Milion samochodów elektrycznych na polskich drogach do 2025 roku!
Według zapowiedzi wicepremiera i ministra energii na polskich drogach ma się pojawić milion samochodów elektrycznych w ciągu najbliższych 10 lat.
10.06.2016 | aktual.: 02.10.2022 08:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Uwaga, tytuł to nie żart! Polscy ministrowie naprawdę wierzą w ten plan. Wicepremier Mateusz Morawiecki i minister energii Krzysztof Tchórzewski zaprezentowali w Centrum Zarządzania Innowacjami i Transferem Technologii Politechniki Warszawskiej plan o nazwie „W drodze do elektromobilności”. Został on przygotowany przez Ministerstwo Energii we współpracy z Ministerstwem Rozwoju. Co więcej, wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz przedstawiła na konferencji program „e-Bus”, którego celem jest stworzenie polskiego autobusu elektrycznego. To właśnie na komunikację miejską jest położony duży nacisk w projekcie na temat elektromobilności, a głównymi partnerami technicznymi w tej kwestii mają być takie firmy jak Solaris, Ursus i Autosan.
Plan ma być przekazany w lipcu Radzie Ministrów, ale nie znamy jego szczegółów. Przede wszystkim nie wiadomo nic o środkach, którymi miałby być osiągnięty tak ambitny cel. Nie ma mowy o żadnym wsparciu dla producentów, dilerów czy potencjalnych klientów. Na chwile obecną wydaje się to mieć znamiona planu marzeń, a nawet scenariusza filmu z gatunku S-F, zwłaszcza w kontekście Polski.
Dlaczego oceniamy go aż tak surowo? Po pierwsze spójrzmy na Norwegię, o której dziś pisaliśmy. Oni też mieli plan, ale wprowadzenia na ulicę 50 tys. samochodów do 2018 roku. Udało się go zrealizować już w roku 2015, ale mowa tu o 50 tysiącach! Nawet gdyby rocznie przybywało im 50 tys. kolejnych samochodów, wynik w 2025 roku wynosiłby 550 tys. samochodów. To połowa tego, co miałaby osiągnąć Polska, kraj w którym rocznie sprzedaje się kilkadziesiąt aut tego typu, z czego znaczna większość jest rejestrowana przez dilerów i firmy, które traktują je jako gadżety. Mowa o kraju, w którym ze świecą szukać stacji szybkiego ładowania, a obywatele wolą 10-letnie Audi A4 sprowadzone z Niemiec niż nowe auto segmentu C z salonu. No i jeszcze jeden aspekt. W Polsce brakuje prądu, a produkcja energii elektrycznej polega głównie na spalaniu węgla, co prędzej czy później zostanie ucięte przez żądnych krwi ekologów. Niepokojące są także doniesienia z sektora energetycznego o możliwości stałych niedoborów prądu już w roku 2020. Pomińmy to jednak.
Jak zachęcić Polaków do zakupu nowych - bo raczej nie chodzi tu o używane - samochodów elektrycznych w takim środowisku? Przede wszystkim dotacjami, a obecny rząd słynie wręcz z rozrzutności w tym zakresie. Problemem jest źródło dotacji, którego po prostu nie ma. Na co mogą liczyć więc użytkownicy pojazdów EV? Wzorem krajów zachodnich na przykład na ulgi w zakresie parkowania, przejazdu płatnymi odcinkami dróg czy prawo do jazdy pasami dla autobusów. Wierzymy, że już was zachęciliśmy i sprawdzacie ceny nowego Nissana Leafa. O darmowym wstępie do miast jeszcze nie myślcie, ponieważ na razie jest on darmowy dla wszystkich. Raczej nie należy się spodziewać także zwolnień podatkowych zarówno dla kupujących jak i dilerów, co zresztą potwierdził wiceminister Kurtyka.
Generalnie plan jest ambitny, ale bądźmy szczerzy – niewykonalny. I nie chodzi to o pesymizm czy małą wiarę. To jest osiągalne w takich krajach jak Chiny czy Stany Zjednoczone, ale nie w malutkiej Polsce, która ma znacznie poważniejsze problemy niż emisja spalin w autach i niska sprzedaż drogich samochodów elektrycznych. Nie przy takim stanie polskiej gospodarki. A ilu z was wierzy w realizację tego planu?