Jest nowa "Bestia" prezydenta USA. Teraz Trump nie ma się czego wstydzić przy Putinie

Pierwszoligowi politycy lubią podkreślać swoje znaczenie za pomocą zewnętrznej otoczki. Do jej najistotniejszych elementów należą samochody. Prezydent USA otrzymał właśnie nową limuzynę. "Bestia" jest w rzeczywistości jeżdżącą fortecą, a program, dzięki któremu powstała, kosztował blisko 16 mln dolarów.

Prezydencka limuzyna to nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale też prestiżu
Prezydencka limuzyna to nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale też prestiżu
Źródło zdjęć: © MANDEL NGAN/AFP/East News
Tomasz Budzik

25.09.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zastąpić starą "Bestię"

Jeszcze w połowie lat 80. Ronald Reagan korzystał z pojazdu, który tylko nieznacznie różniła się od tego, co można było spotkać w limuzynach ówcześnie dostępnych w salonach samochodowych. Dziś to nie do pomyślenia. Priorytetem stało się bezpieczeństwo, a pojazdy najważniejszych osób na świecie stały się mało podobne do zwykłych aut. Tak właśnie jest w przypadku nowej "Bestii" Donalda Trumpa.

Samochód, w którym prezydent USA pokazał się na Manhattanie podczas Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych, pod względem prezencji nawiązuje do limuzyny prezydenckiej z 2009 r. Z zewnątrz łatwo dostrzec nawiązania do poprzedniej generacji limuzyny. Zmieniono odsłonę chłodnicy, a także światła. Z przodu dostrzec można zespół lamp LED-owych, które zachodzą na błotniki, w kierunku przednich słupków. Zostały one zapożyczone z Cadillaca Escalade'a lub są na nim mocno wzorowane. Z tyłu również zastosowano pionowo umieszczone lampy wspinające się po karoserii. Tylny słupek ma teraz łagodniejszy przebieg, co nadaje samochodowi bardziej nowoczesnego wyglądu i upodabnia go do zwykłych aut. Nie dajcie się jednak zwieść.

Cadillac z daleka wygląda jak zupełnie przeciętna limuzyna. Jest tak dopóki nie stanie przy niej ktoś z prezydenckiej ochrony. Wówczas dopiero można dostrzec skalę i okazuje się, że pojazd jest tylko nieznacznie niższy od mężczyzny, koła zaś sięgają do połowy wysokości uda. Samochód, podobnie jak "Bestia" zbudowana dla Obamy, oparty jest na płycie podłogowej lekkiej ciężarówki. Spekuluje się, że waga limuzyny waha się od 7 do blisko 9 ton. Samochód jest na tyle duży, że nie znalazło się dla niego wystarczająco dużo miejsca w Air Force One. Limuzyna podróżuje więc osobnym samolotem.

Amerykańskie Secret Service milczy na temat parametrów nowej prezydenckiej limuzyny. Jest to oczywiście podyktowane względami bezpieczeństwa. Można się jednak spodziewać, że wiele rozwiązań zaczerpnięto z poprzedniej wersji limuzyny, a zastosowane w nowym aucie środki bezpieczeństwa przewyższają te, które można było znaleźć w "Bestii" z 2009 r.

Stworzony dla Obamy samochód napędzany był silnikiem Diesla o pojemności 6,6 l w układzie V8. Jednostka, która w oryginalnej wersji osiągała moc 300 KM, była w stanie rozpędzić limuzynę zaledwie do prędkości 100 km/h. Było tak z powodu silnego opancerzenia auta. Przyjmuje się, że Cadillac One z 2009 r. miał pancerz o grubości co najmniej 5 cm i szyby grube na 12,5 cm, sklejone z pięciu warstw, między którymi znajdowały się kuloodporne powłoki. Podłoga była wykonana z metalu i kompozytów, a jej grubość wynosiła około 12 cm. Pozwalało to na przetrwanie wybuch bomby. Potężne, grube drzwi ważyły tyle co drzwi Boeinga 757 i były wykonane z tytanu, ceramiki, stali, kevlaru oraz betonu. Ciekawe było również wyposażenie pojazdu. Oprócz własnego obiegu powietrza zabezpieczającego przed atakiem z użyciem gazu bojowego, znalazł się tam arsenał broni "na wszelki wypadek" oraz krew grupy prezydenta. Nowa "Bestia" na pewno nie oferuje mniej.

Powstać ma około tuzina opancerzonych limuzyn, w których podróżować mają najważniejsze osoby w rządzie USA. Samochody są pokłosiem wartego 15,8 mln dolarów kontraktu podpisanego pomiędzy rządem Stanów Zjednoczonych a firmą General Motors. To niewiele, bo prezydent Rosji nie wahał się, by na podobny cel wydać znacznie więcej.

Pozdrowienia z Rosji

Po latach korzystania z opancerzonych mercedesów prezydent Rosji 7 maja, podczas swojej ostatniej inauguracji, zasiadł w krajowej, opancerzonej limuzynie. Rodzina samochodów dla najwyższych władz naszego wschodniego sąsiada powstała w ramach projektu Korthez, który kosztował około 4 mld rubli, czyli 60 mln dolarów. Nie skończy się jednak na ściśle ograniczonej serii pojazdów dla najważniejszych głów w państwie. Limuzyna ma dać podwaliny pod sukces nowej marki o nazwie Aurus.

Rosja nie oszczędzała na limuzynie dla VIP-ów
Rosja nie oszczędzała na limuzynie dla VIP-ów© Roni Rekomaa/East News

Limuzyna powstała od podstaw i ma trochę inny charakter niż amerykańska "Bestia", którą stworzono do powolnych przejazdów reprezentacyjnych. Aurus Władimira Putina wazy około 6,1 tony i został wyposażony w opracowany przez specjalistów Porsche doładowany silnik V8 o pojemności 4,6 l. Jednostka napędowa rozwija moc 592 KM i dysponuje maksymalnym momentem obrotowym wynoszącym 881 Nm.

Oczywiście rosyjskie służby bezpieczeństwa - podobnie jak ich amerykańskie odpowiedniki - nie zdradzają szczegółów na temat opancerzenia limuzyny. We wnętrzu dominuje jasna skóra i lśniące drewno. Łatwo zauważyć również mnogość ekranów na desce rozdzielczej.

Nie tylko dwa mocarstwa

Posiadanie limuzyny własnej produkcji do przewożenia najważniejszych osób w państwie podnosi prestiż kraju. Jest tak na całym świecie. W 2018 r. nową limuzynę zaprezentowały Chiny. Prezydent Państwa Środka ma teraz do dyspozycji model Hongqi N501 z silnikiem V8 o mocy 402 KM. Limuzyna ma z pewnością mocno opancerzone drzwi. Można zauważyć to, przyglądając się zdjęciom pojazdu. Co oczywiste, szczegółów nie podaje się do wiadomości publicznej.

Na własne marki stawia również brytyjska rodzina królewska. Wykorzystuje ona wiele modeli, ale pierwsze skrzypce gra tam bentley flying spur. Szeroko wykorzystywane są również range rovery, a książę Harry z upodobaniem jeździ jaguarem f-typem. Nie inaczej jest we Francji. Podczas swoich pierwszych dni na stanowisku prezydenta republiki Emmanuel Macron poruszał się rodzimym SUV-em. Był to DS7 Crossback, model luksusowej marki należącej do koncernu Peugeot-Citroen. Macron nie był wyjątkiem. Za czasów prezydenta Hollanda francuska głowa państwa podróżowała modelem DS5, a Sarkozy korzystał z Citroena C6. Wcześniej tę rolę pełnił Renault Vel Satis.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (10)