Partia Zielonych chce wprowadzić zakaz wjazdu samochodów do centrum Oslo
Zieloni chcą, by w roku 2019 w centrum Oslo zaczął obowiązywać zakaz jazdy samochodem.
25.10.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Głównym argumentem jest oczywiście poprawa jakości powietrza. Z tym problemem borykają się wszystkie duże miasta, również w Polsce. Mimo coraz bardziej surowych norm emisji spalin każde kolejne badania pokazują, że ilość szkodliwych substancji w powietrzu jest coraz większa. Wojewoda mazowiecki zalecił w tym roku Warszawiakom, by unikali spacerów, co szczególnie tyczy się kobiet w ciąży, dzieci, seniorów, alergików i osób z chorobami krążenia. Ostrzegł jednocześnie, że wkrótce zostaną przekroczone kolejne normy dla kolejnych szkodliwych substancji.
Zieloni mają zamiar walczyć z tym problemem dosyć radykalnie. Chcą oni by w Oslo zamknąć centrum dla samochodów w roku 2019. Jak podaje Reuters, przedstawicielka norweskiej Partii Zielonych Lan Marie Nguyen Berg twierdzi przy tym, że będzie to korzystne dla pieszych, rowerzystów, sklepikarzy i... generalnie dla wszystkich. Z zakazu zostaną wyłączone jedynie samochody przewożące niepełnosprawnych oraz zaopatrzenie sklepów.
Oslo ma blisko 650 tys. mieszkańców, a po mieście porusza się około 350 tys. samochodów. Wszyscy z nich oraz przyjezdni muszą dostać jakąś alternatywę. Zieloni chcą, by do roku 2016 zainwestować duże kwoty w rozwój ścieżek rowerowych oraz transportu miejskiego.
Podobny pomysł pojawił się jakiś czas temu w Polsce. Tak zwana ustawa antysmogowa miała wprowadzić zakaz wjazdu samochodami do centrów miast zgodnie z kryterium wieku. Tym samym z ruchu miałyby zostać wykluczone przede wszystkim te pojazdy, które są najbardziej szkodliwe - zostały wyprodukowane jeszcze przed wprowadzeniem surowych norm emisji spalin, a w wielu przypadkach ich stan techniczny jest tragiczny.
Czy to tędy wiedzie najlepsza droga? Przez zakazy i zakładanie kolejnych kagańców? Tak naprawdę jest to duże pójście na łatwiznę. Do zagadnienia powinno się podejść od drugiej strony. Jeśli kierowcy dostaną lepsze alternatywy, w końcu zaczną z nich sami korzystać, bez zmuszania ich do tego. Problemem, z którym nie radzą sobie miasta nie jest właściwie nadmiar samochodów, ale brak dobrych alternatyw. Środki masowej komunikacji nie są wystarczająco sprawne i nie zapewniają odpowiedniego komfortu, by być właściwą alternatywą dla samochodu.
W Polsce wiele osób w ostatnich latach przesiada się na rowery za sprawą licznych organizacji aktywnie walczących o rozbudowę infrastruktury dla jednośladów. Działania te są na tyle skuteczne, że w Krakowie zdecydowano o zakończeniu organizowania rowerowej masy krytycznej, która miała być właśnie sposobem na manifestację potrzeb rowerzystów. Problemem wciąż pozostaje komunikacja miejska. Jeśli zabieramy kierowcom możliwość wjazdu do centrum miast, tych wszystkich ludzi, którzy w godzinach szczytu przemieszczają się między domem a pracą trzeba gdzieś ulokować. W Warszawie komunikacja mimo ciągłego prowadzenia usprawnień wciąż jest przepełniona. Gdyby miasto zapewniało stosowną przepustowość i sprawność komunikacji publicznej, kierowcy sami chętniej przesiadaliby się do pociągów, tramwajów i autobusów i zakazy nie byłyby konieczne, bo liczba samochodów na drogach zmalałaby w sposób naturalny.
Niestety, łatwiej jest stosować metodę kija, zamiast marchewki.