Poradniki i mechanika500 zł za komplet gum. Używane opony to tylko pozorne oszczędności

500 zł za komplet gum. Używane opony to tylko pozorne oszczędności

Używane opony kuszą cenami, ale ich zakup to prawdziwa ruletka. Nieznana historia, ukryte wady i prawdopodobnie niska wydajność – to tylko niektóre z minusów. Chętnych jednak nie brakuje.

Można trafić na dobre opony używane, ale takie zakupy to czysta ruletka
Można trafić na dobre opony używane, ale takie zakupy to czysta ruletka
Źródło zdjęć: © Piotr Jedzura/REPORTER
Mateusz Lubczański

23.09.2019 | aktual.: 22.03.2023 18:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

850 zł za komplet letnich opon o rozmiarze 225/60/17 z bieżnikiem o głębokości 8 mm – to prawie "nówki". 500 zł za "zimówki" Pirelli z nieco mniejszym profilem i 6 mm gumy. W ogłoszeniach z używanymi oponami można przebierać godzinami. Brzmi nieźle, ale jak zwykle w takiej sytuacji pojawia się haczyk. Nie wiadomo skąd pochodzą, jak były użytkowane i czy prawidłowo je składowano. Tylko w przypadku jednego anonsu znajduję datę produkcji gum wystawionych na sprzedaż – to rok 2011.

  • Nawet nieużywany produkt klasy budżetowej od sprawdzonego producenta zawsze zagwarantuje większy poziom bezpieczeństwa niż opona z drugiej ręki. Przynajmniej jest testowana i sprawdzana w fabryce i nie ma wewnętrznych uszkodzeń – mówi Piotr Sarnecki, dyrektor generalny Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego (PZPO).

Po kilku latach leżakowania w magazynie opony tracą swoje właściwości. Jeśli nie przemawia do nas argument o mniejszej przyczepności i bezpieczeństwa, uwagę powinien zwrócić wątek ekonomiczny. Opony nowsze, nawet mniej znanej marki, mogą mieć niższe opory toczenia, a co za tym idzie gwarantować niższe spalanie, od kilkuletniego ogumienia wyższej klasy.

Zakładanie do jednego auta różnych opon to proszenie się o kłopoty.
Zakładanie do jednego auta różnych opon to proszenie się o kłopoty.© PAP/Wojciech Pacewicz

Od listopada 2012 roku każda sprzedana opona musi mieć oznaczoną tzw. efektywność paliwową, która wyrażona jest za pomocą klas od A (najlepsze) do G (najgorsze). Różnice pomiędzy nimi są tak duże, że oszczędność paliwa wynosi 7,5 proc. – ale tylko jeśli opona jest nowa. Używane ogumienie nigdy nie ma 100 proc. właściwości fabrycznych. Może spełniać je np. w 60 lub 30 proc. Kto wie?

Plakietka wydajności opon
Plakietka wydajności opon© PZPO

Problemem są również opony z pojazdów powypadkowych. Podczas mocnej kolizji na koła oddziałują duże siły. Często ulega zniszczeniu wewnętrzna struktura opony wykonana ze stalowego lub tekstylnego kordu. Niestety, tego typu uszkodzenie jest dość trudne do zweryfikowania. Jeśli ktoś zamontuje takie opony, musi liczyć się z poważnym zewnętrznym uszkodzeniem ścianek, a nawet eksplozją w najmniej spodziewanym momencie.

Używane opony wydają się dawać pozorną oszczędność. Ich okres użytkowania może ograniczać się nawet do kilku miesięcy z racji wad, wybrzuszeń ścianki czy starcia fragmentu ogumienia. – Sprzedawcy nie wiedzą, jak wiele kilometrów ze zbyt małą ilością powietrza przejechał na danej oponie jej poprzedni właściciel – stwierdza Piotr Sarnecki. Sytuację ratują czujniki ciśnienia, ale i one są zawodne.

Nowe opony, nawet budżetowego wytwórcy, muszą spełniać wymogi stawiane produktom dopuszczonym do obrotu w Unii Europejskiej. Są więc bezpieczne. Tego nie da się powiedzieć o wszystkich używanych oponach oferowanych zmotoryzowanym.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (11)