Opinia: Mateusz Morawiecki chce rozpocząć dyskusję o bezpieczeństwie na drogach. Nieważny jest jej początek, a koniec
W wypowiedzi dla Wirtualnej Polski premier Mateusz Morawiecki przyznaje, że z luźnym podejściem kierowców do obowiązujących ograniczeń prędkości coś trzeba zrobić. Prezentowane założenia są dobre, a najbardziej cieszy już fakt, że w ogóle są. Jeśli uda mu się je wprowadzić w życie, zrobi społeczeństwu polskiemu większą przysługę niż kolejne programy socjalne.
31.10.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W zaprezentowanym w czwartek oświadczeniu dla Wirtualnej Polski premier Mateusz Morawiecki wyraził szereg ważnych faktów. Po pierwsze, przyznał, że problem niskiego poziomu bezpieczeństwa na naszych drogach istnieje, nazywając go "brakiem zaufania Polaków do przepisów".
Niby niewiele, ale to już i tak więcej, niż zrobiono w tym temacie przez ostatnie dwadzieścia lat. Taryfikator mandatów w Polsce pozostaje niezmieniony od 1997 roku. Nawet groźba dodatkowych konsekwencji wykroczenia nie sprawia, że kierowcy poważniej traktują przepisy. Dowodzą tego znaczne wzrosty liczby zatrzymań za przekraczanie prędkości w terenie o ponad 50 km/h oraz jazdę pod wpływem alkoholu. Co w takiej sytuacji można zrobić?
Premier Morawiecki wierzy, że w pierwszej kolejności należy edukować. Dużą część swoich ostatnich wypowiedzi poświęca na wyjaśnianiu, dlaczego obowiązujące ograniczenia są zasadne i przypominaniu nieuchronnych praw fizyki. Dopiero gdy Polacy je zrozumieją i zaczną szanować prawo, przepisy będzie można zaostrzać.
Proponowane przez premiera zmiany są według mnie krokiem w dobrym kierunku, ale pozostają zbyt nieśmiałe. Biorąc pod uwagę to, jak zdecydowany i ostry potrafi mieć on ton w niektórych tematach, tutaj nadal rozważa stosunkowo miękkie rozwiązania. Obniżenie limitu prędkości przy szkołach do 30 km/h i surowe karanie recydywistów, czyli tych kierowców, którzy regularnie są przyłapywaniu na wykroczeniach, to za mało.
Jak zauważył jednak sam autor wypowiedzi, te propozycje to dopiero początek procesu, który będzie trwał wiele lat. Nie musi się on skończyć tylko na tych ograniczeniach, z którymi teraz jesteśmy oswajani. Premier posługuje się przywoływanym także ostatnio na łamach Autokultu przykładem Jaworzna. W tej liczącej blisko 100 tys. mieszkańców miejscowości udało się ograniczyć śmiertelność na drogach do nieprawdopodobnie małej skali, ale realizacja ambitnej wizji zajęła lokalnym władzom kilkanaście lat.
Zobacz także
Deklarację premiera odbieram więc jako ruch w dobrą stronę i nie mówię, że proszę o jak najwięcej jak najszybciej. Życzę za to wytrwałości, by za cztery lata temat pracy nad bezpieczeństwem drogowym dalej pojawiał się w jego wypowiedziach. Takie przemyślane i kompleksowe działania poparte staranną komunikacją ze społeczeństwem dadzą o wiele więcej niż doraźne, zapomniane już za chwilę rozwiązania zaproponowane przez prezydenta Trzaskowskiego.
Premier Morawiecki wykorzystuje okazję by przypomnieć, że w Polsce mamy już piękne, zmodernizowane drogi. Nie przeszliśmy jednak jeszcze modernizacji mentalnej kierowców, którzy z nich korzystają. W wielu aspektach życia Polacy zaliczyli już ogromny progres, ale wsiadając za kierownicę wracają do myślenia z lat 90., gdy silniejszy mógł więcej, a przepisy są po to, by je omijać.
PiS często powtarza słowa o państwie dobrobytu. W poprzedniej kadencji wprowadził 500+ i programy wsparcia na wielu innych frontach. Przygotował dobre ramy do silnego rozwoju społeczeństwa i gospodarki. Zadaniem rządu na tę kadencję powinno być zadbanie, by z tych ram mądrze skorzystać. Także na naszych drogach.