Fotoradary i kary za prędkość w Europie. Nadużywanie pedału gazu może słono kosztować
Zagraniczny wyjazd na narty może słono kosztować tych, którzy nie zwracają uwagi na znaki ograniczenia prędkości. W krajach, które kuszą miłośników zimowych sportów, jest o wiele więcej fotoradarów niż w Polsce, a mandaty mogą być bardzo wysokie.
17.01.2018 | aktual.: 30.03.2023 11:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prędkość kontrolowana
Polscy kierowcy zwykli narzekać na funkcjonujący u nas system fotoradarów. Mówią, że jest ich za dużo, a do tego większość nie tam, gdzie podpowiadałaby logika. Z drugim z tych argumentów czasami nie sposób się nie zgodzić. Jeśli jednak spojrzymy na mapę Europy, okaże się, że urządzeń kontrolujących prędkość kierowców na zachodzie jest znacznie więcej.
Pod względem liczby stacjonarnych fotoradarów palma pierwszeństwa należy się Włochom, którzy na terenie swojego kraju rozmieścili aż 5898 urządzeń. Za nimi znalazła się Wielka Brytania z wynikiem 5535 fotoradarów i Niemcy - 3909.
Austria i nasi zachodni sąsiedzi to właśnie te państwa, od których zaczyna się gąszcz fotoradarów. W krajach na wschód od nich urządzeń kontrolujących jest już znacznie mniej i dotyczy to nawet zamożnych i dużych państw, takich jak Szwecja czy Finlandia.
Jeśli przeliczymy liczbę urządzeń na powierzchnię państwa okaże się, że kierowcy najściślej kontrolowani są w Belgii, gdzie na 1 tys. km2 przypada 37,6 urządzenia. W Wielkiej Brytanii współczynnik ten wynosi 22,3, a we Włoszech 19,5. Na dalszych miejscach znalazły się: Holandia (19,2), Szwajcaria (15,7), Austria (12,5), Niemcy (10,9), Francja (4,2), Litwa (3,3) oraz Szwecja (3,1).
W tym zestawieniu Polska z wynikiem 1,5 plasuje się pośrodku stawki. Najmniejsza gęstość sieci fotoradarów występuje na Ukrainie (0,1), Słowacji (0,3) i Łotwie (0,3). Co ciekawe, na Węgrzech współczynnik liczby fotoradarów na 1 tys. km2 wynosi 2,5, a więc wyraźnie więcej niż w Polsce.
Zaskoczeniem może być także mało rozwinięta - w porównaniu z niektórymi państwami Europy Zachodniej - sieć fotoradarów w Szwecji. Współczynnik nasycenia fotoradarami wynosi tam tylko 3,1, a mimo to Szwecja, obok Norwegii i Wielkiej Brytanii, znajduje się w wąskim gronie państw, w których na milion mieszkańców co roku w wypadkach ginie mniej niż 20 osób.
Co kraj, to system
Wybierając się za granicę trzeba też pamiętać o tym, że w wielu krajach system kontroli wygląda zupełnie inaczej niż u nas. W Polsce każdy fotoradar jest pomalowany na żółto i widoczny z daleka.
Ponadto każde urządzenie poprzedzone jest niebieskim znakiem ostrzegawczym D-51, a w przypadku zestawów do odcinkowego pomiaru średniej prędkości pod znakiem znajduje się tabliczka, na której podana jest długość fragmentu drogi objętej kontrolą.
Za granicą jest różnie. We Włoszech, w Hiszpanii czy we Francji o fotoradarach ostrzegają znaki – wyglądają one jednak inaczej niż ich polskie odpowiedniki. Zwykle jest to biała tablica z czarnym symbolem fotoradaru. Może być to też tablica świetlna.
W innych państwach, na przykład w Austrii, Danii czy Szwajcarii, fotoradary nie są oznaczane, a nawet bywają chowane w obudowach imitujących na przykład kosze na śmieci lub malowane są na kolor podobny do najbliższego otoczenia, przez co trudno je zauważyć.
Trzeba też pamiętać o tym, że fotoradary stacjonarne to nie wszystko. Polskie przepisy zabraniają posługiwać się urządzeniami mobilnymi strażom miejskim i gminnym. W wielu europejskich państwach takie fotoradary są jednak wykorzystywane.
Często, na przykład we Francji i Irlandii, montuje się je w oznakowanych samochodach dostawczych. W Danii natomiast potrafią być ukryte w nieoznakowanych autach zaparkowanych przy drodze.
Fotoradary to nie wszystko. W Zachodniej Europie mocno rozpowszechnione są zestawy do wykrywania wjazdu na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. W Polsce działa jedynie 20 tego typu urządzeń, za granicą jest ich znacznie więcej.
Największe zagęszczenie zestawów rejestrujących przejazd na czerwonym świetle występuje w Belgii, Holandii i we Włoszech. W każdym z tych państw urządzenia trzeba liczyć w setkach.
Trzeba również pamiętać, że niektóre kraje wykorzystują rozwiązania innego typu niż te, które działają w Polsce. W Hiszpanii w 2017 roku zainstalowano 225 kamer, które są w stanie wykryć niezapięte pasy bezpieczeństwa u kierowcy.
Zachodnie drogi, zachodnie kary
Szansa na otrzymanie mandatu za łamanie przepisów w Zachodniej Europie jest znacznie większa niż w Polsce. Wyższe są również kary, które w razie wpadki trzeba będzie zapłacić.
Za przekroczenie dozwolonej prędkości o 20 km/h we Włoszech zapłacimy przynajmniej 170 euro - czyli 710 zł - i jest to najwyższe kwota w Europie. Za to samo przewinienie nie mniej niż 165 euro wyniesie mandat w Holandii i równowartość tej kwoty w Szwajcarii, 135 euro we Francji i w Danii, 100 euro w Hiszpanii i Belgii, 80 euro w Słowenii, 65 euro w Chorwacji, 50 euro w Luksemburgu, równowartość 40 euro w Czechach, 35 euro w Niemczech i 30 euro w Austrii.
Znacznie głębiej będzie musiał sięgnąć do portfela kierowca, który przekroczy dozwoloną prędkość o ponad 50 km/h. Najwięcej zapłaci w Wielkiej Brytanii, bo równowartość około 2,8 tys. euro (blisko 11,7 tys. zl). Bardzo wysoka kara obowiązuje również w popularnej wśród narciarzy Austrii - do 2180 euro, czyli prawie 9,1 tys. zł.
We Francji kara to 1,5 tys. euro, w Holandii 660 euro, w Hiszpanii 600 euro, 530 euro we Włoszech, 500 euro w Słowenii, 400 euro w Chorwacji, 300 euro w Belgii i Danii, 240 euro w Niemczech i 145 euro w Luksemburgu.
Za wjazd na skrzyżowanie przy czerwonym świetle najwięcej płaci się w Wielkiej Brytanii - może być to nawet równowartość około 1,1 tys. euro, czyli 4,6 tys. zł.
Za takie wykroczenie w Słowenii zapłacimy 300 euro, 270 euro w Danii i równowartość tej kwoty w Chorwacji, 230 euro w Holandii, 200 euro w Hiszpanii, 170 euro we Włoszech, 165 euro w Belgii, 145 euro w Luksemburgu, 135 euro we Francji, równowartość 100 euro w Czechach. Od 90 do 320 euro w Niemczech i 70 euro w Austrii.
Płacić czy nie płacić?
W głowach wielu zmotoryzowanych, którzy otrzymali pocztą najbardziej niechcianą pamiątkę z zagranicznego wyjazdu, pojawia się myśl o zignorowaniu mandatu. W końcu co władze Niemiec, Austrii czy Belgii mogą im zrobić w Polsce? Okazuje się jednak, że zwykle lepiej sięgnąć do kieszeni.
W krajach Unii Europejskiej funkcjonują punkty kontaktowe, które zajmują się udostępnianiem adresów właścicieli samochodów przyłapanych przez fotoradary w innych krajach wspólnoty. Jeśli więc zostanie nam zrobione zdjęcie, trafi ono pod właściwy adres.
Co prawda egzekucja mandatu będzie wymagała zajęcia się sprawą przez polski sąd, ale w przypadku kar na wyższe sumy zagraniczne służby decydują się na taki krok.
Mandat zdecydowanie warto zapłacić, jeśli zamierzamy jeszcze odwiedzić kraj, w którym został on na nas nałożony. Jeśli sprawę zignorujemy, jakikolwiek kontakt z miejscową policją zakończy się sprawdzeniem historii i natychmiastową koniecznością uregulowania zaległości wraz z odsetkami. Co ważne, sumę trzeba będzie wówczas zapłacić na miejscu.
Gdzie trzeba się najbardziej pilnować? Z danych polskiego punktu kontaktowego za 2016 roku wynika, że tuż za naszą zachodnią granicą. Oto lista państw, które najczęściej występowały o udostępnienie danych posiadaczy zarejestrowanych przez fotoradary samochodów:
- Niemcy - 421 025,
- Austria - 146 095,
- Francja - 132 657,
- Holandia - 131 125,
- Włochy - 25 608,
- Węgry - 20 268,
- Belgia - 5572,
- Łotwa - 4399,
- Litwa - 3398,
- Hiszpania - 2545,
- Luksemburg - 2238,
- Chorwacja - 1275,
- Bułgaria - 927,
- Malta - 32,
- Słowacja - 1.