Policja ruszyła na łowy. Telefon w korku i na czerwonym świetle "kosztuje" 12 punktów
Każdy kierowca wie, że podczas jazdy nie wolno używać telefonu trzymanego w ręku. Nie każdy zdaje sobie jednak sprawę, czym w świetle prawa jest "jazda". Ten kruczek może znacznie przybliżyć cię do utraty prawa jazdy, a policja ma sposoby na karanie zmotoryzowanych.
23.11.2022 | aktual.: 23.11.2022 11:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dron kontra telefon i zaskoczenie
Rozproszenie związane z korzystaniem z telefonu komórkowego podczas jazdy od lat pozostaje niedoszacowanym problemem na polskich drogach. Nic więc dziwnego, że policja wzięła się do sprawdzania tego aspektu przestrzegania prawa. Jak się okazuje, mundurowi nie mają trudności z namierzeniem łamiących przepisy kierowców. W poniedziałek 22 listopada policja w Piasecznie wykorzystała drona do sprawdzania, czy kierowcy nie korzystają z telefonu w zabroniony sposób. Nie trzeba było długo czekać, żeby zaobserwować takie przypadki.
Jak informują mundurowi, tego dnia ukarano 13 kierowców. Karą za łamanie przepisów jest mandat w wysokości 500 zł, który po zmianie taryfikatora może wydawać się dość niski, a także 12 punktów karnych. Tu już mamy do czynienia z większym kalibrem. Zgodnie z obecnymi zasadami punkty znikną z konta kierowcy po dwóch latach od opłacenia mandatu. Z tego względu warto to zrobić na miejscu – w radiowozie, za pomocą karty. Dwa takie wykroczenia i znajdujemy się na granicy utraty prawa jazdy. Zapewne część kierowców było zaskoczonych akcją policji i karą. Dlaczego?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z działań powstał film. Jak łatwo zauważyć, aż pięciu spośród siedmiu uwiecznionych w materiale zmotoryzowanych korzystało z telefonu po chwilowym zatrzymaniu samochodu – zwykle przed czerwonym światłem. Zapewne część z nich sądziła, że nie robi niczego niezgodnego z przepisami. A jak jest naprawdę?
Potoczne rozumienie kontra sąd
Polskie przepisy nie zawsze są łatwe w zrozumieniu. Tak jest i tym razem. Spójrzmy na szczegóły.
W Prawie o ruchu drogowym na próżno szukać można jednak definicji "jazdy". W związku z tym wielu kierowców tłumaczy to sobie w najbardziej intuicyjny sposób. W takim ujęciu zakaz dotyczyłby momentów, w których auto się porusza. Co ciekawe, takie samo ujęcie sprawy przed laty prezentowali niektórzy policjanci.
W 2015 r. insp. Marek Konkolewski, ówczesny rzecznik prasowy w Komendzie Głównej Policji, w TVN Turbo mówił: "Jeżeli stoję w korku, stoję na czerwonym świetle i samochód nie znajduje się w ruchu, to z punktu widzenia prawa nie naruszam przepisów(...)". Taka wykładnia wydaje się rozsądna i wielu kierowców w nią uwierzyło. A potem pożałowało.
W 2017 r. warszawski sąd rozpatrywał sprawę używania telefonu przez kierowcę, który zatrzymał się przed czerwonym światłem. Skoro w Prawie o ruchu drogowym nie ma definicji "jazdy", prowadząca sprawę sędzina oparła się więc na znajdującej się w Prawie o ruchu drogowym definicji "zatrzymania".
Jak wskazano w uzasadnieniu, "(...) zatrzymanie pojazdu przed sygnalizatorem i oczekiwanie na zmianę świateł nie jest tożsame z zatrzymaniem pojazdu oznaczającym jego unieruchomienie, a tym samym wyłączenie pojazdu z ruchu, z jazdy. W związku z powyższym w ocenie sądu faktyczne zatrzymanie pojazdu w oczekiwaniu na zmianę świateł nie oznacza, iż samochód nie jest w ruchu, podczas jazdy, gdyż nie zostaje unieruchomiony poprzez wyłączenie silnika, zaś po zmianie świateł jazda będzie kontynuowana".
Kierowcy muszą wiedzieć, że według obecnej wykładni przepisów, używanie telefonu tak, że trzyma się go w dłoni, nie jest dozwolone nawet wtedy, gdy zatrzymamy na chwilę auto – na przykład przed czerwonym światłem czy w korku. W takiej sytuacji, przynajmniej w świetle prawa, pojazd znajduje się w ruchu. Nawet wtedy, jeśli nie zmienia swojego położenia względem jezdni. Za trzymanie telefonu w ręku i używanie go grozi więc 500 zł mandatu i 12 punktów karnych. Lepiej o tym pamiętać, by nie stracić prawa jazdy.