Nowy element obowiązkowego wyposażenia. UE będzie nadzorowała zużycie paliwa w autach
Po przejściu na standard WLTP, Unia Europejska stawia kolejny krok ku urzeczywistnieniu wyników zużycia paliwa. Od 1 czerwca 2021 roku wszystkie nowe samochody będą monitorowane pod kątem realnej emisji spalin podczas jazdy. Dane będą zbierane i wykorzystane do opracowania kolejnych norm w dalszych latach.
12.08.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Osoby, które krytykowały luźno związany z rzeczywistością cykl pomiaru zużycia paliwa NEDC dostały to, czego chciały. A chyba nawet trochę więcej. Od 1 września tego roku wejdą w życie w pełni nowe normy emisji spalin, które doprowadziły już do wyeliminowania wielu wersji napędowych modeli dostępnych na polskim rynku oraz konieczności wyprzedania tych nowych egzemplarzy, których już wkrótce nie będzie można legalnie zarejestrować.
Na tym jednak Unia nie poprzestaje. Od kilku miesięcy Komisja Europejska wprowadza bez rozgłosu nowe regulacje, których celem jest poznanie rzeczywistego zużycia paliwa i emisji CO2 w samochodach poruszających się po drogach Unii Europejskiej. Kierowcy zapłacą za to wysoką cenę swojej prywatności i potencjalnie konieczności zmiany swoich przyzwyczajeń.
Bez kompromisów w kwestii obniżania CO2 w motoryzacji
Od 1 czerwca 2021 roku wszystkie nowe samochody osobowe i dostawcze obecne na unijnym rynku (a już od przyszłego roku ich określone wersje, które będą uzyskiwały nową homologację) będą posiadały oprogramowanie monitorujące różne parametry jazdy. Komisja Europejska będzie wymagała od producentów samochodów, aby udostępniali jej numery VIN sprzedawanych pojazdów wraz z danymi dotyczącymi tego, ile zużywają paliwa podczas jazdy i jakie dystanse pokonują oraz jak to przekłada się na ich emisję spalin. Wszyscy producenci będą musieli składać raporty z zebranych danych w październiku każdego roku.
Dane zebrane w latach 2021-2026 zostaną przeanalizowane i wykorzystane do opracowania nowych przepisów, które zaczną obowiązywać w roku 2030. W ten sposób Unia chce dostosować swoje normy do rzeczywistości i zmniejszyć realny poziom emisji spalin na naszych drogach. O ile brzmi to sensownie, ruch ten stawia przed działającymi na terenie Unii producentami samochodów jeszcze trudniejsze i droższe wyzwanie niż wydawało się do tej pory. O ile już teraz konstruktorzy pracują nad obniżeniem średniej emisji CO2 w gamie modelowej do poziomu 95 g/kilometr do roku 2021, muszą również myśleć o kolejnych, ostrzejszych normach, których spełnienie będzie niezmiernie trudne.
Ostateczne wyniki będą zależały w końcu nie tylko od samych producentów, ale i zwyczajów oraz potrzeb ich klientów. Ci, którzy będą jeździli swoimi autami szybko albo pokonywali duże dystanse, będą stanowili dla producentów większe obciążenie. Przedstawiane pomysły już są wprowadzane w życie i ukonstytuowane decyzjami Komisji Europejskiej i głosowaniami Parlamentu Europejskiego. Już od przyszłego roku nowe samochody osobowe oraz dostawcze będą obowiązkowo wyposażone w potrzebne oprogramowanie, a system monitoringu zacznie działać 1 czerwca 2021 roku.
Zobacz także
Dobre intencje z potencjalnie niepokojącymi skutkami
Konsekwencje wynikające z tych działań Komisji Europejskiej będą na tyle duże i tak daleko idące, że trudno przewidzieć je wszystkie. Najprostszym jest szybka śmierć wszelkich większych silników pokroju V8 czy V12, które nie są zespolone z układem hybrydowym któregokolwiek z rodzajów. Po drugie, koncerny samochodowe będą zmuszone do tworzenia nowych aliansów, by rozdzielać między sobą rosnące koszty opracowywania nowych silników, oprogramowania i płyt podłogowych.
Tylko w ostatnim czasie do mediów dotarły doniesienia o współpracy Forda z Volkswagenem i BMW z koncernem Jaguar Land Rover. Alianse te dotyczą także napędów elektrycznych. Co ciekawe, nowe przepisy Komisji Europejskiej doprowadzą także do monitorowania samochodów tego typu, tak by poznać i kontrolować również ich realne wyniki zużycia energii.
Fakt, że wyniki uzyskiwane przez producentów będą zależały w decydującej mierze nie od nich samych, a od tego, jak jeżdżą ich klienci, zapewne najdotkliwszy będzie właśnie dla tych drugich. Producenci będą zapewne szukali rozwiązań, by wymuszać na osobach kupujących ich nowe samochody bardziej wydajną i ekologiczną jazdę. Stąd już tylko krótka droga do tego, by poszerzyć oprogramowanie o funkcję kontrolowania i blokowania prędkości, tak w imię ekologii, jak i bezpieczeństwa.
Obydwie z tych kwestii rzeczywiście wymagają zdecydowanych działań ze strony polityków, a problem rozbieżności pomiędzy wynikami zużycia paliwa deklarowanymi przez producentów a uzyskiwanymi w rzeczywistym świecie także wymaga korekty. Otwarte pozostaje jednak pytanie, jak daleko mogą posunąć się przy tym politycy w nadzorowaniu obywateli.