Natura-lnie 4x4 chcą zmienić oblicze offroadu. Pogodzić je z prawem i środowiskiem
- Obie strony muszą mieć otwarte głowy i patrzeć na temat tak: nie da się tego zupełnie zabronić – mówią zgodnie Darek i Piotrek z siedleckiego Stowarzyszenia Natura-lnie 4x4, które ostatnimi czasy wzbudziło spore zainteresowanie środowiska off-roadowego. Wszystko przez to, że starają się jeździć po bezdrożach legalnie, co w Polce nie jest łatwe.
29.03.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Off-road w Polsce to hobby, które trudno uprawiać legalnie. Ogólny zakaz wjazdu do lasu, brak jasnego oznakowania dróg, wysoki poziom zagospodarowania naturalnej przestrzeni - to największe problemy osób, które chcą pojeździć po bezdrożach. Dlatego też wiele osób decyduje się jeździć nielegalnie lub na granicy prawa.
Można popaść w paranoję. Sam się spotykam z całą masą utrudnień, kiedy mam zadanie przetestowania aut terenowych.
Droga leśna, oznakowana jako przeznaczona do ruchu pojazdów, może zmienić się w ścieżkę, którą samochód ledwie jest w stanie się przecisnąć. Czy to jest jeszcze ta sama droga, której dotyczył znak, czy już nie? Miałem taką sytuację.
Mijałem tabliczkę dopuszczającą ruch pojazdów, a ostatecznie wyjechałem na ogrodzony plac zabaw. Im głębiej w las, tym więcej wątpliwości, mniej śladów samochodów, więcej rowerzystów. Ale nie było znaku zakazu.
Podobnie jest na otwartych przestrzeniach, takich jak pola czy łąki. Widać jakieś drogi, ślady pojazdów, widać wędkarzy, auta postawione przy zbiornikach wodnych, ale to jeszcze nie oznacza, że można tu legalnie wjechać. Z drugiej strony rodzi się myśl: "skoro są inni, to dlaczego nie ja?"
Nawet turystyka off-roadowa, która co do zasady jest nieszkodliwa dla przyrody, może być trudna. A co dopiero jazda w bardziej wymagającym terenie.
W okolicy, gdzie mieszkam, jest miejsce do "upalania". Co weekend jest tam po kilkanaście pojazdów, w tym auta terenowe, quady i crossy. Pytałem wielokrotnie, czy można tu legalnie jeździć, i zawsze padała odpowiedź, że tak.
Któregoś razu na miejscu pojawiła się osoba, która rościła sobie prawo własności terenu, uprzejmie mnie stamtąd wypraszając. Z jednej strony mógłbym stanąć okoniem i prosić o przyniesienie aktu własności, z drugiej osoba ta mogłaby wrócić z policjantem czy strażnikiem leśnym, więc nie ryzykowałem.
Stąd mój pomysł na rozmowę z Darkiem i Piotrkiem, założycielami Stowarzyszenia Natura-lnie 4x4, które w środowisku off-road ostatnio zasłynęło promowaniem legalnej jazdy po bezdrożach. Opowiedzieli mi o tym, jak sobie z tym radzą, czy jest to tak trudne, jak się wydaje oraz o kluczowym celu stowarzyszenia – zmiany postrzegania osób jeżdżących terenówkami.
- Cały off-road to jest jazda na krawędzi, na krawędzi prawa – zaczyna rozmowę Piotr Prokurat, współzałożyciel stowarzyszenia. - Sposobem na uporządkowanie sytuacji byłoby jasne oznakowanie dróg: tu można, tu nie można. Dziś mamy ogólne "nie można", jeśli nie ma znaku. A jest wiele miejsc, gdzie nie ma znaku, a można. No i to jest bałagan, w którym się poruszamy. My tego nie zrobimy, ale każde nadleśnictwo mogłoby oznakować drogi. Oczywiście nie musi, czasami nie chce, co też rozumiem, więc tego nie robi, ale rozwiązałoby to wiele problemów - podkreśla.
Jeździć Natura-lnie
- Zaczęło się od spotkania z Darkiem. Miałem informację, że ma on dobre dojście do Lasów Państwowych – opowiada Piotr. – Byliśmy z różnych grup off-roadowych.
- Współpracę z Piotrkiem zaczęliśmy od rozmów z Lasami Państwowymi, żeby spróbować zalegalizować to nasze jeżdżenie – opowiada Darek Drabek, prezes stowarzyszenia. - Pojawiła się sugestia z ich [LP - przyp. red.] strony, żeby jakoś sformalizować naszą grupę, to wtedy Lasy będą miały z kim rozmawiać. Doszliśmy do wniosku, że założymy stowarzyszenie. Był rok 2016. Nazwaliśmy je "Natura-lnie 4x4", żeby nawiązać do natury. Chcemy dać coś w zamian, jeśli pozwoli nam się z niej korzystać – wyjaśnia.
- Miało się to kojarzyć dobrze, naturalnie – kontynuuje Darek. - Dlatego też zaczęliśmy współpracę z takimi instytucjami jak Lasy Państwowe i Straż Rybacka. Potem tak się to rozpędziło, że promowaliśmy off-road również w akcjach charytatywnych. Wykorzystujemy okazje.
- Takich okazji było już kilka - mówi Piotr. - Mieliśmy na przykład fajną akcję ze Strażą Rybacką. Poprosili nas o pomoc w patrolach w czasie roztopów. Wystawiliśmy im dwa auta, oni wystawili swoich strażników. My przejechaliśmy się po miejscach, w które legalnie byśmy nie wjechali, a oni nie musieli używać swoich samochodów, które mogłyby sobie w tych warunkach nie poradzić. Już chyba bardziej legalnie niż ze strażnikami w aucie się nie dało – śmieje się mój rozmówca. - Pomagamy też choćby przy sadzeniu drzew.
- Udało nam legalnie dojechać do rezerwatu Jata, oczywiście za zgodą nadleśnictwa – opowiada Darek. - I robiliśmy to razem z fajnym leśniczym, który był przewodnikiem grupy, opowiedział historię tego miejsca, pokazał jak wygląda gospodarka lasami. On rozumie, że nasze ścieżki – off-roadowa i leśna – zawsze gdzieś się schodzą – dodaje.
Stowarzyszenie liczy 20 osób i organizuje wycieczki w terenie, czyli uprawiając tzw. turystykę off-roadową. Są to zwykle 2- lub 3-dniowe wypady weekendowe, na które zabierane są również zaufane osoby spoza stowarzyszenia. By dołączyć do Natura-lnie 4x4, trzeba być poleconym przez dwóch członków. Ogólnie jednak Piotrek i Darek w rozmowie zdradzają dużą otwartość i chęć pomocy.
Prawie wszystko się da, tylko trzeba rozmawiać
Członkowie Stowarzyszenia Natura-lnie 4x4 wychodzą z założenia, że da się legalnie jeździć po bezdrożach, ale wymaga to porozumienia. Jeśli służby się na to godzą, to dobrze, jeśli nie, to odpuszczają. Jednak są zdania, że zwalczanie off-roadu nie ma sensu.
- Dwie strony muszą mieć otwarte głowy i patrzeć na temat tak: nie da się tego zupełnie zabronić – mówią Darek i Piotr. - Albo mamy ze sobą problem, albo się dogadujemy.
- Zakazy nic nie dadzą – mówi Piotrek. – My, mówię ogólnie o off-roadowcach, będziemy jeździć, a oni, czyli służby, będą nas ścigać. To bez sensu. Lepiej się dogadać i znaleźć złoty środek i my go szukamy. Trzeba budować zaufanie – zaznacza.
- Jeśli są warunki, to udaje się korzystać z leśnych dróg, na których ogólnie jest zakaz jazdy samochodem. Nadleśnictwa wydają zgody na korzystanie z dróg zakładowych, choć często wymaga to długiej rozmowy – podkreśla Piotr. - Ja rozumiem, że to nie jest taki off-road, jak wielu chciałoby uprawiać. To jest - powiedzmy - miękki off-road. Ale często są to drogi przeznaczone np. do wycinki, zjeżdżone przez ciężki sprzęt, zniszczone, więc i teren jest ciekawy, a my nie mamy poczucia, że coś niszczymy, a co zwiedzimy i zobaczymy, to nasze – wyjaśnia.
- Twardy off-road można uprawiać legalnie na dwa sposoby: jedziesz na rajd lub na tor – mówi Piotr. - Tylko są dwa problemy. Torów jest mało i tory się nudzą. Można pojechać raz, dwa, może trzy razy i już więcej się nie chce. Z rajdami różnie bywa, bo organizator nie zawsze zapanuje nad wszystkim. Wytyczy trasę, a i tak znajdzie się ktoś, kto poleci na skróty, czy się zgubi i potem są pretensje. Kopalnie i żwirownie to też ciekawe miejsca, ale i tu jest problem. Raz, że właścicielom się to nie opłaca. Dwa, że oni ponoszą odpowiedzialność, jeśli komuś coś się stanie.
Jak sobie radzić, kiedy chce się wyskoczyć gdzieś na weekend, ale bez planowania przez tydzień trasy i umawiania się z nadleśnictwami czy właścicielami terenów prywatnych?
- W pierwszej kolejności trzeba się zastanowić, co jest bardziej kosztowne – mówi ironicznie Piotr. - Z perspektywy mandatu jest to wjazd do parku narodowego czy rezerwatu. Bank Danych o Lasach to podstawa. Są tam mapy, które pokazują takie miejsca. Niestety, z drogami jest koszmar. Nie ma w Polsce jednej bazy dróg. Takiej, gdzie można znaleźć każdą. Każda gmina ma swoje bazy i mapy.
- Z drogami na terenach lasów prywatnych, szczerze mówiąc, robimy tak, że jeśli nie ma tabliczki typu "teren prywatny" czy "zakaz wjazdu", to wjeżdżamy – dodaje Darek. - Na mapach sprawdzamy, czy nie jest to las państwowy. Podkreślę tylko, że wjeżdżamy, ale na drogę leśną, nie do lasu. Nie spotkaliśmy się jeszcze z pretensjami osób, które widywaliśmy – dodaje.
- Oczywiście nie jesteśmy święci – akcentuje Piotr. - Pomysł jest taki, by w większości przypadków pytać o zgodę. Celowo mówię "w większości", bo nie wszystko da się zrobić. Niemniej często się to jednak udaje. Wystarczy porozmawiać.
- Jeśli widzimy drogę, czyli widzimy, że w tym miejscu jeżdżą pojazdy, nie jest to las państwowy, to jedziemy – mówi Darek. - Jesteśmy gotowi na mandat, ale najwyżej za wjazd, bo niczego nie niszczymy. Jeśli nastąpi spotkanie ze służbami, to da się uniknąć kary i jeszcze można się czegoś dowiedzieć o tym terenie. To też daje nam doświadczenie – wyjaśnia.
- Kluczem jest rozmowa, rozmowa, rozmowa. Druga strona musi widzieć, że nie jesteśmy źli – akcentuje Piotr.
Zmienić obraz off-roadu
- Kiedy jedziemy zorganizowaną grupą przez teren, na który mamy pozwolenie lub drogą, gdzie można wjechać, to zawsze trzymamy się zasady, że nie zjeżdżamy z drogi. Jeśli ktoś to zrobi, to ma bardzo trudną rozmowę – opowiada Darek.
- Staramy się wyjaśniać, uczyć, bo moim zdaniem nie ma innej drogi – mówi Piotr. - Edukacja to podstawa. Jeśli ktoś nie przyswaja wiedzy, zostaje wykluczony. Teraz nauczyliśmy się, że najpierw bierzemy człowieka na tzw. okres próbny i obserwujemy, jak się zachowuje na wyjazdach. Jeśli ma naszą nalepkę na aucie, to w jakiś sposób odpowiadamy za to, co robi. Taka osoba musi mieć świadomość, że my uprawiamy już trochę inny off-road niż upalanie - akcentuje.
Stowarzyszenie Natura-lnie 4x4 nie tylko promuje legalny off-road. Podejmuje też szereg innych akcji, których celem jest poprawa wizerunku osób jeżdżących po terenie.
- Współorganizowaliśmy moto wigilię, off-roadowy WOŚP, paradę niepodległości, pomagamy przy organizacji Mrowiska (zlot samochodów zabytkowych przyp. red.) - wylicza Piotr. - W 2019 r. organizowaliśmy największe eventy w Siedlcach i ludzie nas z tym kojarzą. Czyli kojarzą dobrze. Robimy takie akcje, żeby to środowisko off-roadowe pokazać z dobrej strony, żeby nie kojarzyło się z niszczeniem, kurzeniem i żeby coraz mniej było historii z deskami z gwoździami na drogach czy stalowymi linkami. A z drugiej strony mamy z tego frajdę, cieszymy się, pomagając innym, to nas napędza. Inaczej też rozmawia się z osobami decyzyjnymi, jeśli kojarzą nas z czymś dobrym – podkreśla Piotr.
A propos niszczenia…
- Jest wiele mitów na temat szeroko pojętej ekologii – mówi Piotr. - Przykładowo: teren wydmowy czasem traci na tym, że zostanie objęty ochroną ze względu na specyficzne gatunki roślin czy zwierząt. Efekt jest taki, że przez ochronę gatunków wydmy znikają. Nie niszczy się siewek drzew i po pewnym czasie na wydmach rośnie las. Ja już nie mówię o samochodach terenowych, ale o zwykłych ludziach, którzy chcą tam biwakować lub po prostu spacerować. Nagle obszar wydmowy ze względu na zbytnią ochronę zmienia się w obszar leśny i chronione gatunki roślin czy zwierząt są tak naprawdę zagrożone, bo do życia są im potrzebne wydmy, a nie las - wyjaśnia.
Przedstawiciele stowarzyszenia Natura-lnie 4x4 zwracają też uwagę na następującą kwestię. - Nie do końca prawdą jest stwierdzenie, że samochody terenowe płoszą zwierzęta – akcentuje Piotr. - Zwierzęta nie boją się pojazdów. Boją się ludzi. Spacerowicze bardziej płoszą zwierzynę niż konwój terenówek. Jak jeździmy, to przecież widzimy sarny, które tylko wystawiają głowę ze zboża i przyglądają się nam. Ale wystarczy wyjść z auta z aparatem fotograficznym i wtedy dopiero uciekają. Auta im nie przeszkadzają - wyjaśnia.
To, co mówią Piotr i Darek, też może zmienić obraz off-roadu, ale uprawianego już w granicach prawa.
- Rzeczywistym problemem środowiska off-road są grupy osób, które wjeżdżają do lasu, ryją ściółkę, niszczą zasiewy, pola. Są wśród nich ludzie, którzy robią to celowo i bezmyślnie. To inny profil off-roadowców. W terenie stanowimy dwie oddzielne grupy – mówi Darek.
Czy jest szansa na pogodzenie off-roadu z naturą?
Zdaniem Piotra i Darka - jak najbardziej tak. I do tego dążą. Skoro udało się w tym roku w Polsce zalegalizować nocowanie w lesie, to mogłaby to być ścieżka, którą przebiją się także grupy off-roadowe. Osoby chętne do wzięcia udziału w eksperymencie dostałyby zgodę na przejazdy wyznaczonymi drogami leśnymi, np. po wcześniejszym przeszkoleniu. Jeśli środowisko "zdałoby egzamin", dostałoby pewną swobodę, na przykład w formie długoterminowych przepustek na dany teren.
- Często jest tak, że nadleśnictwo nas rozumie, jest chętne do współpracy, ale nie wyrazi zgody - mówi Piotr. - Prosty przykład. Pytamy o zgodę, a nadleśniczy mówi: "sam mam terenówkę, lubię to, rozumiem was, ale jeśli pozwolę wam pojeździć, to będą pretensje ludzi, będą przyjeżdżali inni". Często nadleśnictwa są pod presją opinii publicznej, która jest negatywnie nastawiona do off-roadu. Naszym celem jest zmiana postrzegania środowiska 4x4, ale do tego potrzebujemy partnera. Chcemy, żeby były nim Lasy Państwowe - dodaje.
Podkreśla też, jak ważna jest edukacja. - Zmieniamy myślenie swoje i innych. Nie wjeżdżamy w szkodę, nie niszczymy, nie upalamy, nie kurzymy tam, gdzie nie wolno. Staramy się dostawać zgody na legalny przejazd. Im częściej to robimy, tym częściej się udaje – kończy Piotr.