Miał dwa promile. Twierdził, że jego samochód spadł z nieba

Jechał uszkodzonym autem, prawie doprowadził do kolizji, a następnie próbował oszukać policjantów. Pijanemu 67-latkowi z powiatu płońskiego grozi do dwóch lat więzienia.

Brak lusterek to najmniejszy problem
Brak lusterek to najmniejszy problem
Źródło zdjęć: © Policja Mazowiecka

23.08.2023 | aktual.: 23.08.2023 09:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Do zdarzenia doszło w niedzielę w mazowieckim Strzegowie. Jak ustalili policjanci, kierujący oplem wyjechał z drogi podporządkowanej wprost na krajową siódemkę, wymuszając pierwszeństwo przed kierującym audi.

Na szczęście ten zdołał uniknąć zderzenia. Nabrał jednak podejrzeń co do kierowcy i postanowił go śledzić. Zresztą, stan samochodu także budził wątpliwości. Pogięta maska, urwane lusterka czy brak tablic rejestracyjnych przykuwały uwagę.

Kierujący zdezelowanym oplem jechał całą szerokością drogi, w końcu skręcił pod prąd w jednokierunkową i zatrzymał pojazd. Wtedy świadek podbiegł do auta, zabrał kluczyki i powiadomił policję. Kierowca opla, jak gdyby nigdy nic odszedł chwiejnym krokiem w kierunku sklepu. Tam został zatrzymany przez mundurowych.

67-latek próbował tłumaczyć, że auto owszem należy do niego, ale nie siedział za kółkiem. Kilkakrotnie zmieniał wersję wydarzeń, aż w końcu stwierdził, że samochód spadł z nieba.

Jakby tego było mało, mężczyzna nie posiadał prawa jazdy. Teraz stanie przed sądem. Grozi mu wysoka grzywna i do dwóch lat pozbawienia wolności.

informacjeprawo jazdyjazda pod wpływem alkoholu
Komentarze (1)