Mazda MX‑5 2,0 MZR - nieuprzejma sympatia [galeria i test]
Za każdym razem, kiedy przygotowuję artykuł z cyklu "Z drugiej ręki", staram się znaleźć interesującego bohatera. W sierpniu wybór padł na Mazdę MX-5, a kiedy dowiedziałem się więcej o niezwykłej historii tego modelu i poczytałem recenzje kolegów po fachu, doszedłem do wniosku, że muszę się nią przejechać. Centrum Prasowe Mazdy miało akurat pod ręką wściekle czerwoną wersję z dwulitrowym silnikiem o mocy 160 KM.
16.11.2010 | aktual.: 28.03.2023 16:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Za każdym razem, kiedy przygotowuję artykuł z cyklu "Z drugiej ręki", staram się znaleźć interesującego bohatera. W sierpniu wybór padł na Mazdę MX-5, a kiedy dowiedziałem się więcej o niezwykłej historii tego modelu i poczytałem recenzje kolegów po fachu, doszedłem do wniosku, że muszę się nią przejechać. Centrum Prasowe Mazdy miało akurat pod ręką wściekle czerwoną wersję z dwulitrowym silnikiem o mocy 160 KM.
Historia powstania Mazdy MX-5 jest o tyle ciekawa, że mimo ogromnego sukcesu rynkowego model ten nie był projektem firmy, która chciała tylko zarobić pieniądze. Jednym z ojców MX-5 jest dziennikarz motoryzacyjny magazynu Motor Trend, Bob Hall. W 1976 roku Hall został zapytany przez ówczesnego pracownika działu badań i rozwoju japońskiego producenta o samochód, który jego zdaniem powinna wyprodukować Mazda. Dziennikarz opowiedział Japończykowi o lekkich i zwrotnych brytyjskich roadsterach z lat 50.
Tym pracownikiem Mazdy był niejaki Keinichi Yamamoto, który kilka lat później awansował na prezesa. Kiedy w 1981 roku otwierał biuro projektowe Mazdy w Stanach Zjednoczonych, ponownie spotkał Halla. Właśnie tak narodziła się Mazda MX-5. Jest to samochód, który powstał w marzeniach pasjonaty, a nie księgowego. Marzeniach o wolności, wietrze we włosach i poczuciu pewności oraz jedności z maszyną.
Niestety, kiedy ja dostałem do ręki kluczyki, padał deszcz, a temperatura oscylująca w graniach 6-7 stopni Celsjusza sprowadzała mnie z powrotem z pustych i krętych dróg słonecznej Hiszpanii do zakorkowanej jesiennej Warszawy, pełnej progów zwalniających. To właśnie śpiący policjanci okazali się największym wrogiem MX-5.
Dopuszczalna ładowność tego pojazdu wynosi 210 kilogramów i jest ona w pełni uzasadniona. Kiedy dwie dorosłe osoby wcisną się do środka niczym torba podróżna do ciasnego bagażnika, przychodzi na myśl stworzenie dodatkowego biegu pomiędzy luzem a jedynką, który pozwalałby pokonywać progi zwalniające z prędkością 2 kilometrów na godzinę.
Na szczęście sztywne zawieszenie Mazdy nie jest aż tak uciążliwe podczas pokonywania mniejszych nierówności. Spodziewałem się hemoroidów, a w zamian za to dostałem jedynie masaż ujędrniający. Częściowo jest to pewnie zasługa foteli pokrytych czarną skórzaną tapicerką, która nijak ma się do wnętrza Mazdy.
Każdy kawałek plastiku wydaje się wycięty z obudowy telewizora kineskopowego. Nawet podsufitka hardtopa wykonana jest z odzyskanych drogą recyklingu pojemników z serków homogenizowanych. Tymczasem fotele są rewelacyjne, podobnie jest z kierownicą i drążkiem zmiany biegów.
To dowodzi, że Mazda MX-5 jest samochodem wyłącznie do prowadzenia. Pasażer ma przechlapane, a kierowca opiera głowę o miękki, ale nie za miękki zagłówek, kładzie przedramię na tunelu środkowym spełniającym rolę idealnego podłokietnika, obejmuje dłońmi koło kierownicy i prostuje prawą nogę.
7,9 sekundy do 100 kilometrów na godzinę nie zaskakuje, nie odwraca krążenia i nie pozbawia władzy w nogach. To wcale nie moc ani prędkość są zaletami tego autka. Jest nią bowiem forma, w jaką wciśnięto 160 koni mechanicznych i napęd na tylną oś. Ta ciasnota, te wspaniałe brzmienie wydobywające się z dwóch końcówek układu wydechowego oraz wskazówka obrotomierza, która z każdą kolejną kreską coraz bardziej powiększa moje źrenice. Faktyczną prędkość bije wrażenie prędkości.
Mazda MX-5 to mała prowokatorka. Kiedy ruszasz, przyjemnie mruczy, przy każdej redukcji biegu na zakręcie tył grzecznie trzyma się drogi, kiedy jednak doda się zbyt dużo gazu, tylne koła momentalnie tracą przyczepność, a DSC daje możliwość naprawienia błędu i spokojnej kontry. System upomina kierowcę jedynie w ostateczności.
Mazda MX-5 przyciąga delikatną stylistyką, składanym dachem i 18-calowymi obręczami. Dwulitrowy silnik z łatwością wchodzący na obroty, układ wydechowy oraz rewelacyjne fotele nie pozwalają odejść. Mimo tego, że drzemiąca w aucie dusza bywa nieuprzejma dla pasażera, a kierowcę namawia do grzechu, to właśnie ta dusza sprawia, że Mazda MX-5 to jeden z najlepszych samochodów dostępnych obecnie na rynku.
Za nieco ponad 100 000 złotych można kupić hot hatcha. Jednak Golf GTI, który jest ikoną hot hatchów, nie wymaga praktycznie żadnych wyrzeczeń. Do Golfa zmieszczą się wszyscy znajomi, którzy za każdym razem będą starali się wmówić kierowcy, że popełnił błąd, wydając tyle pieniędzy na kompakta. Do Mazdy MX-5 zmieści się jedynie dziewczyna, która chcąc zająć miejsce w fotelu pasażera, musi być szczupła i wygimnastykowana. Mazda MX-5 sprawia, że świat staje się piękniejszy. Czarodziejska różdżka dla odważnego księcia.
Mazda MX-5 2,0 MZR - test autokult.pl
[block position="inside"]8480[/block]