Auta tańsze o kilkadziesiąt tysięcy. Wszystko przez nowe przepisy UE
Nowy rok przyniósł ogromne zmiany w cennikach niektórych marek. Spalinowe modele w większości utrzymały ceny lub nieznacznie zdrożały, ale to, co zadziało się w kwestii aut elektrycznych, zdecydowanie zasługuje na uwagę. Obniżki idą w grube tysiące.
23.01.2025 | aktual.: 25.01.2025 16:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
ID.7 zamiast Passata? To może mieć sens
Volkswagen ID.7 to zdecydowanie najlepszy elektryk tej marki i jedna z lepszych propozycji w segmencie. Niemcy w końcu stworzyli auto, któremu trudno cokolwiek zarzucić. Tym, co mogło powstrzymywać klientów, była cena startująca od 267 690 zł. Teraz zmieniono ją na 227 690 zł.
Zobacz także
Tyle zapłacimy za ID.7 w wersji Pro z 286-konnym silnikiem i akumulatorem o pojemności 77 kWh. Co warte odnotowania, kwota po obniżce nie jest związana z wyprzedażą rocznika. Dotyczy ona roku modelowego i roku produkcji 2025.
Nie zawiera też ewentualnych obniżek wynikających z państwowych dopłat. Po ich uwzględnieniu, realna kwota zakupu może być niższa nawet o 40 tys. zł. Są to już rejony cenowe spalinowego Passata, który ze słabszym napędem i uboższym wyposażeniem startuje z poziomu 171 790 zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Warto jednak odnotować, że obniżki cen nie kończą się na ID.7. Volkswagen obniżył również ceny innych elektryków. ID.4 kupimy za 157 190 zł zamiast 182 190 zł, a ID.5 za 162 890 zł zamiast 197 890 zł.
Ledwie trafiły na rynek, a już je wyprzedają
Kilka miesięcy temu fabryki wytwarzające Forda Capri i Forda Explorera musiały ograniczać produkcję z powodu słabego popytu. Marka w końcu zareagowała, próbując napędzić sprzedaż z pomocą niższych cen.
Capri w cenniku na rok 2025 startuje z pułapu 179 990 zł. Jeszcze niedawno było to 207 770 zł. Explorera kupimy natomiast za 169 990 zł zamiast 198 270 zł. Na osłodę Ford dorzuca w cenie ładowarkę typu Wallbox do każdego auta.
Peugeot poszedł po rozum do głowy
Dotychczasowe ceny elektrycznych aut z lwem w logo były delikatnie mówiąc wysokie. Przykład? 233,6 tys. zł za model e-3008. Rocznik 2025 jest już jednak wyceniony bardziej rozsądnie, bo na 199 950 zł. Na jeszcze większą obniżkę załapał się mniejszy e-2008 kosztujący 147 450 zł - o 40 tys. zł mniej niż dotychczas.
Pozostałe modele również potaniały - najmniejszy e-208 ze 145,1 tys. zł na 129,1 tys. zł, a e-308 ze 181 150 zł na 171 150 zł. Spektakularnie wyglądający e-408 kosztuje natomiast 196,7 tys. zł, co oznacza obniżkę o 12 tys. zł. Co warte odnotowania, tak jak w przypadku Volkswagena i Forda, są to kwoty za auta z rocznika 2025.
Hyundai rozbił bank, choć to tylko czasowe rabaty
85 000 zł rabatu na Ioniqa 5? Żaden problem. Na taką obniżkę mogą liczyć klienci, którzy zdecydują się na auto z rocznika 2024 w wersji UNIQ z 325-konnym napędem. Wspomniany samochód kosztuje 229 tys. zł zamiast 314,9 tys. zł. Chętni na podstawowe wydanie Dynamiq również zaoszczędzą - cennik otwiera kwota 149,9 tys. zł, co oznacza obniżkę w wysokości 70 tys. zł. Co ważne, rabatami, choć nieco niższymi, bo sięgającymi "tylko" 50 tys. zł objęto również auta z rocznika 2025.
Obniżki na pozostałe modele nie są już tak spektakularne, choć wciąż warte uwagi. Ioniqa 6 2025 kupicie o 15 tys. zł taniej, ale już rocznik 2024 staniał nawet o 71 tys. zł. W przypadku Kony Electric będzie to natomiast 32 tys. zł mniej za rocznik 2025 i 45 tys. mniej w przypadku rocznika 2024.
Czyli jednak się da?
Elektryki staniały, nagle i wyraźnie. Oczywiście nie wszystkie, ale bazując na ofertach wspomnianych marek widać pewien trend. Co skłoniło producentów do obniżek? Można podejrzewać, że jednym z powodów był słaby popyt. Auta elektryczne wciąż stanowią margines na polskim rynku, a wysokie ceny są jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy.
Drugą, bardziej prawdopodobną kwestią wydają się obowiązujące od 1 stycznia 2025 r. unijne regulacje i związane z nimi limity uśrednionej emisji CO2 dla całej gamy modelowej. Im większy udział zeroemisyjnych elektryków w całkowitej sprzedaży, tym większa szansa na zmieszczenie się w limitach i uniknięcie kar.
Nic więc dziwnego, że niektóre marki podjęły decyzję o obniżkach. Straty wynikające z niższych marż mogą bowiem okazać się mniejsze niż kwoty, jakie trafiłyby do unijnego budżetu w przypadku przekroczenia limitów.