Nawet 323 zł za przegląd dla spóźnialskich. "Porażka. Kolejna opłata do pilnowania"

Nowe przepisy dot. przeglądów pojazdów sprawią, że spóźnialscy kierowcy zapłacą dwa razy więcej, a diagności – pomimo większej liczby obowiązków – nie zobaczą z tego ani złotówki. "Jakość przepisów jest mierna" – pisze jeden z nich, a branża od lat czeka na podwyżki.

Idą zmiany - ale nie do końca takie, których chcieliby diagności
Idą zmiany - ale nie do końca takie, których chcieliby diagności
Źródło zdjęć: © fot. Marcin Łobodziński
Mateusz Lubczański

29.07.2022 | aktual.: 13.03.2023 16:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Fotografowanie pojazdu na stacjach diagnostycznych, podwójna opłata za spóźnienie z przeglądem, ale i możliwość wykonania go nawet 30 dni wcześniej – to najważniejsze z punktu widzenia kierowców zmiany, które mają wejść w życie 1 stycznia 2023 roku. Po raz kolejny zaliczyły one poślizg, bo jeszcze na początku roku mówiło się o 1 września 2022 roku, a o samym projekcie – od lat.

Te zmiany mają zwiększyć dyscyplinę drogową zarówno po stronie kierowców, jak i diagnostów. Obecnie nawet 300 tys. kierowców przeprowadza badania 30 dni po wyznaczonym terminie. Skończyć ma się też "podbijanie" samych dokumentów.

– Dochodzi do sytuacji, w których stacje kontroli pojazdów zachowują się jak Reksio  –  przybijają pieczątki, nie widząc nawet pojazdów, nie badając ich, nie biorąc pojazdów na rolki  –  mówił podczas konferencji prasowej Rafał Weber, sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury.

Więcej pytań niż odpowiedzi

– Te zmiany są potrzebne. Wprowadzane są od kilku lat bez skutku. Zawierają kilka ważnych aspektów dla poprawy sytuacji w badaniach. Jest jednak kilka zapisów, które dokładają nam, diagnostom obowiązków, dodatkowo obciążają przedsiębiorcę, generując koszty – komentuje Andrzej Biały, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Diagnostów Samochodowych.

Nowe przepisy nakładają na diagnostów konieczność wykonania dokumentacji fotograficznej badanego auta. I tu pojawiają się pytania o dodatkowe koszty, bo zdjęcia trzeba przechowywać przez pięć lat. Pomijając fakt, że auta mające więcej niż 5 lat muszą być badane co roku, co będzie generować dużą liczbę fotografii, nie ma dokładnych informacji dot. sposobu przechowywania zdjęć. Czy muszą być one składowane na dyskach zewnętrznych, w chmurach czy wystarczy by "były" na komputerze? Tego nie wiadomo.

– Ma to być doprecyzowane w rozporządzeniu – informuje Marcin Barankiewicz z Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów. Jak wskazuje ministerstwo, nie jest to materia ustawowa. Kiedy określone zostaną wymogi? Tego też nie wiadomo. Nie wiadomo w końcu, z jakimi konsekwencjami muszą liczyć się diagności, gdy dane np. ulegną zniszczeniu.

– W rzeczywistości na każdym kroku grozi nam odpowiedzialność karna, postępowania sądowe za średnie pieniądze – komentuje jeden z diagnostów w rozmowie z Autokultem. – Brak cenzuralnych słów, by wyrazić to, co rząd (…) odwala – dodaje kolejny.

Więcej pieniędzy, ale nie dla SKP

Przepisy wprowadzą również podwójną stawkę za badanie wykonane przez spóźnialskiego kierowcę, czyli 30 dni po terminie. Wówczas trzeba będzie zapłacić nawet 323 zł w przypadku pojazdu z instalacją LPG (bez – 197 zł). Na kwotę tę składa się podwojona stawka za badanie (odpowiednio 161 lub 98 zł) oraz złotówka opłaty ewidencyjnej, która już nie podlega karze. Czy to przynajmniej połowiczny ukłon w stronę diagnostów od lat domagających się podniesienia stawek? Nie. Nadpłata trafi do Transportowego Dozoru Technicznego.

– Porażka. Kolejna opłata do pilnowania. A za spóźnienie naliczane odsetki dla właściciela stacji kontroli pojazdów – z wyrzutem komentuje jeden z diagnostów.

Czara goryczy może się jednak niedługo przelać, gdyż branża od lat stara się o podwyżkę opłaty za obowiązkowe badanie techniczne. Ta nie była podnoszona od kilkunastu (!) lat i jest ustalona na sztywnym poziomie. Przeciwieństwem jest np. kara za brak obowiązkowego ubezpieczenia OC, która zależy od płacy minimalnej w danym okresie. Taka zmiana w przypadku przeglądów była postulowana przez branżę od dawna.

– Na chwilę obecną mamy "wyścig szczurów". Szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie jest już na prawdę sporo stacji diagnostycznych, bo część inwestorów stwierdziła, że to świetny biznes. W rzeczywistości wielu takich inwestorów i właścicieli budzi się z ręką w nocniku, widząc jak to wygląda w rzeczywistości – opisuje sytuację jeden z diagnostów. To sprawia, że stacja kontroli pojazdów boi się stracić klientów i obniża jakość badań.

Podwyżek nie da się wywalczyć w najbliższym czasie, gdyż prace legislacyjne nad tym tematem – według ministerstwa – będą mogły być podjęte, gdy w życie wejdą opisywane przepisy. A termin 1 stycznia 2023 roku nie jest "sztywny".

– Rozumiem, że ceny są wstrzymywane przez obawy rządu przed ludźmi, tym bardziej, że do wyborów coraz bliżej – podsumowuje osoba związana z branżą.

Komentarze (57)