zdecydował się na upublicznienie nagrania.

Źródło artykułu:WP Autokult
bezpieczeństworejestrator jazdypolicja
Komentarze (13)