Najszybciej rozwijający się producent aut na świecie pochodzi z Chin. Najwyższy czas na sukces w Europie

Choć marka Lynk & Co została założona w 2016 r., a więc zaledwie trzy lata temu, w 2018 roku sprzedała już 120 414 samochody. Teraz na swój celownik bierze Europę. Czy ma szansę odnieść tutaj sukces? Jak najbardziej, bo… jej potrzebujemy. Oto dlaczego.

Lynk & Co 02 (2020) (fot. Lynk & Co)
Lynk & Co 02 (2020) (fot. Lynk & Co)
Mateusz Żuchowski

29.01.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Historia zna już wiele przykładów chińskich marek, które zapowiadały podbicie europejskiego rynku i zaburzenie obecnego od dekad układu sił, w którym prym wiodą producenci z Niemiec, Francji, Włoch, USA i Japonii. Tylko w ostatnich latach podobne deklaracje składali między innymi Brilliance, Qoros czy Borgward.

W każdym z tych przypadków kończyło się jednak na planach. Mimo wprost nieograniczonych możliwości finansowych i coraz wyższej jakości produkcji, chińskie marki nadal nie mogą przebić się do świadomości europejskich konsumentów. W końcu jednak nadchodzi jedna, która najprawdopodobniej to zmieni. Lynk & Co jest bowiem firmą zgoła inną od tego, co zna przemysł motoryzacyjny jako całość.

Stoisko Lynk & Co na targach Shanghai Motor Show (fot. Lynk & Co)
Stoisko Lynk & Co na targach Shanghai Motor Show (fot. Lynk & Co)

Fakt, że już odnosi sukces, powinien dać do myślenia starym wygom rynku samochodowego i zmobilizować ich do radykalnych zmian. Tak się jednak nie stanie, co daje Lynkowi jeszcze większe szanse na sukces. Oto, jak do tej sytuacji doszło i co przyniesie nam ona w najbliższych latach.

Nowa nazwa z Volvo i Geely w tle

Lynk & Co nie wzięło się znikąd. To kolejna marka w portfolio koncernu Zhejiang Geely, w której znajdują się już popularna w Chinach marka Geely oraz, od 2010 roku, szwedzkie Volvo. Grupa ta konsekwentnie rośnie w siłę. Od niedawna należą do niej także popularna na Dalekim Wschodzie marka Proton, brytyjski Lotus oraz wydzielona z Volvo marka Polestar.

Za Lynkiem stoją więc duże pieniądze, ale przede wszystkim – doświadczeni ludzie. Przede wszystkim z Europy. Szefem marki jest Belg Alain Visser, który wcześniej pełnił najbardziej eksponowane pozycje w General Motors, Oplu i Volvo. To właśnie ta szwedzka firma dała Lynkowi najcenniejszych pracowników.

Auta projektuje dla niej Andreas Nilsson (wcześniej szef designu Volvo), a duża część prac rozwojowych jest prowadzona w Göteborgu. Modele Lynka korzystają ze składników, które stworzyły już kompaktowe Volvo XC40. Chińskie modele dzielą z nim płytę podłogową CMA, silniki (z opcji benzynowych - motor z trzema cylindrami o pojemności półtora litra i dwulitrowy silnik czterocylindrowy, obok nich hybrydy i napędy elektryczne) i wiele innych elementów wyposażenia.

Szefem Lynk & Co jest Belg Alain Visser (fot. Lynk & Co)
Szefem Lynk & Co jest Belg Alain Visser (fot. Lynk & Co)

Koncern Geely celuje więc w strategię robienia różnych samochodów z tych samych składników, która tak doskonale sprawdza się w Volkswagenie. Odmiennie jednak od Niemców, Chińczycy nie narzucają sobie szablonu pozycjonowania swoich marek w kategoriach tania/droga. Lynk & Co nie będzie budżetową alternatywą dla Volvo.

O ile Volvo jest postrzegana jako synonim bezpieczeństwa, Lynk & Co ma stać się synonimem nowoczesnych technologii – zapowiada Visser. Wszystkie modele marki standardowo wyposażone są w centralny ekran o przekątnej aż 10,2 cala oraz wirtualną deskę rozdzielczą.

Tak naprawdę chodzi jednak o coś więcej. To, co wyróżnia ten chiński start-up, to działanie w oparciu o zupełnie przełomowy model relacji z klientem i korzystania z auta. W Chinach działa już 221 punktów sprzedaży Lynk & Co, ale nie są to salony w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Wyglądają one bardziej jak centra handlowe, w których są bary, place zabaw dla dzieci, a nawet kina.

Placówki Lynk & Co spełniają inne funkcje niż salony innych producentów (fot. Lynk & Co)
Placówki Lynk & Co spełniają inne funkcje niż salony innych producentów (fot. Lynk & Co)

Auta mają w nich drugoplanową rolę. Produkty Lynka mają być kupowane bowiem przede wszystkim… przez internet. A nawet nie kupowane. W Europie aż 70 proc. przychodów ma pochodzić z aut udostępnianych do car-sharingu. Nawet w egzemplarzach branych na własność przez klientów, w kabinie będzie znajdował się przycisk "podziel się autem", po wciśnięciu którego ukaże się ono jako dostępne wszystkim naokoło, którzy korzystają z dedykowanej aplikacji.

To radykalne pomysły, ale biorąc pod uwagę sposób, w jaki młode pokolenia konsumują muzykę czy filmy, oraz patrząc na sukces także w polskich miastach aut, rowerów i hulajnóg wynajmowanych na minuty, to strategia Lynka niestety dla pasjonatów motoryzacji wydaje się krokiem w słusznym kierunku.

Podczas gdy inne marki sprzedają samochody, my sprzedajemy mobilność – mówi Visser. – Dziś samochody nie ekscytują już młodych tak jak kiedyś. Nie budują oni emocjonalnej więzi z motoryzacją. Auto traktują jak narzędzie, które najlepiej, żeby było dla nich jak najmniejszym obciążeniem. Pokolenia wkraczające w dorosłość wolą korzystać z rzeczy niż je posiadać. Dla nich Lynk & Co ma być motoryzacyjnym odpowiednikiem Spotify czy Netflixa - tłumaczy.

Lynk & Co 01 (2019) (fot. Lynk & Co)
Lynk & Co 01 (2019) (fot. Lynk & Co)

Mówiąc w najprostszy sposób, Lynk & Co robi samochody dla tych, których… nie interesują samochody. W cennikach marki w ogóle nie ma żadnych opcji czy pakietów. Są trzy poziomy cen dla różnych wersji wyposażenia i połączeń kolorystycznych. Od tych połączeń nie ma żadnych odstępstw. To futurystyczne założenie wygląda trochę jak powrót do czasów Forda T, który można było (przynajmniej przez pewien czas) dostać w każdym kolorze, pod warunkiem, że był to kolor czarny.

Tak ekstremalna dyscyplina producenta pozwoliła mu nie tylko radykalnie ograniczyć koszty produkcji, ale i przyspieszyć tempo realizacji zamówień. Chińska firma chce, by po zakupie auta (przez internet) klient mógł je odebrać z dostawy pod dom jeszcze tego samego dnia. Jej auta będą serwisowane w Europie w placówkach Volvo, ale klient nigdy nie będzie się musiał do nich zbliżać – zawiozą je tam pracownicy marki.

Giganci przemysłu motoryzacyjnego pokroju Volkswagena, BMW czy Peugeota mówią o podobnych pomysłach od dawna, ale nie realizują ich z wielu powodów. Oprócz wrodzonej tendencji wielkich korporacji do ograniczania wszelkich zmian i rzucania się w nieznane, są oni także ograniczani przez wiele czynników zewnętrznych. Przede wszystkim grupy dealerskie, które nie chcą stracić swojej pozycji, ale i cały układ produkcyjno-serwisowy. Nie są to czynniki, które przemawiają do wyobraźni jednostkowego klienta, ale mają decydujący wpływ na losy przemysłu motoryzacyjnego.

Chińska motoryzacja podbije Europę w inny sposób, niż można się spodziewać

I Lynk & Co korzysta z tego faktu, jak może. Chce osiągnąć wszystko to, na co absolutnie nie spojrzy klient szukający tradycyjnego hatchbacka do nabycia za własne pieniądze, ale co w końcu przemówi do millenialsów. Do tej pory motoryzacja nie miała im do zaoferowania nic.

Fakty pokazują, że strategia ta się sprawdza. Lynk & Co 01, pierwszy model marki, w przedsprzedaży okazał się najszybciej sprzedającym się samochodem w historii. Pierwsza seria sześciu tysięcy egzemplarzy, która na chińskim rynku miała znaleźć nabywców przez trzy dni wyprzedaży (prowadzonej naturalnie przez internet), rozeszła się w… 137 sekund.

Lynk & Co 01 (2019) (fot. Lynk & Co)
Lynk & Co 01 (2019) (fot. Lynk & Co)

Teraz marka powróciła na nagłówki dzięki publikacji wyników sprzedaży. W minionym roku (drugim pełnym funkcjonowania na rynku chińskim) znalazła w sumie aż 120 414 klientów. To dało jej tytuł najszybciej rosnącego producenta samochodów na świecie. Patrząc na te wyniki, nagle całkiem realne wydają się zapowiedzi, by w 2021 roku ta istniejąca od dosłownie chwili marka sprzedawała już pół miliona aut rocznie.

By osiągnąć taki wynik, musi podwoić swój udział na rynku chińskim, co wydaje się najmniejszym problemem. Kluczowym testem dla przyszłych losów marki będzie przyjęcie na rynkach Europy i USA. Na naszym kontynencie Lynk & Co ma rozpocząć działalność w wybranych krajach jeszcze przed końcem tego roku (Polska dołączy do tego grona zapewne w przeciągu dwóch lat).

Plan ten stawia przed firmą wiele nowych wyzwań. Nie tylko związanych z innymi gustami klientów (co akurat nie będzie problemem przez europejskie pochodzenie działu rozwoju), ale i lobby dealerów czy ustawodawców.

Rynek (szczególnie młode pokolenie) potrzebuje jednak takiego świeżego oddechu. Najdziwniejsze jest w tym jednak to, że tę rewolucję Europie przyniosą Chińczycy. Kluczowe postacie w Lynk & Co mogą co prawda być głęboko osadzone w europejskiej kulturze i doświadczeniu, ale realizują one wizje chińskich właścicieli.

Tak naprawdę, tak odważne założenia mogły wyklarować się tylko na tak świeżym i burzliwym, a jednocześnie tak bogatym rynku jak Chiny. Rewolucje technologiczne, które w Europie ciągle czekają w blokach startowych (elektromobilność, auta kupowane przez internet, robotyzacja wielu elementów życia), w Chinach są już rzeczywistością dla milionów osób.

Jeśli więc chiński przemysł przebije się na europejski rynek samochodowy, to nie za sprawą koślawych podróbek europejskich projektów czy przestarzałych, tanich konstrukcji. Przyniesie nam on raczej nowe technologie i nowe sposoby transportu. Europejskim i amerykańskim gigantom brakuje odwagi i możliwości do realizacji odważnych wizji i zmieniania świata. Za to wezmą się tacy wschodzący liderzy motoryzacji jak Lynk & Co, Nio, NEVS czy BYD. Zapamiętajcie te nazwy, bo jeszcze będzie o nich głośno.

Nio jest kolejną marką, która ma szansę zmienić postrzeganie chińskiej motoryzacji w Europie (fot. Nio)
Nio jest kolejną marką, która ma szansę zmienić postrzeganie chińskiej motoryzacji w Europie (fot. Nio)
Komentarze (13)