Nowe zasady w strefach czystego transportu z podpisem prezydenta. Posłowie chcą więcej
Strefy czystego transportu będą mogły powstawać w polskich miastach według nowych zasad. Wykluczyć z nich będzie można tylko niektóre auta spalinowe. Posłowie pytają jednak o kary za wycinanie filtra.
09.12.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Strefy, czyli działania długofalowe
Grupa posłanek i posłów KO wystosowała do ministra infrastruktury interpelację dotyczącą eliminowania z ruchu pojazdów najbardziej zanieczyszczających powietrze. Zbiegło się to w czasie z podpisaniem przez prezydenta nowelizacji Ustawy o elektromobilności, która w dłuższej perspektywie może w tej kwestii wiele zmienić. Dlaczego?
Jedną z nowości jest zmiana podejścia do stref czystego transportu. Obecnie mogą do nich wjeżdżać wyłącznie pojazdy bezemisyjne. Stref nie ma więc wcale, bo samorządy wyciągnęły wnioski z krakowskiej lekcji i wiedzą, że praktycznie oznacza to wyłączenie strefy z ruchu. Po wejściu w życie nowelizacji samorządy będą mogły powoływać strefy czystego transportu, w których będą panowały określone przez lokalnych polityków zasady.
"Rada gminy, w uchwale ustanawiającej strefę czystego transportu, może ustanowić dodatkowe wyłączenia podmiotowe i przedmiotowe", czytamy w nowelizacji. Oznacza to, że prócz pojazdów na prąd, wodór i gaz ziemny do takich stref będą mogły wjeżdżać pojazdy należące do określonych grup czy spełniające określone zadania, a także wyposażone w określony lokalną uchwałą napęd.
Łatwo domyślić się, że samorządowcy zechcą wykluczyć ze stref te najbardziej uciążliwe pojazdy. Z badań rzeczywistej emisji przeprowadzonych w Krakowie w 2019 r. wynika, że chodzi o diesle niespełniające normy Euro 5 (ta była obowiązkowa dla samochodów po raz pierwszy zarejestrowanych od stycznia 2011 r.). Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego na koniec 2019 r. takich aut było w Polsce ok. 5 mln. Z punktu widzenia emisji ideałem byłoby wykluczenie również diesli spełniających normę emisji Euro 5, ale to jest raczej wątpliwe.
Czy stworzenie takich stref - jeśli dojdzie do skutku - przyniesie natychmiastową poprawę wszędzie tam, gdzie jest to potrzebne? Niestety, raczej nie. Wątpliwe jest, aby samorządy zdecydowały się na powołanie restrykcyjnych stref o dużej powierzchni. W dłuższej perspektywie ich stworzenie może jednak wiele zmienić. Fakt, że starszymi dieslami nie można byłoby wjechać wszędzie, negatywnie wpłynąłby na atrakcyjność aut wysokoprężnych na rynku wtórnym. A tam taki napęd, w przeciwieństwie do rynku pierwotnego, wciąż jest bardzo popularny. Z czasem doprowadziłoby to do poprawy jakości powietrza, ale na to trzeba będzie jeszcze poczekać.
Posłowie chcą iść o krok dalej
Może więc warto spróbować innych metod na wykluczenie z obiegu aut, które szczególnie zanieczyszczają powietrze? Grupa posłanek i posłów KO we wspomnianej interpelacji pyta ministra infrastruktury o to, czy zamierza wdrożyć kilka rozwiązań o bardzo bezpośrednim działaniu.
Pierwszy pomysł dotyczy penalizacji wycinania filtrów cząstek stałych. Dziś jest to usługa bardzo popularna. Nowy diesel dzięki DPF-owi zanieczyszcza powietrze w znacznie mniejszym wymiarze niż auto bez tego rozwiązania. Często zdarza się jednak, że biegiem lat filtr zaczyna sprawiać kłopoty. Nowy element dla dziesięcioletniego auta kompaktowego kosztuje 4-5 tys. zł. Niewielu właścicieli takich wozów jest gotowych na wydatek tego rzędu.
Usunięcie DPF-u to mniej więcej pięciokrotnie mniejszy koszt. Nie dziwi więc popularność takich usług. Tym bardziej, że obecnie jest to w pełni legalne. Podobnie było ze zmianą wskazania licznika przebiegu. W maju 2019 r. w życie weszły jednak nowe przepisy i dziś za "kręcenie" licznika lub zlecenie takiej usługi można trafić do więzienia nawet na 5 lat.
Drugi postulat podniesiony w interpelacji dotyczy zwiększonego nadzoru nad stanem technicznym pojazdów. W interpelacji zaproponowano dodatkowe badania techniczne dla pojazdów po przekroczeniu określonego wieku czy przebiegu. W kraju, w którym mające już kilka lat pojazdy muszą przechodzić obowiązkowe badanie co roku, jest to zaskakujący postulat. W części państw Europy, w tym w Niemczech, obowiązkowe badania przeprowadza się co dwa lata. Problemem jest nie częstotliwość badań w Polsce, ale ich jakość.
Przeprowadzanie przeglądu "po łebkach" jest w zasadzie regułą. Wielką rzadkością jest kontrola emisji spalin. Diagności doskonale zdają sobie sprawę, że uczciwe podejście do tej kwestii zaowocowałoby wieloma negatywnymi wynikami badań. Informacja o tym szybko rozeszłaby się wśród lokalnych kierowców i liczba klientów zaczęłaby spadać.
Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów w 2020 r. 2,5 proc. przeprowadzonych w Polsce badań technicznych pojazdów zakończyło się negatywnym rezultatem. Z różnych powodów. Tymczasem w czasie akcji "Smog" przeprowadzonej przez małopolskich policjantów 11 maja 2021 r. zatrzymano dowody rejestracyjne 6,4 proc. skontrolowanych aut. W lutym poznańska drogówka w czasie takiej akcji zatrzymała dowody rejestracyjne 2,7 proc. skontrolowanych aut. W listopadzie w Olkuszu odsetek ten wyniósł aż 9,8 proc.
Działania policji pokazują, że problem nadmiernej emisji jest większy niż wynikałoby to z wyników obowiązkowych badań technicznych. Nowe przepisy o tych ostatnich, które być może wejdą w życie w 2022 r., nie zmienią tu wiele.
Owszem, diagności będą musieli wykonywać zdjęcia pojazdów, które są badane. Ma to zapobiegać podbijaniu pieczątek przeglądu pojazdom, których w ogóle nie było na stacji. Nie będzie jednak obowiązku przechowywania danych dotyczących emisji spalin i okazywania ich na żądanie kontroli ze strony władz samorządowych czy Transportowego Dozoru Technicznego. Po wejściu w życie nowelizacji w kwestii pomiaru emisji nic się więc nie zmieni.
Nawet gdyby jednak diagności zaczęli egzekwować obowiązek badania emisji, to i tak udałoby się wykryć tylko te najbardziej drastyczne przypadki. Sprzęt, jaki znajdziemy na stacjach kontroli pojazdów, nie jest w stanie z zupełną pewnością wskazać na wycięty filtr cząstek stałych. Diagnostom prawo zaś nie pozwala na rozmontowanie układu wydechowego podejrzanego auta i naoczne sprawdzenie, czy obudowa, w której powinien być filtr, nie jest po prostu pusta.
Posłanki i posłowie pytają ministerstwo o kroki, jakie podejmuje, by powietrze w miastach było czystsze. My też mamy prawo to robić, bo na co dzień jesteśmy zmuszeni nim oddychać. Niestety, na szybką zmianę nie ma co liczyć. Władzom za bardzo zależy na poparciu, a Polacy są zbyt ubodzy, żeby liczyć na szybką zmianę taboru na bardziej ekologiczny. Dobre są jednak i małe kroki.